Na fali oglądania "Batman Animated series" wróciłem do czegoś w tym stylu, tyle że typowo komiksowo. "Batman: Death by design" napisane zostało przez Chipa Kidda, a całość narysował rzecz Dave Taylor bazując na projektach i layoutach Kidda. Kidd to sławny amerykański projektant z mocną fazą na Gacka i DC dało mu się pobawić w swojej piaskownicy. Efekt bardzo przyjemnie zaskoczył przed laty, wiec z przyjemnościa powróciłem juz chyba z trzeci raz.
Akcja toczy się w Gotham City w latach trzydziestych/czterdziestych. Bruce Wayne postanawia zburzyć budynek dworca kolejowego Wayne Central Station, którego stworzenia patronem był jego ojciec i wybudować w jego miejsce coś nowego na nowe czasy. Całość na zlecenie Thomasa Wayne'a zaprojektował i nadzorował budowę renomowany architekt Gregor Greenside, który poświęcił zadaniu życie i rodzinę. Greenside zniknął, byc może nie żyje, a tymczasem ktoś sabotuje wyburzenie dworca. W Gotham pojawia się nowy zamaskowany bohater/łotr Exacto, na swój sposób próbujacy ratowac ludzi, który ma tez inny cel. Wayne zadurza się w Cyndii Syl, próbującej ratować dworzec przed wyburzeniem, a Batman bedzie musiał rozwiązać zagadkę i poradzić sobie z sabotażystą, skorumpowanym szefem związków zawodowych i oczywiście Jokerem. Dodatkowym wątkiem jest śledztwo prasowe dziennikarza Gotham Gazette, z zawodu architekta, który też nie chce wyburzenia dworca.
Ta opowieśc ma klimat "w starym kinie". Art deco na pełnej, ciekawe stylówki gadżetów Gacka, piękna kobieta, romans, zły gangster, człowiek złamany przez zycie, inni, którzy próbują jakoś się odnaleźć w rozpędzającym sie świecie, Joker jak przerysowany na plansze Conrad Veidt z "Człowieka, który sie smieje", zagadka kryminalna i Batman, który dopiero się rozkręca i nie rozgryzł do końca ani otaczającej go rzeczywistości ani samego siebie.
Wszystko to naprawdę pięknie narysowane niebieskim ołówkiem, poprawiane grafitowym, z niewielkimi dodatkami koloru, tylko tam gdzie to niezbędne. Widac ogrom włozonej pracy (podobno trzy lata!) i choć czasami fizjonomie bohaterów zmieniaja się z kadru na kadr, to dynamiczny sposób opowiadania, dobre dialogi (też jak ze starych filmów) i oszałamiające drugie plany wynagradzają różne braki - także te w samej fabule.
To nie jest jakiś wybitny komiks, ale dla tych, którzy uwielbiali serial Bruca Timma, atmosferę dawnych lat, a nie widowiskowe upadki z Księżyca i inne aberracje do czego próbuje się nas przyzwyczajać od kilku lat. List miłosny do architektury i Myszopticy.