Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 7
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Droga do MCU, czyli historia filmowych adaptacji komiksów Marvela 1944-2020 Spider-man

Lista filmów:

1) Spider-Man (1977)
2) Spider-Man Strikes Back (1978)
3) Spider-Man: The Dragon's Challenge (1981)
4) Spider-Man (2002)
5) Spider-Man 2 (2004)
6) Spider-Man 3 (2007)
7) The Amazing Spider-Man (2012)
8) The Amazing Spider-Man 2 (2014)
9) Spider-Man: Homecoming (2017) (MCU)
10) Venom (2018)
11) Spider-Man: Far From Home (2019) (MCU)

1) Spider-Man



data premiery: 1977
budżet: ?$, Box Office: ?$
reżyseria: E.W. Swackhamer


Najpopularniejszy bohater Marvela pojawił się w pełnometrażowej adaptacji swoich przygód już w 1977 roku. Jak to zwykle z Marvelem w tamtych latach bywało, powstał film telewizyjny, będący jednocześnie pilotem serialu, który w tym przypadku udało się zrealizować. Nie obyło się bez zmian w stosunku do komiksowego pierwowzoru, owszem, Petera gryzie napromieniowany pająk, pojawia się także Ciotka, ale zupełnie brak tu motywu śmierci Wujka Bena, tak więc rozmywają się motywacje naszego bohatera. Nie pojawia się także Mary Jane, a J. Jonah Jameson wypada strasznie słabo. Efekty specjalne straszą, ale biorąc pod uwagę rok emisji, nie ma się czemu dziwić. Nie uświadczymy latania na sieci wśród wieżowców, jak już, to Spider-man buja się na drzewku, a najczęściej możemy obserwować, jak Pajączek dość koślawo wspina się na budynki. No i mamy sceny walki, oczywiście utrzymane w stylu pseudo Kung-Fu. Także nie ma żadnych zamaskowanych złoczyńców, "tym złym" jest osoba potrafiąca kontrolować umysły, co dość łatwo jest przedstawić na ekranie. W tytułowej roli wystąpił Nicholas Hammond, który wypada bardzo przyzwoicie jako Peter Parker.



2) Spider-Man Strikes Back



data premiery: 1978
budżet: ?$, Box Office: ?$
reżyseria: Ron Satlof


Bezpośredni ciąg dalszy, a właściwie zlepek dwóch epizodów serialu. Nie pojawia się już tutaj Ciotka Petera, znaczną przemianę przeszedł J. Jonah Jameson, M.J. nadal nie ma, ale za to poznajemy piękną reporterkę. Brakuje przerysowanych złoczyńców, a tym razem jako główne zagrożenie pojawia się bomba atomowa domowej konstrukcji. Spider-man wciąż nieporadnie chodzi po ścianach, czasem gdzieś skoczy, sieci użyje sporadycznie, a walk w stylu Kung-Fu jest tutaj więcej. A do tego sam Peter wcale nie jest taki ciamajdowaty. Biorąc pod uwagę, że otrzymujemy całkiem przyzwoity scenariusz i parę niezłych scen, jak najbardziej po film warto sięgnąć.

3) Spider-Man: The Dragon's Challenge



data premiery: 1981
budżet: ?$, Box Office: ?$
reżyseria: Don McDougall


Trzeci i ostatni film z serii z Hammondem, będący zlepkiem dwóch odcinków serialu. Ponownie nie uświadczymy tutaj żadnych komiksowych wrogów, natomiast mamy pewne śledztwo, co kończy się podróżą zarówno Petera jak i Pająka do Chin. I nikt nadal się nie domyśla, że to jedna i ta sama osoba. Pajączek ma sporego pecha, gdyż zdarzy mu się nawet zostać postrzelonym, oczywiście z powrotem do zdrowia nie ma problemu. Kung-fu coraz więcej, a sieć czasami się przydaje. Jeżeli ktoś chciałby spróbować pajączka z zeszłego wieku, to w trylogii najlepiej wypada druga część, trójka momentami jest za bardzo irytująca.

4) Spider-Man



data premiery: 2002
budżet: 139$, Box Office: 825$
reżyseria: Sam Raimi (Army of Darkness, Darkman, The Evil Dead, Within the Woods)

Po sukcesie X-men w 2000 roku, Sony postanowiło zaryzykować z wysokobudżetowym filmem superbohaterskim, a że posiadali prawa do najpopularniejszego superbohatera Marvela, szanse na sukces były spore. Ogromne przedsięwzięcie, ze znacznym budżetem i dopracowanymi efektami specjalnymi okazało się wielkim hitem i ugruntowało pozycję superbohaterów na wielkim ekranie. Spider-Man jest filmem lekkim i przyjemnym, choć niestety nie pozbawionym wielu wręcz głupich rozwiązań, także scenariuszowych. Do tego można kręcić nosem na obsadę, jak dla mnie Tobey Maguire w roli Petera Parkera oraz Kirsten Dunst jako Mary Jane Watson wypadli nie najlepiej i ciężko ich identyfikować z postaciami które odgrywają. Rewelacyjnie natomiast prezentują się J.K. Simmons jako gburowaty J. Jonah Jameson, oraz Willem Dafoe jako Norman Osborne, który nieco traci przez plastikową maskę, gdy wciela się w Zielonego Goblina. Film zaprezentował coś nowego, kolorowego, dynamicznego, prawdziwe Kino Super Przygody, i pod tym względem do dzisiaj jak najbardziej się sprawdza.

Stan Lee: Wśród tłumu podczas festynu.
Scena po napisach: -

5) Spider-Man 2



data premiery: 2004
budżet: 200$, Box Office: 789$
reżyseria: Sam Raimi

Spider-Man 2 dysponował ogromnym budżetem, który w zdolnych rękach Sama Raimiego udało się przekuć w ogromy sukces. Film sprzedał się wręcz doskonale, a od strony realizatorskiej także to najwyższy poziom. O ile efekty specjalne z pierwszej części nieco się postarzały, to dwójka nadal jest pod tym względem idealnym widowiskiem. Po premierze, drugiego Pająka okrzyknięto wręcz najlepszą adaptacją komiksów Marvela! Nie zawodzi nawet scenariusz, do tego Alfred Molina w roli Dr Otto Octopusa sprawdził się idealnie. Odtwórcy głównych ról, czyli Tobey Maguire i Kirsten Dunst, raczej poprawnie, choć nie czuć zupełnie między nimi chemii i niezbyt niestety pasują do odgrywanych przez siebie ról. Pozycja obowiązkowa!

