Ulep totalny, potworek Frankensteina. Jak wcześniej wspomniałem jest tam kilka dobrych pomysłów, bycie Batmanem jako forma samobójstwa na raty już nie wnikając czy się z tym zgadzamy czy nie jest z pewnością interesujące tylko to wszystko jest opakowane w absurdalnie głupkowatą fabułę, te dwa tomy z Banem to istny cringe fest, identycznie jest w przypadku "Wojny Żartów...", z gothamską śmietanką psycholi robiącą za paziów. Rozumiem powód dla którego Batman się nie ożenił, więcej on jest jak najbardziej sensowny, ale ten wątek to powinno być jakieś maksymalnie pięć zeszytów, nie tylko Ci którzy liczyli na ślub byliby mniej rozczarowani, ale jednocześnie ci którzy tak jak jak na niego nie liczyli nie odnieśliby wrażenia, że King przepisuje sam od siebie. W/g mnie on nie miał pomysłu na ten run, a przynajmniej nie na to aby tak długo go prowadzić, co wydaje się dosyć dziwne bo od początku nie tylko King, ale i samo DC potwierdzało, że to będzie bardzo długie. Zawsze wyobrażałem sobie, że w takim przypadku autor przychodzi na rozmowy z jakimś konceptem i przede wszystkim ogólnikowym konspektem, ale albo w tym przypadku wyglądało to zupełnie inaczej albo cały plan poszedł się dosyć szybko kochać. Cały czas mi się wydawało, że King pisze to wszystko od przypadku do przypadku w zależności od opinii publicznej, poszczególne bloki fabularne nie mają ze sobą praktycznie żadnych rozsądnych połączeń. Doczytałem do 60-tego zeszytu a tam sensownego materiału jest nawet nie na połowę tego, jasne jakiś wprawiony w boju autor, spokojnie mógłby to obrobić tzw. "zapychaczami", tyle że akurat King kompletnie nie potrafi ich pisać, sceny akcji są w większości niezbyt interesujące i niezbyt realne nawet jak na gatunek a same pomysły na przerywnikowe zeszyty beznadziejnie głupie (z wyjątkiem fajnej podwójnej randki). No i tak na koniec przyjmujemy, że King miał pomysł aby przedstawić nieco innego Batmana, ok niech mu będzie, ale tam sporo innych postaci dosyć dziwnie się zachowuje, odniosłem wrażenie że on nie bardzo znał to uniwersum.