Jestem już po lekturze 20 zeszytu Daredevila Chipa Zdarsky'ego i ponieważ numer ten stanowi pierwszy punkt kulminacyjny jego opowieści chciałem się podzielić z Wami moimi wrażeniami. W mojej wypowiedzi pojawi się trochę spoilerów, więc jeśli nie chcecie psuć sobie lektury nie odkrywajcie ich, ale jednocześnie nie będę streszczał fabuły. Pewien jej zarys dałem zresztą w jednym ze wcześniejszych wpisów.
Jak większość z Was pewnie wie, Daredevil Zdarsky'ego otrzymał aż cztery nominacje do Nagrody Eisnera w tym za najlepszą serię kontynuowaną i najlepszy scenariusz. Czy rzeczywiście DD Zdarsky'ego zasługuje na to nominacje? Po lekturze tych dwudziestu zeszytów uważam, że seria ta zasługuje nie tylko na nominacje, ale na samą nagrodę. To co najbardziej podoba mi się w tym runie to przede wszystkim świetne rozpisanie scenariusza. Widać, że Zdarsky ma bardzo dobrze przemyślane tempo swojej opowieści. W jej opowiadaniu nie spieszy się od punktu do punktu, ale skrupulatnie i spokojnie rozwija kolejne wątki. Jest to zdecydowanie run dla tych czytelników, których po komiksach nie oczekują spektakularnego łubu dubu, ale cenią przede wszystkim akcje zbudowaną na świetnie rozpisanych dialogach i dobrze zarysowanych postaciach. Uważam, że Zdarsky obmyślając swój pomysł na DD wykazał się dużą odwagą. Co prawda jego poprzednik na stanowisku scenarzysty Charles Soule zostawił Matta w tradycyjnie nieciekawym położeniu, ale koniec tego runu został napisany w ten sposób, że Zdarsky mógł zacząć pisać od nowa swoją własną historię nie odnosząc się za bardzo do końcówki runu swojego poprzednika. Nowy scenarzysta postąpił jednak inaczej - odważnie podniósł przyłbicę, opuścił kopię i popędził na wprost, by zmierzyć się z konsekwencjami zaprezentowanej przez Charlesa Soule'a śmierci Daredevila. Przyznać trzeba, że efekt tego trudnego zadania przerósł moje wszelkie oczekiwania. Dostajemy dojrzałą, mroczną i pełną niepokoju opowieść o ludzkich słabościach i błędach. Zdarsky nie boi się odbrązowić na przykładzie DD środowiska superbohaterskiego eksponując jego ludzką, a więc pełną słabości, stronę. Scenariusz Zdarsky'ego to kolejny dowód na to, że najlepsze komiksy o Daredevilu to te, które opowiadają o Murdocku, a nie jego diabelskim alter ego.
W tym runie bardzo podoba mi się jeszcze jedna rzecz, a mianowicie świetne pokazanie przez Zdarsky'ego, że są siły potężniejsze niż nowojorskie gangi, czy sam Kingipin. Zdarsky pokazuje wręcz, że tak naprawdę Kingpin, nawet jeśli zasiada w fotelu burmistrza Nowego Jorku, tak naprawdę niewiele znaczy wobec sił, które w swoich rękach trzymają realną władzę. A jeśli o Kingpinie już mowa uważam, że w całej historii uniwersum Marvela Zdarsky jest jednym ze scenarzystów najlepiej rozumiejących tę postać. Nadaje mu wymiar bardzo ludzki ukazując przede wszystkim jego ambicje, którą scenarzyści często ograniczali do rządzenia światem przestępczym i robienia gigantycznych pieniędzy. Zdarsky daje nam coś więcej. Świetnie wypadają również inne postacie, zwłaszcza detektyw Cole North - twardy glina przeniesiony z Chicago, który jest moim zdaniem jedną z ciekawszych postaci tego runu.
Po tych zachwytach kilka drobnych rzeczy, których w tym runie nie kupiłem, lub które mi się nie spodobały (uwaga spoilery):
1.
głównym wątkiem tej części runu jest spowodowanie przez Daredevila śmierci drobnego przestępcy - złodziejaszka, który wraz z kumplami obrabiał sklep monopolowy. Zdarsky genialnie rozpisuje ten wątek pokazując przemianę, która następuje w głównym bohaterze - od negacji własnego czynu, podejrzewania spisku przez stopniowo uświadomienie sobie, że to jednak on ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, akceptację i wreszcie próbę odpokutowania. I tu pojawia się jeden zgrzyt. W pewnym momencie Matt zostaje skonfrontowany z matką ofiary, która wie, że to on jest mordercą jej syna. Podczas szczerej rozmowy matka wybacza Mattowi jego uczynek i...szkoda. Bo jakże trudniejsze byłoby dla Matta życie ze świadomością, że matka ofiary nie umie lub/i nie chce mu wybaczyć, że odebrał jej dziecko? Myślę, że byłoby to pole do dalszego dobrego rozwoju tego wątku.
