Nie wiem, jak to się odbywa, ale podejrzewam, że osoby odpowiedzialne za korektę za bardzo ufają słownikom komputerowym, które podkreślają czerwonym wężykiem podejrzane słowa. Takie elektroniczne sprawdzanie tekstu nie wyłapie błędów typu "opuście", bo nie rozróżnia kontekstu. Nic nie zastąpi uważnej lektury całego komiksu, z tekstami już umieszczonymi w dymkach.
Może, by uchylić rąbka tajemnicy, odpowiem tu z mojej perspektywy, osoby "korektora w kulce" i tłumacza:
1.
Praca odbywała się między korektą (ja) a tłumaczami (
Zaya,
Metronom').
Ja robię tak: tekst polski był wydrukowany i sczytany "na sucho" (bez komiksu), pozaznaczane elementy niezgodne z polską interpunkcją i ortografią były poprawione po tym etapie (i znów tekst był czytany), szyki zdań budzące wątpliwości, a także elementy tekstu logicznie niespójne były zweryfikowane z tekstem oryginału (translator z języka francuskiego, a także kilkukrotna pomoc znajomej, która zna ten język bardzo dobrze), tłumaczeniem angielskim, a także z tłumaczami, którzy albo przekonywali mnie do swojego tłumaczenia (np. w pl wersji komiksu
Zaya mamy SISI, a w oryginale było LIA, co jest skrótem od
L'intelligence artificielle, czyli po polsku SI), albo akceptowali rozwiązania zaproponowane przeze mnie (w międzyczasie były też burze mózgów, co lepiej będzie brzmiało po polsku, a nie będzie bardzo odbiegać od oryginału, wszystko w postaci komentarzy do tekstu, więc kilkukrotnie tekst lądował u tłumaczy i u mnie).
Wszelkie niejasności/niespójności były konsultowane właśnie w tej grupie osób odpowiedzialnych za tekst w danym tytule. A same teksty były kilkukrotnie przesyłane na linii tłumacz-korekta-tłumacz (na marginesie dokumentu dużo komentarzy, co czasem było problematyczne w odnalezieniu się w tym, który z nich jest odpowiedzią, na który komentarz).
Tekst ustalony z tłumaczami ponownie czytałem, by wyłapać rzeczy, które jednak umknęły na wcześniejszych etapach pracy (praca w różnych edytorach tekstu/różnych jego wersjach powodowało, że trybowi śledzenia zmian odwalało i niejednokrotnie było trzeba dochodzić do tego, co ustaliliśmy) i przesyłałem je do Arka.
Na koniec przy
Zayi dostałem plik z tekstem wlanym w dymki i w miejscach, gdzie coś się nie zgadzało (np. zdarzyło się, że zabrakło onomatopei w dymku, była też sytuacja, że zmieniliśmy jakiś tekst, który już został dodany w dymkach), to Arek dostał feedback w postaci odpowiedniego komentarza.
Niestety, nie wiem czemu, w
Zayi nie udało mi się wyłapać wszystkich błędów... za co czytelników przepraszam.
Metronom' - niezła kobyłka - miał dwie korekty, więc sądzę, że błędu żadnego tam nie znajdziecie.
2.
Przy "Małym Nemo w Krainie Snów" (tłumaczenie) Michał doprecyzował, na czym zależy mu w tłumaczeniach (teksty czasem infantylne, niemieszczące się w dymkach, częste powtórzenia na jednej planszy w dymkach, a nawet w jednym dymku, więc prosił o tłumaczenia niekoniecznie wierne tekstowi, ale o takie, które będzie się przyjemniej czytało). Potem sam zrobił korektę/redakcję tekstów przesłanych tłumaczy (było chyba nas trzech) i mamy produkt finalny.
A w tym miejscu raz jeszcze podziękuję Arkowi za to, że pozwolił mi pracować przy tych tytułach.