Stan Lee: Ratuje kobietę przed spadającymi gruzami.
Scena po napisach: -

6) Spider-Man 3



data premiery: 2007
budżet: 258$, Box Office: 895$
reżyseria: Sam Raimi

Czyżby klątwą trzecich części? Blade III czy X-meni 3 wypadli słabo i niestety tak samo jest ze Spider-Manem 3, czyli trzecią częścią w sadze, gdzie w rolach głównych ponownie wystąpili Tobey Maguire i Kirsten Dunst. I niestety wypadają tutaj jeszcze gorzej niż poprzednio, choć tym razem to nie tylko wina ich aktorstwa, ale przede wszystkim scenariusza. Warto podkreślić, że Kirsten Dunst jest bardzo zdolną aktorką, co udowodniła choćby w serialu Fargo, ale do roli zjawiskowej Mary Jane Watson po prostu nie pasuje. A Emo Parkera chyba nikt dobrze nie wspomina. Sam film jest relatywnie długi, a i tak akcja pędzi na złamanie karku, nagromadzenie wątków niestety zaczyna nieco przeszkadzać w odbiorze, tym bardziej, że niestety sporo tu nielogiczności. Nie jest to wina reżysera, Sam Raimi w trzeciej części chciał skupić się na postaci Sandmana (w tej roli Thomas Haden Church, starszym widzom zapewne doskonale znany jako Lowell z serialu Wings), a producenci koniecznie chcieli jeszcze dorzucić na siłę Venoma (Topher Grace z That '70s Show). Raimi nie miał wyboru, musiał wszystkie te składniki wrzucić do jednego kotła, co niestety wyszło mocno tak sobie. Trylogia została zakończona.

Stan Lee: Spotyka Petera na Times Square.
Scena po napisach: -

7) The Amazing Spider-Man



data premiery: 2012
budżet: 230$, Box Office: 758$
reżyseria: Marc Webb (The Office)

Rok 2012 to nowe nadzieje dla Sony. Podjęto decyzję o restarcie przygód najpopularniejszej postaci ze świata Marvela, w związku z tym The Amazing Spider-Man to także nowa obsada. W głównych rolach wystąpili Andrew Garfield jako Peter Parker oraz Emma Stone jako Gwen Stacy i sprawdzili się wprost idealnie! Powstał film który spodobał się odbiorcom, zebrał przyzwoite recenzje i zarobił całkiem niezłą sumkę. I to mimo tak naprawdę dość przeciętnego scenariusza, pełnego idiotyzmów, zaczynając od mało logicznej genezy naszego superbohatera. Jednak Sony z nadzieją zaczęło snuć plany nie tylko o kontynuacji, ale też o filmach poświęconych pobocznym postaciom, co zresztą widać na ekranie, najróżniejszych smaczków będących potencjalną podwaliną dla całego uniwersum jest tutaj zatrzęsienie.

Stan Lee: Bibliotekarz.
Scena po napisach: W więzieniu.

8) The Amazing Spider-Man 2



data premiery: 2014
budżet: $, Box Office: 709$
reżyseria: Marc Webb

The Amazing Spider-Man 2 nie zawiódł ani pod względem realizatorskim ani obsady, do tego zebrał przyzwoite recenzje, a i widzowie dopisali. Nadal to bardzo przyjemne kino superbohaterskie, z postaciami które da się lubić, pełne humoru nie stroniące jednak od gorzkich momentów. Ponownie jednak scenariusz pod wieloma względami niedomagał, co powodowało pewne obawy na rozwój sporego uniwersum. Sony chyba pogubiło się w swoich planach i w końcu zdecydowano się na drastyczny krok i ponownie zamknęło pajęczą sagę. W obliczu stracenia praw do, jakby nie było atrakcyjnej marki, postanowiono dogadać się z Marvelem, co pociągnęło za sobą kolejny restart, ale za to Spider-man zawitał do MCU.

Stan Lee: Na rozdaniu dyplomów.
Scena po napisach: -

9) Spider-Man: Homecoming

Film jest produkcją Sony, ale wchodzi w skład Marvel Cinematic Universe.

10) Venom



data premiery: 2018
budżet: 100$, Box Office: 856$
reżyseria: Ruben Fleischer (Zombieland, Gangster Squad)

Sony nawiązało współprace z Marvelem, jednocześnie posiadając prawa także do innych postaci ze świata powiązanego ze Spider-manem, postanowili stworzyć coś niezależnego. Padło na popularnego Venoma, jednak podczas samej realizacji nie do końca wiedziano, jak postąpić z tą postacią, czy ma to być pełnoprawny horror, czy klasyczne kino superbohaterskie. Koniec końców horroru tu niewiele, a Eddie prowadzi monolog z obcym symbiontem, co często wypada dość komicznie. Nie zachwyca scenariusz ani mocno sztampowy "ten zły". Jednak film spodobał się widowni i przyniósł spore zyski, czemu zasługę można przypisywać sporej kampanii reklamowej i odtwórcy głównej roli. Tom Hardy wypadł doskonale jako Eddie Brock, i bez wątpienia jest jednym z największych atutów filmu.

Stan Lee: Spaceruje z pieskiem.
Scena po napisach: 1) Odwiedziny w więzieniu. 2) Into the Spider-verse.

11) Spider-Man: Far From Home

Film jest produkcją Sony, ale wchodzi w skład Marvel Cinematic Universe.



X-men





Lista filmów:
0) Generation X (1996)
1) X-Men (2000)
2) X-Men 2 (2003)
3) X-Men The Last Stand (2006)
4) X-Men Origins Wolverine (2009)
5) X-Men First Class (2011)
6) The Wolverine (2013)
7) X-Men Days of Future Past (2014)
8) Deadpool (2016)
9) X-Men Apocalypse (2016)
10) Logan (2017)
11) Deadpool 2 (2018)
12) Dark Phoenix (2019)
13) The New Mutants (2020)

0) Generation X



data premiery: 1996
budżet: ok 4$, Box Office: ?$
reżyseria: Jack Sholder (A Nightmare on Elm Street Part 2: Freddy’s Revenge, Tales from the Crypt, Mortal Kombat: Conquest)

Generation X w tym zestawieniu traktuję jako swoistą przystawkę, próbę ekranizacji przygód mutantów jeszcze zanim Fox wziął się za ten temat na poważnie. Sam film niestety wypada słabo, na co wpływa dziwaczna forma realizacji, przejawiająca się zarówno w scenografii jak i ujęciach, oraz stosowanej kolorystyce. Nie pomaga drewniane, a momentami przerysowane aż do przesady aktorstwo, czy słabiutkie efekty specjalne. Film należy traktować tylko jako ciekawostkę, i to taką, po jaką niekoniecznie należy sięgnąć.

