Obejrzałem nefliksowego Samochodzika i...
Pomysł został koncertowo spieprzony, chociaż są przebłyski 😉 Na plus zdjęcia, niektóre sceny i wbrew pozorom kreacja Samochodzika, całkiem niezła, pomijając jego cechy charakteru, bo tu lekko przesadzili. Daje się odczuć, że odrobiono lekcje z Nienackiego, niemniej po łebkach. Dodatkowy plus za dbałość o artefakty z epoki. Klimatu nie robią, ale są. Sam wehikuł też ok, chociaż jego rolę ograniczono.
Na minus główny złol – absolutnie bez sensu, dźwięk – tradycyjnie kiepsko słychać jak to w polskich produkcjach i skupienie się na akcji (momentami brutalnej, po co te trupy?), żeby za chwilę wiało nudą. To połączenie Bonda ze Żbikiem i muzealnikiem dałoby radę, gdyby wywalić do minimum wątek dziecięcy i podmienić złola. Dla kogoś kto nawet minimalnie czai rzeczywistość jest to po prostu śmieszne. Odniosłem wrażenie oglądając film, że Samochodzik to esbek na etacie w muzeum… Petersen też tak włożony bez ładu i składu. Za mocno ktoś wczuł się w Bonda. Po co jakiś Adios, skoro był Batura?
Oczywiście to Netflix, więc mamy szefową zamiast szefa i wrzucone z dupy przez harcerkę zdanko o feminiźmie. Harcerze zostali pokazani jak jakiś gang bawiący się w falę. Widać, że twórcy nie mieli kompletnie pomysłu na szukanie skarbów. Owszem, w oryginale też to było dmuchane jak cholera, ale chociaż miało jakiś styl, a tutaj… cóż, wyszło sztucznie.
Gdybym miał ocenić, to jest o wiele gorzej niż np. w przypadku takiej Spony, ale lepiej niż w Klubie włóczykijów. Solidne 3 z minusem w skali 0-6.

Ps. Jedyną porządną kreację zrobił Ferency.