Dla kogoś kto nie jest super fanem Loeba i Sale'a oraz ma wieczny brak miejsca na półce polecacie zakupić tylko Długie H + Mroczne zwycięstwo? Rzymskie wakacje trzymają poziom? Nawiedzonego rycerza chyba odpuszczę...
A jeszcze pytanie bonusowe - czy E zamierza wznowić Supermana na wszystkie pory roku?
Egmont wyda
Supermana na wszystkie pory roku latem 2025.
Catwoman: Rzymskie wakacje jest super, to świetne dopełnienie
Mrocznego zwycięstwa (które też jest super, niewiele ustępuje
Długiemu Halloween).
No właśnie to wygląda na zaplanowane od samego początku i czytelnicy w pewnym momencie się tego domyślili. Królikiem z kapelusza jest tutaj raczej nieudolna próba zaskoczenia w tej sytuacji czytelnika i
Czytałem sporo o
Długim Halloween i nigdzie nie spotkałem się z info o tym, że fani w 1996 domyślali się, że <spoiler> jest Holidayem i stąd ten zwrot akcji. Zresztą, nie wiem na jakiej podstawie mieliby się tego domyślać, tajemnica jest tutaj zapakowana w tyle warstw papieru prezentowego, że trudno przewidzieć finałowy twist (szczególnie po "killu" z rozdziału drugiego).
W ostatniej chwili zamiast solidnego zwieńczenia kryminału dostajemy kampowe kino klasy C, gdzie zabili go i uciekł.
Między "solidnym kryminałem", a "kampowym kinem klasy C" jest jeszcze tak z tysiąc innych kategorii, wiesz? Poza tym, nie ma nic "campowego" ani "taniego" w
upozorowaniu własnej śmierci, aby zejść z radarów policji i samozwańczego detektywa.
Umarł, ale okazało się, że żyje. Kochał ojca, ale okazało się, że tak naprawdę go nienawidził. No i ten niesamowity fart - nie znał Holidaya, ale wiedział kiedy przestanie zabijać.
No po prostu na koniec się okazuje, że to nie był "Colombo" tylko "Szybcy i wściekli XI".
Ponownie idziesz z takiej skrajności w taką skrajność, że nie pozostaje mi nic innego, jak rozłożyć ręce

Oglądałeś
Casino Royale z 2006? Film jak na swój gatunek stara się być bardzo przyziemny i realistyczny. W kluczowej dla filmu scenie czworgu graczy przy pokerowym stole trafia się bardzo dobry układ kart i licytują all-in. Będę rzucał z pamięci - jeden ma strita, drugi fulla, trzeci jeszcze mocniejszego fulla, a na koniec okazuje się, że Bond ma pokera i wygrywa. Pytanie: Jak prawdopodobne jest to, że z jednej talii kart, czworgu biorącym udział graczom przypadną tak mocne karty i to coraz mocniejszy układ akurat w kolejności, w której siedzą i są sprawdzani? Jeden na sto tysięcy? Jeden na milion? Jeden na sto milionów? Odpowiedź: To nie ma znaczenia. Nawet jeżeli taki scenariusz ma szansę się ziścić tylko "raz na miliard" to istnieje prawdopodobieństwo, że tak się właśnie stanie i my jako widzowie, którzy rozumiemy "magię kina" akceptujemy taki bieg wydarzeń, rozumiemy że w tym momencie nie liczyło się największe prawdopodobieństwo, a podbijanie stawki do samego końca i emocje jakie ta scena ma na nas-widzach wzbudzać. W tej sytuacji i przy tylu zmiennych, akceptujemy że 'los tak chciał', że 'gwiazdy na niebie akurat tak się ułożyły' tego dnia, i to nawet w konwencji, która pod względem ukazywania scen akcji, dialogów i przemocy stara się być jak najbardziej realistyczna.
No to teraz drugie pytanie. Jaka była szansa, że
Alberto będzie miał takiego farta, że upozoruje swoją śmierć w Sylwestra i akurat wtedy dotychczasowemu Świątecznemu Mordercy nie uda się wyjść na miasto, dzięki czemu jego zniknięcie wypadnie jeszcze bardziej prawdopodobnie? I że tego samego wieczoru Harvey Dent wróci do domu z mokrą głową przez co Gilda uzna, że to on zabił Alberto i cichaczem wycofa się z bycia Holidayem? Berty dzięki temu będzie zabijał wrogów rodziny Falcone, ale policja nie zacznie trafiać na ślady podobnych zbrodni dokonanych przez kogoś innego?
Jeden na sto? Na milion? Na sto milionów? Być może. Ale nie jest to niemożliwe i absolutnie wykluczone, więc żadnego "braku sensu" i żadnej dziury scenariuszowej tutaj nie ma.
Piszesz o tym zwrocie akcji, jakby
The Long Halloween było pisane jako realistyczny kryminał detektywistyczny, w którym nagle ni z gruszki ni z pietruszki Vin Diesel poleciał Dodgem na księżyc. A przecież mowa o maksiserii, w której Harvey Dent odstawia Ethana Hunta, w kanałach Gotham mieszka napakowane zombie, kolesie przebrani za Stracha na wróble i Szalonego kapelusznika mówią do siebie wierszem, a wielki koleś w stroju nietoperza próbuje w Sylwestra powstrzymać szalonego klauna, który lata nad Gotham Square w starym, czerwonym dwupłatowcu

To od początku jest camp. Nigdy od tak groteskowych bohaterów i tak groteskowego świata przedstawionego nie oczekiwałem i nie oczekuję realizmu. A wydarzenia przedstawione w arcydziele Loeba-Sale'a nigdy z przyjętej przez twórców konwencji się nie wyłamują (finałowy twist też nie).
No i sorry, to że szef mafii nie nazywa się Vito Corleone tylko Carmine Falcone a żeni się nie brat tylko siostrzeniec itd. to żadna różnica. To nadal sceny przenoszone wprost z filmu.
Jeżeli
homage złożony jakiemuś dziełu uważasz za kalkowanie jeden do jednego i ignorujesz dokonane przez twórców zmiany - zarówno w warstwie fabularnej, jak i w wydźwięku scen - okej, masz prawo do swojej niewłaściwej opinii. Widziałem
Ojca chrzestnego co najmniej trzykrotnie,
Długie Halloween czytałem pięciokrotnie i nie zgadzam się z tobą całkowicie, ale ponownie przekonywać nie będę.