I znów nieco nostalgicznie, bo o komiksie, który pierwszy raz trafił w moje łapy w 1990 r. w wersji niemieckiego przedruku. Ehapa Verlag wydawała zbiorczo amerykańskie zeszyty, w postaci niewielkich tomików w formacie odpowiadającym np. naszej rodzimej serii Amber Horror. Ogólnie niemiecka praktyka wydawnicza z tamtych lat była dosyć kuriozalna, bo poza pomniejszonymi wymiarami w stosunku do amerykańskich oryginałów (opcja "kieszonkowa"), publikowano też zbiorcze wersje zeszytów przekraczające rozmiarami A4. Powody zapewne jakieś były, ale jak dla mnie mają taki sam sens jak dubbingowanie przez Niemców wszystkiego jak leci.
Tak czy owak omawiany "taschenbuch" zawierał przedruk zeszytów 525 i 526 serii "Detective Comics" (z 1983 r.). Drugi z zeszytów był specjalnym wydarzeniem, uświetniającym pięćsetne pojawienie się Batmana w serii. I pomimo wielu swoich wad była ta "dwuzeszytówka" komiksem niecodziennym.
Z półki Chmiela - odc. 20
Historia, na którą składają się oba zeszyty, tak naprawdę jest finiszem rządów nad serią scenarzysty Gerry Conwaya. Tak się składa, że twórca postaci Punishera odegrał też niemałą rolę w DC Comics [zresztą ówczesna korporacyjna wojna Wielkiej Dwójki była tym zabawniejsza, że "żołnierze" zmieniali armie, jedną na drugą, raz po raz]. Scenariusze Conwaya to tak naprawdę (obok twórczości Denny O'Neila, Lena Weina i Steve'a Engleharta) jedyne materiały w "'tec" z lat 1939-1988, które jako tako przetrwały próbę czasu. Czyli, że da się to jeszcze czytać bez większego poczucia zażenowania (choć nie ma co ukrywać, że i tak czasem się ono pojawia
).
Conway stworzył postać Killer Croca, który w jego wersji był nowym, bezlitosnym graczem, a nie napakowanym pośmiewiskiem, na które przerobiono go później. Czytelnik obserwuje więc drogę Waylona Jonesa na szczyt gothamskiego podziemia, a w następstwie tego przygotowywanie nowej postaci Jasona Todda do roli kolejnego Robina. Ale - uwaga - to Jason Todd sprzed "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach", akrobata, syn dwójki akrobatów występujących w cyrku (prawda,że oryginalnie?
); zdecydowanie lepiej wychowany niż jego późniejsza "poKryzysowa" wersja. Batman poluje więc na Croca metodycznie likwidującego konkurencję, Bruce Wayne przeżywa problemy w swoim związku z Vicky Vale, a tymczasem szykuje się MEGA TEAM-UP łotrów, której celem jest ostateczne zakończenie nietoperzowej kariery. Dlaczego MEGA? Bo skupiający chyba wszystkich z pierwszej, drugiej i trzeciej ligi przeciwników Batsa. Zresztą tytuł numeru 526 "All my enemies against me" mówi chyba sam za siebie.
Ale skoro Killer Croc chce zostać głównym złym w Gotham City, co z pewnym niepozornym klaunem? No właśnie, co?
O ile run Conwaya to jakościowa sinusoida, to zakończenie wyszło zdecydowanie na jej szczycie. Jest mrocznie, Killer Croc jest bezkompromisowy, niektóre postaci giną; to zdecydowanie materiał, który w tamtych latach mógł zaszokować rodziców kupujących te komiksy swoim dzieciakom. Dialogi to może nie mistrzostwo świata, ale jak wiadomo na dobrych scenarzystów pod tym względem przyszło poczekać jeszcze kilka dobrych lat.
Część pierwszą finału (525) narysował legendarny Dan Jurgens (poinkowany przez rewelacyjnego Dicka Giordano) i jest pięknie - klasyczny, amerykański styl w najlepszym wydaniu. Kadry z Killer Crockiem w więzieniu to sztos, jak dla mnie mała klasyka opowieści o Mrocznym, i dowód na to jaki potencjał miała postać gruboskórnego zanim zrobiono z niego przygłupa. Część druga (526) to Don Newton (plus Alferdo Alcala na piórku) i tu jest poprawnie, ale zdecydowanie gorzej, choć brudnawy tusz ma swój klimat oddający słodko-gorzką atmosferę finału.
Tu ciekawostka - jeśli jesteście takimi samymi boomerami jak ja, to zapewne w późnych latach '80 zetknęliście się z naklejkami formatu mniej więcej A6 na których jakiś przemyślny PRLowski prywaciarz poutykał co ciekawsze postaci Marvela i DC [oddzielnie - pilnował Universów
]. Batman "zasłużył" bodaj aż na dwa arkusze naklejek, a na jednym z nich znalazł się kadr właśnie z # 526, na którym Mroczny kopie z przewrotki Croca.
Póki co oba zeszyty doczekały się wznowienia jedynie w wersji deluxe czyli w tomie "Tales of the Batman: Gerry Conway" vol. 3.
P.S. Jeśli Matt Reeves ma jakiś zamysł na swoją filmową trylogię z Batsem, to jej zwieńczenie powinno być z konkretnym przytupem. A osiągnąć to można tylko mykiem, którego na dużym ekranie jeszcze nie było czyli EVIL TEAM-UP'em luźno ściągniętym właśnie z "All my enemies against me". Jakaś nomen omen złowieszcza szóstka powiedzmy, w niej Riddler z jedynki, i - oczywiście - Joker jako rozdający karty.