Potrzebowałbym jeszcze odnieść się do poniższego:
Ja tylko w sprawie rozu w europie. Byl np. uwazany za meski bo byl kolorem symbolizujacym majetnosc razem z bliskim mu czerwonym.
Wydaje mi się, że to grube uproszczenie.
Wyznacznikiem statusu majątkowego do pewnego okresu (do rewolucji przemysłowej albo może trochę bardziej precyzyjnie - do uprzemysłowienia branży tekstylnej) był kolor jako taki. Nie różowy, nie niebieski i nie zielony, ale po prostu kolor. Kolory "żywe" nosili ci, których było na to stać właśnie celem podkreślenia swojego statusu majątkowego czyli na ogół także społecznego. Jeżeli widziałeś szlachcica w niebieskim czy czerwonym, tym samym na pierwszy rzut oka wiedziałeś, że to możne panisko, ponieważ informował o tym kolor jego stroju. To dlatego (jeżeli ktoś pamięta z "Trylogii") biedotę (zarówno chłopów, mieszczan jak i pospolitą szlachtę zagrodową) określano terminem "szaraczkowie". Bo oni nosili na grzbietach zgrzebne, najtańsze - bo niebarwione - płótno.
Dlatego to nie "kolor różowy symbolizował majętność" tylko "kolor symbolizował majętność".
A co moim zdaniem (na chłopski rozum) przemawiało przeciwko różowemu - ano to, że łatwo go było zabrudzić co w sytuacji gdy pranie niszczyło barwę nie było pożądanych faktem. Dlatego jeżeli na różowo mógłby się nosić na pokojach albo przy formalnych okazjach jakiś Radziwiłł czy inny Sapieha celem kłucia w oczy swoim bogactwem o tyle różowy w tym kontekście wydaje się mocno niepraktyczny.
Zaś w kontekście owej niepraktyczności przypomina mi się inna anegdotka, tym razem z okresu rzymskiego dot. sprzedaży tuniki/płaszcza (nie pamiętam dokładnie) w kolorze purpurowym. W "ogłoszeniu" była mowa o tym, że szata była raz czy dwa razy prana. Informacja ta była o tyle istotna, że kolor było łatwo zniszczyć a purpura tyryjska była najdroższym barwnikiem starożytnego świata (i dlatego przysługiwała jedynie jednostkom o statusie imperatorskim a później cesarskim).