"Moonfall (2022)"
Emmerich zaszalał, pojechał po bandzie w swym najnowszym katastroficznym dziele - tak, jest to to szalone kinematograficzne coś, w materii rozrywki jako dzieło przez wielkie d. "Moonfall" rozkwasi wam mózgi, uderzając w nie obuchem przez łeb fabularną mamałygą, ale za to cudowną oprawą wizualną - jednymi z najpłynniejszych efektów graficznych (głównie tych komputerowych, które płynnie scalone są z warstwą naturalnego obrazu chwytanego przez kamerę) w kinie katastroficznym ostatnich kilkunastu lat, jak i ogólnym w kinie realizującym gatunek fantastyczno-naukowy: rozmach miał tu sens rozrywkowy (ale nie fabularny), i to było piękne, szczegółowe w każdej skali, również przy przechodzeniu z jednego planu filmowego na drugi, i gdy różnica w kadrach była duża. To wszystko prezentowało się nienagannie, dla uczty wzrokowo-słuchowej było iście idealnie aż do przesytu, mimo iż było to... w opór sztuczne: ostrość, barwy, tonacja koloru, no i ten narzucony kontrast. Nie oszukujmy się, jeśli szukacie inteligentnego filmu, a nie rozrywki w stylu: wszystko jest mega, dzieje się szybko, dużo i aż sapie z tego oczojebność barw i dźwięków, feeria kształtów i konturów, to nie jest to obraz dla was, oj nie. Emmerich to odważny twórca, bardzo odważny. Śmiało wrzuca do swoich filmów wszystko co popadnie, aby było big w amerykańskim stylu. No i dobrze, fajnie widzieć jak ktoś ma w dupie narzucone przez kogoś schematy - przy Emmerichu to się sprawdza - "Moonfall" to jest naprawdę świetny wizualnie film, ale kupsztalowy pod pozostałym względem. Na niektóre role aż wstyd było patrzeć, ale o to chyba chodziło: historia bohaterów była - według mnie - tłem dla głównej osi fabuły
księżyca, który strącony ze swej orbity miał ,,spaść" na Ziemię. No tak, w końcu niszczenie cywilizacji, a raczej jej próba, oraz udowodnienie, że ludzie nie są doskonali i jako jednostka, i jako zbiorowość właśnie - ciekawie uwypuklił to w swym najnowszym obrazie Emmerich. Ostatecznie i tak zależy to osobistego odbioru filmu.
Dostałem to czego oczekiwałem - typowy Emmerich po 2000 roku; schematy dostrzegalne: obejrzycie sobie "2012", a potem "Moonfall", zobaczycie w czym rzecz. Nic więcej mi nie było trzeba, spoilerować nie będę, dodam na koniec: oceniam ten śmiały twór na: 7/10! Bang! Ku destrukcji! Ave Emmerichu!