Green Arrow Lemire'a i Sorentino pochłonięty.
Niestety na temat tego komiksu nie napiszę żadnych peanów, bo cała dość długa historia to jak dla mnie standardowe superhero. W pierwszej kolejności miałem skojarzenie z bardziej rozbudowaną wersją batmanowego Miasta Sów, ponieważ dostajemy tutaj tajną organizację - Outsiderów, która od wieków pozostaje ukryta przed czujnym okiem superbohaterów. Nawet nie sprecyzowano czego ta organizacja pragnie i wydaje się, że jedyny jej cel to sianie chaosu i pomnażanie mamony.
U Snydera nie raził mnie fakt, że Batman przez tak długi czas nic nie wiedział o istnieniu Trybunału Sów tuż pod własnym nosem (choć faktycznie trochę to dziwne w przypadku najlepszego detektywa na świecie), a cała opowieść została przeprowadzona zgrabnie i wciągająco. Niestety Lemire nie kupił mojej uwagi i choć początek zapowiadał się obiecująco (tajemnica narosła wokół przeszłości Queena i jego przeznaczenie do walki z Outsiderami oraz wokół łotra Komodo i jego "córki", enigmatyczna postać Magusa) to jednak im dalej w las tym większe znużenie dopadało moje ciało. I nie jest to kwestia zmęczenia komiksem, ponieważ lekturę rozbiłem sobie aż na 4 dni. Całość ostatecznie sprowadza się do typowej historii superbohaterskiej z obowiązkową konkluzją w postaci totalnej młócki.
Lemire niestety nie zachwycił mnie swoim piórem, a jest to bodajże pierwsza jego praca, jaką przeczytałem. Co innego Sorentino - jego mało wyrazista, wręcz brudna kreska bardzo przypadła mi do gustu i zapowiedzianego Jokera kupię chyba tylko ze względu na jego prace.