1) X-Men



data premiery: 2000
budżet: 75$, Box Office: 296$
reżyseria: Bryan Singer (The Usual Suspects, Superman Returns, Valkyrie)

Pierwszy film „na poważnie” i ogromy sukces, zarówno artystyczny jak i finansowy. Biorąc pod uwagę, że w roku 2000 filmy superbohaterskie nie cieszyły się większą popularnością, należy się ogromny szacunek dla studia Fox, za podjęcie takiego ryzyka i wyłożenie niemałej kwoty na produkcję. Na stołku reżysera zasiadł Bryan Singer, który nie należy do miłośników komiksów, za to umie ukazać na ekranie nietolerancję, co w przypadku mutantów wypadło doskonale. Film obecnie nieco się zestarzał, ale nadal ogląda się go bardzo dobrze, a efekty specjalne nie straszą zbyt bardzo. A warto podkreślić, że jest ich tu naprawdę sporo, budżet został pod tym względem dobrze wykorzystany. Film traktuje bohaterów w sposób dość poważny, co przejawia się choćby w strojach: zrezygnowano zupełnie z komiksowej kolorystyki. Na szczęście pojawiają się także wątki komediowe, i może jest ich niewiele, ale jak już zostaną wtrącone, to są naprawdę wysokiego lotu (warto zwrócić uwagę na choćby rozmowę właśnie o strojach, oraz jak Wolverine udowadnia że jest sobą). Podobnie jak w późniejszych filmach z MCU, także tutaj ogromnym atutem są udane decyzje castingowe. Hugh Jackman, czyli ekranowy Wolverine, to obecnie ikona kina superbohaterskiego, wybór  wręcz perfekcyjny. Także świetnie wypada Patrick Stewart jako Charles Xavier, oraz Ian McKellen jako Erik Lehnsherr. W filmie stoją po różnych stronach barykady, każdy z nich ma swoje racje, jednocześnie zachowują szacunek do przeciwnika. I to właśnie zarysowanie konfliktu jest największą siłą filmu. Konfliktu niejednoznacznego, przepełnionego wieloma dylematami i ciężkimi w podjęciu decyzjami. Ogromny sukces filmu spowodował, że do łask wróciło kino superbohaterskie, a Sony dało zielone światło swojemu Spider-manowi.

Stan Lee: Sprzedawca Hot-dogów na plaży.
Scena po napisach: -

2) X-Men 2



data premiery: 2003
budżet: 110$, Box Office: 407$
reżyseria: Bryan Singer

X-men 2 to bezpośrednia kontynuacja pierwszej części, powraca stara ekipa aktorów, także osoba reżysera się nie zmienia. Większy budżet i rozwój efektów specjalnych spowodował, że pod węglem wizualnym film nawet po wielu latach ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a pierwsza scena w Białym Domu weszła na stałe do kanonu kina superbohaterskiego. Także pod względem scenariuszowym jest bardzo dobrze, tym razem konflikt jest trójstronny, a racje każdej ze stron nie są jednoznaczne i jedynie słuszne. Oczywiście nadal głównym motywem jest "problem z mutantami” i podejście społeczeństwa, nawet własnej rodziny do tego aspektu. Wolverine urasta do ram głównej postaci, staje się liderem, do tego poznajemy jego genezę. Nie zawodzi Magneto, Charles Xavier nieco za bardzo został odstawiony na boczny tor, natomiast William Stryker (Brian Cox) doskonale wypada jako trzecia strona. Seans obowiązkowy.

Stan Lee: -
Scena po napisach: -

3) X-Men The Last Stand



data premiery: 2006
budżet: 210$, Box Office: 459$
reżyseria: Brett Ratner (Rush Hour, Hercules (2014))

Zmiana na stołku reżysera, a także niestety niedopracowany scenariusz z wieloma dziwnymi decyzjami, spowodowały, że seria niestety zaliczyła bolesne potknięcie. I to przy ogromnym budżecie! Od strony technicznej nic filmowi nie można zarzucić, efekty specjalne robią wrażenie, a niektóre sceny nadal powodują przysłowiowy opad szczęki. Niestety coś nie zagrało głównie w prowadzeniu postaci i ich wzajemnych relacjach, czyli tym, co było główna siłą poprzednich części. Często motywy poszczególnych bohaterów nie są jasne, a pod tym względem wysuwa się Magneto, który z wojownika o prawa mutantów nagle staje się pozbawionym skrupułów osobnikiem, nie zważającym na ofiary wśród swoich popleczników. W filmie także przedstawiono wręcz ogrom nowych postaci, ale zabrakło czasu na odpowiednie ich wyeksponowanie, i koniec końców wcale filmowi nie wyszło to na dobre.

Stan Lee: Podlewa trawę.
Scena po napisach: -

4) X-Men Origins Wolverine



data premiery: 2009
budżet: 150$, Box Office: 373$
reżyseria: Gavin Hood (W pustyni i w puszczy, Ender’s Game)

Wolverine wyrósł za ulubieńca publiczności, nic więc dziwnego, że studio zdecydowało się poświęcić mu solowy film. Wszak mieliśmy murowany hit. Niestety, coś poszło nie tak. Z czego nawet zdali sobie później sprawę twórcy, i obecnie nawet niechętnie się do tego koszmarka przyznają, a w 2018 roku wydarzenia z tego filmu naprawia Deadpool w scenie po napisach ze swojego solowego filmu. Efekty specjalne są tragiczne, scenariusz idiotyczny, i nawet jak na film superboheterski napchany zbyt dużą ilością bzdur. Realizacja leży, łącznie z ujęciami w stylu idącego bohatera na tle ogromnego wybuchu. Sam Wolverine to jakieś ciepłe kluchy, oczywiście, ma nadal pazury (tragiczne CGI!), ale scenarzyści zrobili z niego romantycznego drwala… Film niestety nie jest spójny z wcześniejszymi odsłonami serii, pozmieniano takie postacie jak Sabretooth czy William Stryker. Zresztą z sama genezą też jest zamieszanie! Pojawia się na sekundę Charles Xavier, który nawet w tej sekundzie jest dosłownie spierniczony (to trzeba zobaczyć!). I jest jeszcze Deadpool, który zupełnie nie przypomniał komiksowego pierwowzoru. Całe szczęście, że twórcom nie udało się zamordować tej postaci, a trzeba przyznać, bardzo się tutaj starali. Jako ciekawostka, w Deadpoola wcielił się Ryan Reynolds, czyli aktor który także później będzie odgrywał tę samą postać w solowych filmach. Tutaj jest on jedną z niewielu udanych rzeczy, przynajmniej w tej jednej czy dwóch scenach, i to na początku, przed idiotyczną "przemianą". Na plus wypadają także… napisy początkowe, zrealizowane w naprawdę ciekawy i pomysłowy sposób. Reszta to niestety porażka, a bzdury czy idiotyzmy można by długo wymieniać.