2. Kingpin, który ma na oku większe cele niż działalność w Hell's Kitchen wycofuje się z życia przestępczego. Szefom gangów narzuca jednak zasady, których prowadząc działalność przestępczą mają przestrzegać. Jednym z nich jest szanowanie granic. Po odejściu Kingpina nie zamierza się tym jednak przejmować Owl, który rozpoczyna w Hell's Kitchen brutalną wojnę gangów. Trzymający na wszystkim rękę Fisk postanawia przywołać Owla do porządku. W tym celu wysyła swoich ludzi, którzy nad ranem wyciągają Owla z jego własnego łóżka, wiążą go i w bagażniku przywożą na lotnisko. Fisk nie zamierza go zabić, ale wysłać swoim prywatnym samolotem do swojej prywatnej posiadłości na wyspie, by tam Owl mógł "odpocząć" i przemyśleć swoje w zachowanie w czasie kiedy Fisk będzie prostował ekipę Owla i sprzątał gówno, którego ten narobił. Owl jednak z łatwością ucieka i odlatuje. I tu rzucają mi się dwie rzeczy, których nie kupuję: Kingpin zna Owla, więc chyba wie też o jego zdolnościach. Wydaje mi się więc, że z góry przewidując ucieczkę powinien kazać go związać czymś solidniejszym. Po drugie nawet jeśli o tym nie pomyślał za tak bezczelne zachowanie i ucieczkę Fisk, którego znam z komiksów o DD, kazałby sprzątnąć Owla najszybciej jak się da, a zapewne osobiście urwałby mu głowę.
3. W finale pierwszej części runu w Hell's Kitchen wybuchają zamieszki. Tu mam trochę wrażenie, że Marvel wywarł presję na Zdarsky'm, by dał trochę takiej typowej trykociarskiej rozpierduchy. Nie podobają mi się wykorzystani przez Zdarsky'ego przestępcy dokonujący zniszczeń, czyli Rhino, Crossbones i Bullseye. Ten pierwszy pasuje do historii o DD jak wół do karety, ten drugi jest kompletnie niewiarygodny, bo przecież to niebezpieczny terrorysta, którego szukają Avengers, SHIELD i wszelkie możliwe służby, a mimo to nikt z tych organizacji nie pojawia się w Hell's Kitchen kiedy ten zaczyna strzelać na lewo i prawo? Nie kupuję tego. Bullseye również jest tutaj na siłę. Pisałem już o tym wielokrotnie, że od lat na tę postać w DD nie ma żaden scenarzysta i uważam, że powinien on na jakiś dłuższy czas zniknąć. Nie podobało mi się również pojawienie się Typhoid Mary i...Fiska. Wygląda to dość zabawnie kiedy w dzielnicy trwa rozpierducha w najlepsze i nagle zjawia się Fisk żeby w obronie swego miasta potłuc się z przestępcami. Sama obecność Fiska jest zrozumiała, bo w końcu jest burmistrzem, ale wolałbym żeby Zdarsky rozegrał to subtelniej np. Fisk sprowadza na miejsce jakichś najemników by spacyfikowali sytuację, albo próbuje wykorzystać zamieszki propagandowo pokazując swoje osobiste zaangażowanie w powstrzymanie zamieszek. Pojawienie się go wręcz z podziemi w samym centrum akcji z zakasanymi rękawami po prostu nie jest wiarygodne
.
Są to jednak pewne drobiazgi, które nie przesądzają o mojej ogólnej wysokiej ocenie tego runu. Podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie, że run Zdarsky'ego jest dobry także dla nowych czytelników, którzy nie znają komiksów z DD, a na przykład podobał im się serial Netflixa. Myślę, że nie będą oni rozczarowani, a z kolei fani Daredevila tacy jak ja, wręcz zachwyceni świetną jakością tego runu. Z niecierpliwością czekam na kolejny zeszyt, bo co prawda Daredevil
powrócił, ale postanowił wreszcie zmierzyć się z konsekwencją swojego czynu twarzą w twarz i oddał się w ręce sprawiedliwości
. Zdarsky'emu życzę przekucia nominacji w Nagrodę, a sobie i czytelnikom kontynuowania świetnego poziomu tego runu, a nawet wyprowadzenia go na jeszcze wyższy szczebel jakości.