421
Filmy i seriale / Odp: „Skywalker. Odrodzenie” [SPOILERY]
« dnia: Pt, 27 Marzec 2020, 23:46:03 »
Bym kłamał jakbym powiedział, że film mi się źle oglądało. Jakaś atmosfera była, C3PO mnie bawił (czy ogólnie humor) i nawet niektóre sceny akcji były fajne... Jakoś ciężko nie czuć podekscytowania, gdy Lando się odwraca i widzi, że cała galaktyka się zleciała im pomóc.
Nie zmienia to faktu, że jestem zmuszony ocenić go najniżej ze wszystkich nowych części bowiem film był jak taka parada olewania wszystkiego czego budowały cześniejsze części i tylko wprowadzania mętlik. "Przebudzenie mocy" nawet lubię, "Ostatni Jedi" średnio ale tu niestety reżyser tego pierwszego zachował się jakby chciał dowalić temu drugiemu.
Gdzie te dzieci z mocą zamiatające podłogę? Nie ma... Śmierć Imperatora w "Poworice Jedi" - a nie, nagle sobie żyje i ma się dobrze. Ta nowa trylogia to trochę jak oglądanie filmu, który w ostatnim akcie zapomina o zasadach które sam ustawił... tylko w kontekście trylogii a nawet dziewięciologii (nie wiem jakie na to jest słowo) to solidny środkowy palec.
No i jeszcze takie głupotki Finn ma coś powiedzieć Rey... nie dowiadujemy się. Nagle dowiadujemy się, ze Lando ma zabrać tą nową amazonkę pomóc odkryć jej przeszłość... czemu? Po co? Co ona nas obchodzi? I cała masa innych rzeczy, które ponoć są dopowiedziane w nowelizacjach czy zostały pocięte tylko po co zostawiać je w filmie w ogóle?
Pewnie nie mówię nic odkrywczego ale chyba to właśnie montaż jest największym wrogiem filmu, bo gdzieś po drodze wywalili lawinę ważnych kwestii i motywacji dla postaci i pewnie by to nie wadziło jakby dali sobie trochę więcej czasu, na spokojnie przeanalizowali co mają, może zrobili kilka dokrętek i jakoś ulepili z tego lepszą wersję filmu. Zakładam, że z materiałem który mieli by się dało. Ale niestety dead-line goni dead-line i w którymś momencie już się nie myśli, że mają filmy które miliardy fanów obdarzyło przez lata miłością i mają jakieś dziedzictwo co reprezentują... tylko trzeba jak najszybciej skończyć produkt.
Może jakby Disney nie uparł się, że nowe części muszą wychodzić równo co dwa lata i podeszli do sprawy na spokojnie... tak mamy potłuczoną trylogię, której części są indywidualnie lepsze (moim zdaniem od prequeli) ale wprzeciwieństwie do nich nie zgrywają się w całość... szkoda.
Nie zmienia to faktu, że jestem zmuszony ocenić go najniżej ze wszystkich nowych części bowiem film był jak taka parada olewania wszystkiego czego budowały cześniejsze części i tylko wprowadzania mętlik. "Przebudzenie mocy" nawet lubię, "Ostatni Jedi" średnio ale tu niestety reżyser tego pierwszego zachował się jakby chciał dowalić temu drugiemu.
Gdzie te dzieci z mocą zamiatające podłogę? Nie ma... Śmierć Imperatora w "Poworice Jedi" - a nie, nagle sobie żyje i ma się dobrze. Ta nowa trylogia to trochę jak oglądanie filmu, który w ostatnim akcie zapomina o zasadach które sam ustawił... tylko w kontekście trylogii a nawet dziewięciologii (nie wiem jakie na to jest słowo) to solidny środkowy palec.
No i jeszcze takie głupotki Finn ma coś powiedzieć Rey... nie dowiadujemy się. Nagle dowiadujemy się, ze Lando ma zabrać tą nową amazonkę pomóc odkryć jej przeszłość... czemu? Po co? Co ona nas obchodzi? I cała masa innych rzeczy, które ponoć są dopowiedziane w nowelizacjach czy zostały pocięte tylko po co zostawiać je w filmie w ogóle?
Pewnie nie mówię nic odkrywczego ale chyba to właśnie montaż jest największym wrogiem filmu, bo gdzieś po drodze wywalili lawinę ważnych kwestii i motywacji dla postaci i pewnie by to nie wadziło jakby dali sobie trochę więcej czasu, na spokojnie przeanalizowali co mają, może zrobili kilka dokrętek i jakoś ulepili z tego lepszą wersję filmu. Zakładam, że z materiałem który mieli by się dało. Ale niestety dead-line goni dead-line i w którymś momencie już się nie myśli, że mają filmy które miliardy fanów obdarzyło przez lata miłością i mają jakieś dziedzictwo co reprezentują... tylko trzeba jak najszybciej skończyć produkt.
Może jakby Disney nie uparł się, że nowe części muszą wychodzić równo co dwa lata i podeszli do sprawy na spokojnie... tak mamy potłuczoną trylogię, której części są indywidualnie lepsze (moim zdaniem od prequeli) ale wprzeciwieństwie do nich nie zgrywają się w całość... szkoda.