W kwestii
Knightfall u mnie ranking wygląda następująco:
tom 2 ≥ 4 > 1 > 3 ≥ 5 (ostatni w sumie podobał mi się mniej również od
Epidemii i
Dziedzictwa).
Dla mnie nie ma nic gorszego niż kolejne i kolejne zeszyty z pojedynczymi historiami zamknięte na 20 stronach, które robią się coraz bardziej kuriozalne, tłuką jeden motyw ("Azrael jest brutalny") i w żaden sposób nie popychają historii do przodu.
Poczytaj o tym skąd sam pomysł na tę sagę i co twórcy chcieli nią osiągnąć, bo akurat taka ilości zeszytów o "Azraelu, który jest brutalny" miała uzasadnienie i miała być odbierana przez współczesnego czytelnika w konkretny sposób. Dzisiaj - czytając to na raz w grubych tomach - odbieramy to trochę inaczej niż w latach 90-tych, kiedy było to wydawane.
sam Bane występuje de facto w 2 z 5 tomów a szkoda bo to jeden z najciekawszych antagonistów gacka.
Dla mnie Bane to cienki bolek, zarówno jako postać, jak i jego origin (choć czytając
Prolog Zemsta Bane'a podeszła mi dużo lepiej niż przed laty - wersję TM-Semic czytałem dwukrotnie). Od początku jest nachalnie pushowany, że to on będzie tym największym, najgroźniejszym, najsilniejszym, najbystrzejszym i wszystko naj naj wrogiem Batmana, tylko całą swoją siłę (sprzed terapii Venomu) i wiedzę zdobywa w nieprzekonujący sposób, a jego motywacja, aby ruszyć do Gotham i pokonać Batmana jest totalnie z dupy. No i wygląda jak wygląda.
Zaczynam piąty album Knightfalla. Kiedy czytałem to w TM-Semic odpadłem i nie chce mi się ponownie nad tym rozwodzić.
Chyba niefortunnie sformułowałeś to zdanie, bo materiału z tomu piątego nie mogłeś czytać w czasach TM-Semic.