Stan Lee: -
Scena po napisach: W gruzach

5) X-Men First Class



data premiery: 2011
budżet: 160$, Box Office: 353$
reżyseria: Matthew Vaughn (Stardust, Kick-Ass, Kingsman)

Przy kolejnym filmie studio zdecydowało się pokazać widzom samą genezę, tym razem skupiając się na większej grupie mutantów. Możemy więc obserwować jak powstała szkoła, jak narodziła się przyjaźń między Xavierem a Erikiem, i jak stanęli po przeciwnych stronach barykady. Oczywiście mamy do czynienia ze znacznie młodszymi postaciami, stąd też zmiany w obsadzie. James McAvoy wcielił się w Profesora, a Michael Fassbender w Magneto. I obaj wypadli rewelacyjnie! Reszta obsady także daje radę, przynajmniej w większości przypadków. Jennifer Lawrence jako Mystique jest w porządku, Kevin Bacon jako ten zły, czyli Sebastian Shaw niestety wypada już bardzo nijako, ale nie jest to wina aktora, a bardziej scenariusza. January Jones jako Emma Frost to niestety już pomyłka, przez cały film wygląda na niezwykle znudzoną, wręcz zniechęconą do odgrywania roli, a do tego scenariusz na siłę próbuje robić z niej symbol seksu. Komiksowa Emma to postać seksowna, ale też wyrafinowana i niezwykle inteligentna, a tu otrzymujemy dosadne uprzedmiotowienie, i idiotyczne sceny jak ta, gdy zostaje wysłana po lód! Sam scenariusz jednak ogólnie wypada nadzwyczaj dobrze, i mimo paru wpadek, a także niestety mocno wkurzających nieścisłości i przeinaczania faktów, które znamy z oryginalnej trylogii (np.: kto zbudował Cerebro), daje radę. Ogólnie otrzymaliśmy film może z wieloma wadami, ale jednak nadzwyczaj udany i przyjemny w odbiorze. Uniwersum X-men znowu odżyło.

Stan Lee: -
Scena po napisach: -

6) The Wolverine



data premiery: 2013
budżet: 120$, Box Office: 414$
reżyseria: James Mangold (Cop Land, Girl, Interrupted, Walk the Line, 3:10 to Yuma)

Wolverine nadal budził spore zainteresowanie widzów, stąd studio postanowiło zaryzykować i ponownie zaserwować nam film poświęcony tej postaci. Wyszło znacznie lepiej niż poprzednio, niestety nadal rzucają się w oczy głupoty i nieścisłości scenariuszowe, idiotyczne sceny, czy niewykorzystanie w pełni potencjału postaci. Otrzymujemy nawet romans, który jest zupełnie pozbawiony chemii! Wiele scen jest źle zmontowanych, a do tego film jest momentami wręcz nudny! Wyszedł typowy "akcyjniak" i to raczej z kategorii tych mocno przeciętnych. Najlepszym elementem paradoksalnie jest scena po napisach… Film doczekał się wersji rozszerzonej, niestety, nie ratuje ona ogólnie sytuacji.

Czas trwania: Wersja zwykła: 126 min, Extended Edition: 138 min.

Stan Lee: -
Scena po napisach: Spotkanie na lotnisku.
Alternate Ending: Klasyczny strój.

7) X-Men Days of Future Past



data premiery: 2014
budżet: 200$, Box Office: 747$
reżyseria: Bryan Singer

Twórcy wpadli na karkołomny pomysł, i postanowili połączyć w jednym filmie starą obsadę z nową. Na ekranie więc pojawia się zarówno Patrick Stewart jak i James McAvoy w roli Profesora oraz Ian McKellen i Michael Fassbender jako Magneto! Oczywiście głównym motywem jest podróż w czasie, a podróżnikiem zostaje Hugh Jackman czyli nadal niezwykle popularny Wolverine. Reszta obsady także wypada nadzwyczaj dobrze i nawet jak pojawiają się dosłownie na chwilę, to dają z siebie wszystko. Efekty specjalne i sceny akcji zachwycają, a bezsprzeczną furorę zrobiła "spowolniona” wstawka z Quicksilverem. Scenariusz daje radę, choć oczywiście nie obeszło się bez bzdur czy nielogiczności. Film doczekał się dwóch wersji, w dłuższej dodano parę dość znaczących scen, szczególnie powiązanych z postacią Rogue (Anna Paquin). Days of Future Past to niesamowite widowisko, niezwykle dynamiczne, z mnóstwem świetnych scen i we wspaniałej obsadzie.

Czas trwania: Wersja zwykła: 132 min, The Rogue Cut: 151 min

Stan Lee: -
Scena po napisach: Piramidy.

8) Deadpool



data premiery: 2016
budżet: 58$, Box Office: 783$
reżyseria: Tim Miller (Terminator: Dark Fate)

Uparciuch Ryan Reynolds jako Deadpool w niskobudżetowym, jak na kino superbohaterskie, filmie, oznaczonym dodatkowo kategorią R. Do tego sporo prymitywnego humoru, a jednocześnie łamanie czwartej ściany, świetne dialogi, ciekawe postacie i po prostu "jechanie po bandzie”. Widzowie to kupili, film zarobił sporo kasy, co tym bardziej jest znamienite, gdy popatrzy się na relatywnie mały budżet. Nie jest to seans dla każdego, ale jeżeli ktoś lubi taką konwencję, nie boi się momentami prymitywnego humoru, lubuje się w nawiązaniach do popkultury, będzie wniebowzięty. No i dostajemy rewelacyjnego Colossusa!

Stan Lee: DJ w klubie.
Scena po napisach: Swoista zapowiedź dwójki.

