Dziś "Blaze of glory" z "Batman: Legends of the Dark Knight" # 197-199. Nie, nie od Bon Jovi, choć zacny to kawałek, w którym pierwsze szarpnięcia strun gitary wywołuje nostalgiczne wspominki za latami osiemdziesiątymi. To "w błysku chwały" ala "Gotham style" stworzone dla batfanów przez Willa Pfeifera i Chrisa Westona.
Z półki Chmiela - odc. 5
Garth Ennis powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że Batman, który nie zabija, nigdy nie mógłby istnieć w realnym świecie. Przekonywał rozmówcę, że kopnięcie przez człowieka o tej masie o(bat)butą nogą w twarz, to pewna śmierć dla bandziora. A sami wiecie ile takich kadrów widzieliśmy - nawet u Bruce'a Timma. Opowieść, którą bierzemy dzisiaj na tapetę zahacza nieco o ten motyw.
Poznajcie Erika Webbera. Webber jest zawodowym rabusiem i ma plan. Ostatni skok, który ma go ustawić do końca życia i umożliwić odejście z branży. Wszystko idzie świetnie, oczywiście do czasu pojawienia się Mrocznego. Batsy rzuca batarangiem, prosto w głowę Erika i wyłącza go z życia na wolności na kilka lat. Ale lata mijają i Webber kończy odsiadywanie wyroku. Po wyjściu nie może znaleźć pracy (chociaż chce) i zaczynają męczyć go potworne bóle głowy. Diagnoza jest szybka i bezlitosna - nowotwór mózgu. Według lekarza spowodowany ciężkim urazem głowy. Erik, któremu pozostało kilka miesięcy, postanawia, że odejdzie z tego świata z przytupem, zabierając ze sobą jeśli nie Batmana, to przynajmniej jego legendę. I bynajmniej nie będzie przejmował się przypadkowymi ofiarami. A najbardziej ze wszystkiego wkurza go batsymbol. I to właśnie logo staje się celem.
Doskonały thriller, w którym czuje się klimat lat siedemdziesiątych. Jak opowieści z tamtych lat o straceńcach, którzy może i chcą dobrze, ale są z góry skazani na zgubę. Will Pfeifer napisał postać Webbera z takim wyczuciem, że czytelnik może mu współczuć, choć robi rzeczy straszne. Jest w tym komiksie pomysł, znakomite narracyjne wykonanie (świetna webberowa narracja z
off-u) i gorzki finał, czyli wszystko to - co dla lewackich aktywistów przez pomyłkę zwanych scenarzystami - wydaje się dziś nieosiągalne.
Gorzej jest od strony plastycznej. Chris Weston na ołówku wypada średnio. Bywają kadry fajne, ale są i takie, które rysownikowi wybitnie nie wyszły. Weston nie jest artystą z lekkością łapy jak Coipiel, Yu czy Rosiński - więcej u niego cyzelowania i często efekty pracy wyglądają ciężkawo. Jak dla mnie jest jednym z tych rysowników, którzy bardziej sprawdzają się w sztuce ilustracji, niż komiksu. Ale niewątpliwie jest wielkim fanem Nicka Nolte. i Williama H. Macy. Bo Webber w jego wykonaniu wygląda raz tak, raz tak.
Gorąco polecam i to tyle na temat jednej z najbardziej niedocenianych nietoperzowej historii
ever.
A więcej niedocenionych tutaj:
https://gothamwdeszczu.com.pl/blog/niedocenione-czesc-trzecia/