Czy naprawdę pomysł, że Bruce Wayne, który bez przebrania Nietoperza kreuje się na miliardera, kobieciarza i chroni swoją największą tajemnicę bez maski poszedłby na pierwszą linię frontu wojny gangsterów w cywilu, nie wydaje się idiotyczny. Dla mnie to jest zupełnie out of character.
Ale on jest miliarderem? Więc się na niego nie kreuje. Raczej wykorzystuje swoją drugą "twarz" - bogatego, zatroskanego obywatela - by "uporządkować" wojnę, która wymyka się spod kontroli. "Wojna..." to historia z przeszłości, więc (chronologicznie późniejsza, ale opowiedziana przed kilku laty) decyzja o wsparciu finansowym już nie jednego z przeciwników Batmana, a samego Mrocznego Rycerza ("Batman Incorporated" Morrisona) daje Kingowi podkładkę i czyni takie zaangażowanie prawdopodobnym.
Chociaż chyba nie o to w tym posiłku przede wszystkim chodzi.
Problem jest taki, że King tak jak w Mister Miracle pisze, skrzywdzonych przez życie, złamanych psychicznie mężczyzn, chyba wszędzie pisze siebie. Kinga Bataman za bardzo nie ma nic z "miliardera, kobieciarza" jest słabym facetem, którego zostawiła kobieta, strasznie to żenujące. Mister Miracle też za bardzo nie ma nic wspólnego z oryginalnym, ale tam to sobie elseworlda napisał i od samego początku jest grubo (oczywiście w negatywny tego słowa znaczeniu), tutaj już poszło gorzej.
Nie wiem, czy rozpacz po rozstaniu z ukochaną jest z konieczności czymś żenującym (choć może być na pewno, wczoraj czytałem "Bez końca dół" Ennisa for the very first time, więc rozumiem, że są argumenty, powiedzmy: artystyczne, za takim ujęciem spraw...). A jeśli King pisze Batmana sobą, to jest to może tym bardziej wartościowe. Bo "sobą" może znaczyć, że jest to wykorzystywanie postaci, by ogarnąć siebie i to jest ciekawe już; może też znaczyć, że pisze w imieniu ludzi swojego pokolenia, czterdziestolatków mierzących się z kryzysami wieku swego, wiary w powołanie, karierę, czasem związek, w którym się jest... Albo taki, do którego wreszcie się dojrzało. Mi się "rodzinne" tematy podobały i w "Visionie", i w "Mister Miracle'u". Miliarderzy czasem tracą sens życia, kobieciarze się nagle próbują ustatkować (wczoraj czytałem też "Chorą miłość" Ennisa for the very first time, więc sądzę, że Bruce'owi jeszcze się na tym etapie upiekło), a skoro głównym punktem odniesienia dla runku Kinga jest ewidentnie "Knightfall", to wolno mu łamać Nietoperza też. Precedens jest.