Chuck Dixon jest legendą. Tworzył opowieści w gigantycznym rozrzucie od Simpsonów po Punishera. W latach dziewięćdziesiątych - w swojej Złotej Erze - prowadził kilka serii miesięcznie jednocześnie. Pełny profesjonalizm, głowa pełna pomysłów i zmysł do doskonałych dialogów. Zaprawdę powiadam, przed Bendisem nie było komiksowego scenarzysty konstruującego tak naturalnie brzmiące wymiany zdań, w pełni oddających charakter postaci, które je wygłaszały. A jednak, z bliżej niesprecyzowanych względów, nie udało się nigdy napisać Dixonowi czegoś na poziomie "Killing joke", "Trash" lub "Dumpster killers". Dlaczego? Złośliwi powiedzą, że zabrakło talentu; przychylni - że Dixon poruszał się zawsze w ramach tego co mu powierzono, tworzył historie przede wszystkim rozrywkowe, jechał szybko, ale zachowawczo. W każdym razie nigdy nie był moenchący. To autor wielu komiksów, które również polskim czytelnikom zapadły w pamięć. Ale jest wiele, wiele, których polski czytelnik nigdy nie przeczytał. Jednym z nich dwuzeszytowa opowieść o kolejnym starciu Batman vs Penguin z "Detective Comics" # 683 ("Odds against") - 684 ("Darkest day").
Ludzie Oswalda Cobblepota namierzyli w jego kasynie mężczyznę, który wygrywa raz po raz, nic nie robiąc sobie z tego w czyim przybytku gra. Mężczyzna przedstawia się jako Actuary (profesjonalista z dziedziny obliczania ryzyka). Facet jest arogancki, przeświadczony o własnej nieomylności i niczego się nie boi. Początkowo Penguin rozważa upłynnienie bezczela, ale zmienia zdanie. Stwierdza, że można przecież wykorzystać talent Aktuariusza, tak aby ten zaplanował skok, którego Batman nie będzie w stanie pokrzyżować. Pierwszy z nich udaje się na tyle, że Cobblepot wreszcie pojmuje, w którym miejscu przez te wszystkie lata popełniał błąd. Tylko... no właśnie, czy aby na pewno?
Dixon prowadził "'tec" przez ponad osiemdziesiąt zeszytów. Bywało różnie, były wzloty i upadki. Ale "Odds against" i "Darkest day" to jak dla mnie jego opus magnum. Oparte na nieco kuriozalnym (ale jednak odkrywczym) pomyśle i z rewelacyjnym finałem. Jest tu też kilka zapadających w pamięć scen, jak chociażby ta z Montoyą przy łóżku szpitalnym Bullocka czy najdłuższego (acz jakże efektownego) przesłuchania bandziora w karierze Mrocznego. Scena przesłuchania przypomina błyskotliwością (i cóż - zbija z pierwszego miejsca) kultową scenę pościgu Batmana za Bigger Melvinem z "The Joker's five way revenge" Dennisa O'Neila i Neala Adamsa (do których Chuck robi zresztą sympatyczną wrzutkę). I ten dixonowy Cobblepot. Napisany dokładnie tak jak powinien być. Wzorcowo.
A wszystko narysowane przez Grahama Nolana, poinkowane przez Scotta Hanna - w czasach kiedy ten pierwszy jeszcze przykładał się do tego co robi.
Nostalgicznie nastawionym - dla masy sympatycznego contentu, komiksowych wspominek i krótkich opinii na temat przeróżnych filmów - polecam:
https://www.chuckdixon.net/Małe próbki:
"Think of it as a Polish version of SE7EN. It's dour, nasty and quite gross in places. This might be the most burnt-out cast of cops I've ever seen in a movie and I really hope this movie is not an accurate representation of the national mood of Poland. I mean, these folks are damaged." O jakim filmie napisał Chuck?
Albo to:
"Very little in this movie makes sense and no one acts or reacts to anything like a normal human being would and characters spend a lot of time feeling sorry for themselves. In other words, the perfect X-Men story."