9) X-Men Apocalypse



data premiery: 2016
budżet: 178$, Box Office: 388$
reżyseria: Bryan Singer

Coś trzecie części mają pecha. Days of Future Past w wielkim stylu nieco wyprostowało sprawy w uniwersum X-men, mimo wielu niejednoznaczności, otrzymaliśmy swoisty restart. X-Men Apocalypse nie potrafił tego wykorzystać, co gorsza, zaprzepaścił wielką szansę. Film spotkał się z dość chłodnym przyjęciem, zarówno widzowie jak i krytycy nie szczędzili mu gorzkich słów. Nie wyszło z głównym złym, nie wyszło z wieloma postaciami, także scenariusz mocno niedomagał. Brak logiki w niektórych aspektach zbyt mocno rzucał się w oczy. Profesor i Magneto (James McAvoy i Michael Fassbender) aktorsko jak najbardziej dają radę, ale ich poczynania na ekranie zaczynają momentami mocno irytować. Do tego Jennifer Lawrence jako Mystique, której to ewidentnie nie chce się już grać tej postaci. Na szczęście są też plusy, jak choćby młodzi mutanci, a w szczególności Cyclops i Nightcrawler. Także Quicksilver wypada rewelacyjnie i ponownie otrzymuje scenę "w spowolnieniu”. U nas film dodatkowo zasłynął „polską wstawką”, patrząc na całość, nie wypadała ona aż tak źle…

Stan Lee: Przerażenie w obliczu apokalipsy, Stan Lee jest w towarzystwie swojej żony Joan.
Scena po napisach: Sprzątanie i fiolka z krwią.

10) Logan



data premiery: 2017
budżet: 97$, Box Office: 619$
reżyseria: James Mangold (Cop Land, Kate & Leopold, Girl, Interrupted)

A jednak nie zawsze trójka jest pechowa. Pierwsze dwa filmy solowe z Wolverinem były mocno przeciętne, tymczasem trójka, zatytułowana już "Logan”, okazała się ogromnym hitem. I to zarówno artystycznym jak i finansowym. Mniejszy budżet, kategoria R, Wolverine nie pierniczący się z przeciwnikami i skupienie się na postaciach spowodowały, że otrzymaliśmy jeden z najlepszych filmów w uniwersum, jednocześnie będący zwieńczeniem losów i hołdem dla tytułowej postaci. Pojawia się także starszy Profesor, tak więc wcielił się w niego ponownie Patrick Stewart, który wypada wprost niesamowicie. Rewelacyjnie przedstawiono postać Laury, którą z zacięciem zagrała młodziutka aktorka Dafne Keen. Film jest swoistą mieszanką gatunków, otrzymujemy tutaj głównie kino akcji, ale jednocześnie mamy motyw drogi, western, dramat, nawet film psychologiczny. I to wszystko współgra ze sobą wręcz perfekcyjnie. Na ekranie pojawiają się zeszyty komiksowe z X-men, co oczywiście jest odpowiednio skomentowane przez bohaterów.

Stan Lee: -
Scena po napisach: -

11) Deadpool 2





data premiery: 2018
budżet: 110$, Box Office: 785$
reżyseria: David Leitch (John Wick, Atomic Blonde)

Większy budżet, więcej postaci, nadal kategoria R, łamanie czwartej ściany, sporo krwi i często prymitywnego humoru. Deadpool 2 dostarcza specyficznej, ale doskonałej rozrywki, do tego otrzymujemy tu mnóstwo nawiązań do kina superbohaterskiego, ale też całej popkultury. Dostajemy także nieco powtórzonych motywów z jedynki, obecnie już mało śmiesznych czy też zbyt bardzo rozciągniętych scen. Film może nie zrobił takiego poruszenia jak jedynka, ale spodobał się widowni i swoje zarobił. Smaczków jest naprawdę wiele, a uważne oko wychwyci choćby gościnne role takich aktorów jak Brad Pitt czy Matt Damon! Deadpool 2 doczekał się dwóch dodatkowych wersji: Super Duper Cut została uzupełniona o dodatkowe sceny, jest tu jeszcze bardziej bezkompromisowo, natomiast Once Upon a Deadpool to wersja w PG-13, większość scen została odpowiednio wygładzonych, co nie do końca wyszło dobrze, jednak wersja ta posiada też sporo dodatkowego materiału, w którym to Deadpool czyta bajeczkę Fredowi Savage, znanemu głównie z serialu The Wonder Years, a sama konstrukcja jest parodią filmu z 1987 The Princess Bride, w którym to zresztą młody Fred słucha bajki opowiadanej mu przez Petera Falka.

Czas trwania: wersja zwykła: 119 min, Super Duper Cut: 134 min, Once Upon a Deadpool: 117 min.

Stan Lee: Pojawił się w trailerze (No Good Deed), w filmie jego wizerunek został umieszczony jako malunek na budynku, widać go podczas lądowania Domino na spadochronie.
Scena po napisach: Naprawa przeszłości.

12) Dark Phoenix



data premiery: 2019
budżet: 200$, Box Office: 252$
reżyseria: Simon Kinberg (scenarzysta: xXx: State of the Union, Mr. & Mrs. Smith, Jumper, Sherlock Holmes)

Oficjalne zamknięcie sagi X-men pod skrzydłami Foxa wypadło niestety dość blado. Jak zazwyczaj bywa, coś nie zagrało w scenariuszu, do tego na stołku reżysera zasiadł Simon Kinberg, który znany jest ze sporej liczby nawet niezłych scenariuszy, ale jako reżyser nie posiadał zupełnie doświadczenia. Także aktorsko jest nierówno, szczególnie Sophie Turner jako Jean Grey momentami wypada mało przekonująco, a przecież jest tutaj centralną postacią. Jennifer Lawrence pewnie już się cieszyła, że to ostatni film z Mutantami w którym musiała się wymęczyć. Za to James McAvoy jako Profesor i szczególnie Michael Fassbender jako Erik Lehnsherr wypadają bardzo dobrze, szczególnie postać Magneto wreszcie nie musi być sztampowym "tym złym", co nadaje mu tylko wyrazu. Realizatorsko jest jak najbardziej poprawnie, ujęcie, muzyka, efekty stoją na najwyższym poziomie. Całość jednak niezbyt przypadła do gustu widzom. Obecnie Mutanci trafili pod skrzydła Disneya, więc zapewne wcześniej czy później zasilą oficjalnie MCU. Swoją drogą, w niniejszym filmie pojawia się fajny przytyk w postaci żołnierzy z jednostki Mutant Control Unit, w skrócie... MCU.

