Co do tych Star Warsów i podziału na to co kanoniczne, a to co z legend... Są osoby w mojej rodzinie, które oglądają Star Wars na D+ i kojarzą mniej więcej wszystkie postaci, które dostały powiedzmy minimum 30 minut czasu antenowego

Oczywiście, dobrze piszecie, że skoro ktoś popełnił bardzo ciekawą historie, czy to w formie komiksu lub książki, to nie ma sensu przywiązywać wagi do kanoniczności, ale jeśli ktoś obejrzał np Ahsoke albo nawet ostatnią trylogię, to dostanie mindfucka gdy zacznie czytać to wszystko co ukazuje się w ramach legend.
Z drugiej strony, nie chciałbym tego argumentować tym, że "aaa bo to alternatywne uniwersum" bo szczerze już zaczyna mnie takie tłumaczenie scenarzystów drażnić (ale nie w komiksach, tylko w serialach/filmach).
Dużo postaci z Legend pojawiło się w tym co Disney nazywa kanonem, biografia tych postaci została oczywiście delikatnie zmieniona, pewne postaci w ogóle się nie narodziły, te co zgineły nagle nie wróciły do żywych...
Teoretycznie byłyby to komiksy dla zgredów, które pamiętają czasy gdy te stare komiksy wychodziły jeszcze w kioskach, bo wątpie by pokolenie ostatniej trylogii albo Mandalorianina (którego zresztą E wydaje również w formie komiksu) się w tym bałaganie połapało.
Ale szkoda, że tak się stało, bo tam w Legendach było dużo dobra i można było od początku jechać na tych pomysłach zamiast wymyślać postacie, z którymi człowiek kompletnie nie czuje żadnej relacji i to aż po 3 filmach kinowych.