Tematem przewodnim w tym wątku było dotarcie do młodzieży w mniejszych mieścinach. Młodzieży różnej, emo deprysyjnej, z tęczowymi torbami, tej chwalącej wolny rynek i tej co ma go gdzieś. Nie ważne, czy to chłopak w bluzie dresowej z sebixowym spojrzeniem, czy młodzieniec z wielką kitą udający wikinga. Nie ważne czy kujon, czy sportowiec. Każdy z nich może zostać fanem komiksów, czy to superbohaterskich, ale też i poważniejszych lektur. Jednak by tak się stało, to musi mieć z nimi kontakt. A mniejsze miejscowości nie zawsze mają galerie z Empikami. Nie zawsze mają dobrze wyposażone biblioteki, nie mówiąc już o księgarniach. A co gorsza, nie odbywają się tam imprezy komiksowe i konwenty fantastyki.
Zielone kioski na każdym rogu, które zaszczepiły sympatię do komiksów rozbudziły zainteresowanie tematem w latach 90-tych. Dzięki temu współczesne wydawnictwa komiksowe mają dochody od pracujących 30-parolatków. Współcześnie ten efekt można powielić tylko wykorzystując popularność filmów komiksowych w kinach. Szeroko dostępne kioski to już przeszłość, dlatego cieszę się jeśli coś komiksowego pojawia się w Biedronce - sklepie do którego chodzi niemal każdy, jak w latach 90-tych do kiosku. Co za młodu zakiełkuje, to wyda plony po wielu latach. Ważne by tych nasadzeń było jak najwięcej.
Cóż, wątek zmienił się w dyskusję o wyższości wsi nad miastem, zbaczając z istotnego tematu. I co gorsza, czuję, że mam w tym udział, tak niefrasobliwie nazywając wieś "dziurą". I nie ważne tu o to, kto z nas, dorosłych komiksiarzy mieszka na prowincji, czy tam gdzie psy szczekają w dziwny sposób. Chodziło mi o przyszłe pokolenie i to jak do niego trafić by kultywowali tradycję czytania komiksów i tym samym rozwijali nasz fandom.
Jestem z "metropoli", która nawet nie ma metra. A to fajny wynalazek. Kolej w Berlinie to poezja. A u mnie w mieście to co najwyżej Jeżyce zbliżają się do Berlina. Nigdy jednak nim nie będą, przez co niektórzy będą patrzeć na nie z pogardą. A nawet na Jeżycach w odrestaurowanym baraku ma swoją siedzibę Klub Fantastyki Druga Era, organizujący Pyrkon. I dla tej imprezy warto żyć w Poznaniu. Nie tylko dla niej. Jest jeszcze PGA, Poznański Festiwal Komiksu i jakieś inne mango-konwenty. Choć teraz takie imprezy są wspomnieniem, to przed 2020 były ważnym punktem w życiu niejednego fana popkultury. Są one wabikiem zwłaszcza dla młodzieży i to dosyć mocnym, skoro ściągają ludzi z całej Polski. Nawet do takiej dziury jak Nadarzyn. Większe z mniejszych mieścin z powodzeniem organizowały swoje festiwale i konwenty. W mojej okolicy. takie coś odbywało się w Gnieźnie, Koninie, czy nawet Wągrowcu.
I choć paczkomaty załatwiają sprawę, to co zrobić, by ktoś zaczął zamawiać do nich komiksy? W mieście pyr jest kultowy sklepik, KiK. Miejsce w centrum, obok kino z tradycjami i dziwna galeria. Sklepik jest miejscem gdzie się chodzi ze znajomymi na zakupy, rozmawia ze sklepikarzem, świetnie ogarniającym co w komiksach piszczy. Zaglądają tam mangozryci, fani fantastyki kupujący poważne lektury i planszówki, a także Ci co chcą zgłębić graficzne opowieści. Takie miejsca budują świadomość od młodości. Jednak zdaję sobie sprawę, że można je spotkać tylko w większych miastach.
Nieopodal KiKu jest czytelnia komiksów, gdzie myślę, że znaleźć można prawie wszystko. Pracownicy bardzo o to dbają. Jak czegoś nie ma, to można to zgłosić i brakujący towar zostanie zakupiony. Jednak taka wielka czytelnia nie załatwia sprawy. Ważne by w każdej bibliotece były komiksy. Ważne żeby w każdej miejscowości była biblioteka. To właśnie lektura Asterixów, Smerfów i Gigantów w mojej bibliotece podtrzymywała we mnie pasję, którą mam do dziś.
Na starość dobrze zamieszkać sobie w domku, z dala od cywilizacji. Jednak młodsi takiej cywilizacji potrzebują. Dzieciaki z mniejszych miast i wsi nie będą za młodu bombardowane drukowanymi mediami. Dorastając będą się kierować w stronę Netflixa i Disney+, chłonąc komiksowe filmy i seriale, nie znając materiału źródłowego. Dlatego cieszę się, że Egmont podejmuje inicjatywy z poprawieniem dostępności do komiksów, a nawet puszcza reklamy przed seansami kinowymi. Jeśli można zrobić coś więcej, to dlaczego nie?