Stan Lee: -
Scena po napisach: -

13) The New Mutants



data premiery: 2020
budżet: ok 67$, Box Office: 46$
reżyseria: Josh Boone (The Fault in Our Stars)

Saga X-men zastała zakończona, ale na deser otrzymaliśmy jeszcze jeden film. The New Mutants rodzili się w bólach, film powstawał dość długo, do końca nie wiadomo, czy widzowie mieli spodziewać się horroru czy klasycznego kina superbohaterskiego. I wyszło tak nie do końca wiadomo co, horroru owszem, jest tu trochę, ale także nie obyło się bez finałowej przysłowiowej rozpierduchy. Całość jednak prezentuje się nadspodziewanie dobrze. Film nieco odcina się od reszty uniwersum, pojawiają się tylko delikatne nawiązania, do tego otrzymujemy ograniczenie liczby postaci, a akcja w większości toczy się w tylko jednym miejscu. Dzięki temu więcej czasu poświęcono na przedstawienie poszczególnych postaci i relacji miedzy nimi. Obsada nieźle się w sprawdza, szczególnie Anya Taylor-Joy jako Illyana Rasputin, Maisie Williams jako Rahne Sinclair, Charlie Heaton jako Sam Guthrie i Alice Braga jako Dr Cecilia Reyes.

Stan Lee: -
Scena po napisach: -

Jak oglądać X-men od Foxa?

W skład filmowego uniwersum X-men od Foxa wchodzi w sumie trzynaście filmów, wyprodukowanych na przestrzeni dwudziestu lat. Fox ma „nieco” wolniejsze tempo w taśmowej produkcji filmów niż Marvel Studios, jednocześnie, mimo mniejszej liczby tytułów i niby spójnego uniwersum, dość dużo tu nieścisłości i niekonsekwencji pomiędzy poszczególnymi filmami. Co oczywiście wpływa na odbiór. Starając się to jednak usystematyzować, można zauważyć wyraźne podgrupy, czy też powiedzmy, miniserie.

Pierwsza to klasyczna trylogia, stanowiąca bezpośrednią ciągłość fabularną, i tę trylogię najlepiej jest właśnie oglądać w takiej kolejności. Pierwsza część nieco się zestarzała, ale nadal jest bardzo dobrym filmem, druga to prawdziwa rewelacja, trzecia wypada średnio, ale obejrzeć warto.

1) X-Men (2000)
2) X-Men 2 (2003)
3) X-Men The Last Stand (2006)

Kolejna seria wprowadza młodsze wersje poszczególnych postaci, jednocześnie w drugiej części tworzy swoisty crossover z pierwszą trylogią. Wszystkie cztery części tworzą ciągłość fabularną. Chronologicznie większość wątków występuje wcześniej niż wydarzenia z pierwszej trylogii, jednak z powodu nawiązań, dobrze jest przy oglądaniu zachować kolejność taką, jak filmy były tworzone. Pod względem atrakcyjności, mamy bardzo podobną sytuacje jak wcześniej. Pierwszy film jest bardzo dobry, drugi to rewelacja, trzeci niestety zaniża poziom, a czwarty definitywnie kończy serię, niestety na nie najlepszym poziomie.

5) X-Men First Class (2011)
7) X-Men Days of Future Past (2014)
9) X-Men Apocalypse (2016)
12) Dark Phoenix (2019)

Kolejna trylogia kształtuje się z filmów poświęconych najpopularniejszej postaci z mutantów. Każdy z tych filmów spokojnie funkcjonuje jako autonomiczne dzieło, nie ma tu bezpośredniej ciągłości fabularnej. W teorii X-Men Origins Wolverine chronologicznie powinien być oglądany jako pierwszy, jeszcze przed oryginalną trylogią, jednak jest on tak zły i wprowadza spore zamieszanie co do ogólnych wydarzeń, że absolutnie odradzam sięganie po niego zanim poznamy postać Wolverina z normalnych filmów. A i później należy sięgnąć po niego w ostateczności i tylko w ramach ciekawostki. Drugi z filmów fabularnie umiejscowiony jest miedzy X-Men The Last Stand a X-Men Days of Future Past, ale powiązanie nie jest jakoś bardzo silne. Sam film jest dość przeciętny, ale obejrzeć można. Logan natomiast łamie zasadę, że trzecia część jest słaba, i w tym przypadku wręcz możemy mówić o dziele wybitnym. Dobrze jest obejrzeć go znając pierwszą trylogię.

4) X-Men Origins Wolverine (2009)
6) The Wolverine (2013)
10) Logan (2017)

Nieco na uboczu stoją filmy z Deadpoolem, oba bardzo udane i naszpikowane wręcz mnóstwem odniesień do filmów nie tylko z uniwersum X-men, ale też ogólnie filmów superbohaterskich, także tych z MCU czy DC. Czyli im ktoś lepiej zna te uniwersa, tym wyłapie więcej smaczków i dowcipów. The New Mutants są niezależnym filmem umiejscowionym w uniwersum, ale spokojnie bronią się jako autonomiczne dzieło.

8) Deadpool (2016)
11) Deadpool 2 (2018)
13) The New Mutants (2020)

Podsumowując, jakąkolwiek kolejność chronologiczną należy sobie bezsprzecznie odpuścić. Fox i tak namieszał w tym temacie, tak więc najlepiej układa się to wszystko, gdy poznajemy wydarzenia tak, jak były przedstawiane na dużym ekranie. Filmy z Wolverinem i The New Mutants można potraktować jako niezależne, choć dobrze wiedzieć kto, co i jak, a Deadpool już zupełnie chadza swoimi ścieżkami.

Nd, 31 Styczeń 2021, 16:50:32
1
Odp: Droga do MCU, czyli historia filmowych adaptacji komiksów Marvela 1944-2020 19) Avengers Infinity War



data premiery: 2018
budżet: ok 321$, Box Office: 2,048$
reżyseria: Anthony Russo & Joe Russo

Thanos nadchodzi! O ile film Avengers z 2012 roku bardzo fajnie pokazywał współpracę wcześniej poznanych bohaterów, to Infinity War robi to wręcz na nieporównywalnie większą skalę. I doskonale korzysta z podbudowy stworzonej przez osiemnaście filmów! Strona techniczna wręcz zachwyca, doskonałe ujęcia, niesamowita choreografia potyczek, Bracia Russo już wcześniej pokazali świetny warsztat, tutaj ponownie udowodnili swoją niezwykła smykałkę do scen akcji. Niesamowitym wrażeniom wizualnym towarzyszy doskonale dobrana muzyka, odpowiedzialny za ten aspekt filmu Alan Silvestri wykonał kawał dobrej roboty. Wprost przytłaczająca liczba postaci mogła zwiastować nieco spłycenie ich poczynań, ale i ten aspekt wypadł perfekcyjnie. Każda z postaci dostaje swoje pięć minut, do tego rozdzielenie akcji na parę odrębnych ścieżek pozwala tym bardziej skupić się na poszczególnych bohaterach. Nie zabrakło bardziej wzruszających momentów, wyraźnie zaznaczony został motyw poświęcenia, jednocześnie jak przystało na MCU, sporo tutaj humoru i ciętych dialogów, w których przodują dwa zestawione ze sobą mocne charaktery, czyli Tony Stark i Stephen Strange. Robert Downey Jr. i Benedict Cumberbatch wcielający się w te postacie w swojej karierze mają na koncie bardzo udane filmowe interpretacje postaci Sherlocka Holmesa, w filmie zresztą pojawia się nawiązanie do tego faktu, choć niestety, bardzo subtelne (Doctor. Do you concur?). Także bardzo wiarygodnie przedstawiono postać samego Thanosa, czyli postać "tego złego", który jednak posiada wyraźnie zarysowane swoje przekonania i cel, do którego bezwzględnie dąży. Oprócz połączenia wielu postaci z poprzednich filmów, wątkiem głównym jest zebranie Kamieni Nieskończoności, które przez lata pojawiały się w najróżniejszych filmach.
- Kamień Przestrzeni (Space Stone) - Tesseract w Captain America: The First Avenger (2011)
- Kamień Umysłu (Mind Stone) - Berło w The Avengers (2012)
- Kamień Rzeczywistości (Reality Stone) - Eter w Thor: The Dark World (2013)
- Kamień Mocy (Power Stone) - Glob w Guardians of the Galaxy (2014)
- Kamień Czasu (Time Stone) - Eye of Agamotto w Doctor Strange (2016)
- Kamień Duszy (Soul Stone) - pojawia się po raz pierwszy w niniejszym filmie, a jego zdobycie wiąże się także z motywem poświęcenia.
Wiedząc już wcześniej, że film będzie miał swoją bezpośrednia kontynuację, można było spodziewać się zakończenia, mimo to finał powoduje i tak ogromne zaskoczenie i smutek. Jak cały film, także ostatnie sceny są bardzo wymowne i działają doskonale na uczuciach widza, oglądając film w kinie, niesamotna jest reakcja widowni. Zaskoczenie, cisza i zaduma trwa nawet, gdy zaczynają się napisy końcowe, a wielu widzów ociera ukradkiem płynące łzy...

Stan Lee: Kierowca autobusu.
Scena po napisach: Fury wysyła sygnał.

20) Ant-Man and the Wasp



data premiery: 2018
budżet: ok 162$, Box Office: 622$
reżyseria: Peyton Reed (The Love Bug, Bring It On, The Break-Up)

Oczekiwanie na kontynuację Infinity War osłodzić miał nam już lubiany Ant-Man, czyli Scott Lang w którego to postać bezbłędnie wcielił się Paul Rudd. Tym razem w towarzystwie tytułowej Wasp, czyli Osy. Przecudna Evangeline Lilly jako Hope van Dyne doskonale wypada na ekranie, a do tego Michael Douglas jako Dr Hank Pym i Michelle Pfeiffer jako Janet van Dyne podnoszą wartość widowiska. Jednak nie wszystko tutaj zagrało do końca, otrzymaliśmy przyjemny, lekki film, ze spora dawką humoru i dowcipów słownych w których bryluje rewelacyjny Michael Pena jako Luis, ale niestety nic ponadto. Motyw powiększania się i pomniejszania, znany doskonale z części pierwszej, tutaj momentami sięga już absurdu i choć większość scen doskonale bawi, to można poczuć nieco przesyt. Oczywiście ogląda się to nadal bardzo dobrze, a film stanowi doskonałą odskocznie, po przybijającym zakończeniu Infinity War.

Stan Lee: Właściciel pomniejszonego samochodu.
Scena po napisach: 1) Uwięziony w quantum realm, scena bardzo ważna dla wydarzeń przedstawionych w Avengers: Endgame. 2) Perkusja.

21) Captain Marvel



data premiery: 2019
budżet: 160$, Box Office: 1,128$
reżyseria: Anna Boden & Ryan Fleck (Sugar)

W scenie po napisach w Infinity War Nick Fury wysyła sygnał do tajemniczej postaci, która wcześniej nie pojawiła się w żadnym z filmów. Przyszedł więc czas na jej przedstawienie i oto na ekrany zawitała potężna Captain Marvel, w tej roli Brie Larson, która wypadła niestety nieco bez polotu, choć jest to uzasadnione faktem, że mamy do czynienia z bezkompromisową bohaterką, której nie w myśl błazenada czy miłostki. Ot, taka twarda babka. Sam film to klasyczny "origin story", nieco konstrukcją przypominający filmy MCU z pierwszej fazy. Nie wypada to rewelacyjnie, choć oczywiście są tutaj także i mocne momenty, jak nieźle ukazany konflikt między kosmicznymi rasami, ich motywacje, a Carol Danvers, gdy wreszcie pojawi się na Ziemi, nawiązuje relacje z samym Nickiem Fury (doskonale odmłodzony cyfrowo Samuel L. Jackson), a film przeradza się w klasyczną opowieść w stylu "buddy movie". Powraca także Clark Gregg jako niezastąpiony Agent Coulson. Na deser otrzymujemy słodkiego kociaka, nie obyło się także bez wytłumaczenia, dlaczego Fury ma tylko jedno oko. I nie jest to niestety dobre "wytłumaczenie". Film zebrał mocno mieszane opinie, sporo było wychwalania, szczególnie ukazania mocno zarysowanej postaci kobiecej w filmie superbohaterskim, jednak jednocześnie otrzymaliśmy momentami nudny i pełen dziur fabularnych scenariusz ze spora liczbą nielogiczności. Sama Brie Larson zdobyła zarówno rzeszę miłośników jak i przeciwników, a zupełnie niepotrzebnie wokół filmu i jej roli pojawiły się głupie przepychanki.

Stan Lee: W pociągu, czyta scenariusz Mallrats (w którym to filmie także miał swoje cameo)! Dodatkowo cała czołówka z logiem Marvela jest mu poświęcona.
Scena po napisach: 1) Gdzie jest Fury? 2) Kłaczek.

22) Avengers: Endgame



data premiery: 2019
budżet: 356$, Box Office: 2,797$
reżyseria: Anthony Russo & Joe Russo

Po zakończeniu Infinity War, Avengers: Endgame był bardzo wyczekiwany przez miłośników MCU, co podczas premiery zaowocowało choćby z problemami z zakupem biletów. A że film trwa nieco ponad 3 godziny, więc wiele kin organizowało dodatkowe sense. Po premierze zachwytom nie było końca, zarówno krytycy jak i widzowie wprost rozpływali się w superlatywach. Film pobił wiele rekordów, a obecnie dzierży miano najbardziej dochodowego obrazu w historii kina! To wprost niesamowity, monumentalny sukces, MCU pieczołowicie budowane przez ponad dziesięć lat i ponad dwadzieścia filmów okazało się ewenementem na skalę światową! Akcja skupia się się wokół klasycznego składu grupy Avengers. Tony Stark (Iron Man), Steve Rogers (Captain America), Bruce Banner (Hulk), Thor, Natasha Romanoff (Black Widow) i Clint Barton (Hawkeye) pozostali na świecie, gdzie zniknęła połowa populacji, i każdy na swój sposób próbuje sobie z tym faktem radzić. I już to, zwykłe życie naszych superbohaterów w obliczu nowej rzeczywistości, zostało ukazane w poruszający sposób. Ale oczywiście nie można dać za wygraną, a gdy pojawia się szansa... Film wyraźnie posiada budowę strukturalną i już pierwszy akt wprawia widza w osłupienie. Następnie nastaje chwila wyciszenia, gdy w końcu pojawia się wspomniana szansa, przechodzi do niezwykłej zabawy z konwencją. Jako laurka dla głównych bohaterów, ale też samego MCU, znajdziemy tutaj wprost zatrzęsienie nawiązań do wcześniejszych obrazów. Do tego zrealizowano to we wprost perfekcyjny sposób, a momentami sprytne nawiązania i zestawienia postaci tylko uwypuklają ich rozwój, który nastąpił na przestrzeni ostatnich lat. Scen powodujących uśmiech na twarzy jest tu znaczna ilość, że choćby wystarczy wspomnieć scenę w windzie z Kapitanem, czy rozmowę Starka z ojcem. Zresztą, co także jest sporym zaskoczeniem, pojawia się Jarvis, w tej roli James D'Arcy, który w tę postać wcielił się także w serialu Agent Carter! Podobnego fanservisu jest oczywiście więcej, a w pamięć z pewnością wryją się te z udziałem Kapitana Ameryki, który wreszcie będzie mógł wypowiedzieć wielce znaczące słowa Avengers Assemble. I przepiękna scena z Młotem! Nie zabrakło także urokliwego motywu pokazującego woman-power, który obrazuje, że potężnych superbohaterek w tym świecie jest całkiem sporo. Pod względem realizatorskim, podobnie jak w Infinity War, wszystko wypada perfekcyjnie. Montaż, ujęcia, dynamika starć, doskonała muzyka, wszystkie te elementy niezwykle umiejętnie zostały połączone w jedną całość. To hołd złożony całemu MCU, a szczególnie pierwszej grupie superbohaterów, z której wielu członków w końcu może odejść na zasłużoną emeryturę. Same napisy końcowe i ich forma powodują, że łezka się kręci w oku. Kevin Feige od początku planował stworzenie spójnego uniwersum, zapewne wtedy sobie nie zdawał sprawy, jak ta sztuka przepięknie mu się uda. Endgame to godny koniec pewnej epoki, ale Marvel Cinematic Universe trwa nadal. Poprzeczka została postawiona niezwykle wysoko, czy uda się ją przeskoczyć?

Stan Lee: Make love, not war!
Scena po napisach: Słychać tylko dźwięk kuźni.

23) Spider-Man: Far From Home



data premiery: 2019
budżet: 160$, Box Office: 1,131$
reżyseria:

Spider-Man: Far From Home to takie złapanie oddechu po Endgame, czyli film lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze. Powraca Tom Holland w tytułowej roli, ogromnym plusem jest poświęceniu mu miejsca zarówno jako Peterowi Parkerowi jak i Pajączkowi. Świat dość szybko wraca do normalności, znowu musi pojawić się ktoś, kto lubi namieszać, czyli standard w filmie superbohaterskim. Sony, nadal dzierżące prawa do filmowych przygód Spider-mana, fajnie dogadało się z Marvelem, dzięki czemu nie tylko Pajączek zagościł w filmach MCU, ale i w swoich solowych przygodach doczekał się gościnnych występów. Samuel L. Jackson jako Nick Fury czy Cobie Smulders jako Maria Hill otrzymują swoje pięć minut, a Jon Favreau jako Happy Hogan wręcz błyszczy, a do tego coś kręci z Marisą Tomei czyli May Parker, ciotką Petera. Szkoda, że nie uświadczymy tutaj znanej z komiksów Mary Jane, choć trzeba przyznać, że Zendaya jako MJ wypada naprawdę nieźle. Z postaci komiksowych pojawia się sam Mysterio, ponownie, jak to w MCU stało się standardem, doskonale obsadzony. Jake Gyllenhaal robi robotę. A jakby mało, to na chwilkę pojawia się J.K. Simmons który w trylogii Sama Raimi wcielił się w J. Jonahana Jamesona, i tutaj także wystąpił w tej roli!

Stan Lee: -
Scena po napisach: 1) J. Jonah Jameson, Mysterio wyznaje prawdę. 2) Fury szuka butów. Dodatkowo dedykacja dla Ditko i Lee.

Nd, 31 Styczeń 2021, 16:51:48
1
Odp: Droga do MCU, czyli historia filmowych adaptacji komiksów Marvela 1944-2020 Marvel One Shot

Marvel One Shot to seria krótkometrażowych filmów nawiązujących bezpośrednio do uniwersum MCU, będących dodatkami do wydań Blu-Ray samych filmów. Powstało ich w sumie pięć, i należy traktować je jako lekturę obowiązkową, tym bardziej, że całkiem sporo wnoszą do tematu. Od 2016 roku Marvel kontynuował serię, ale jej forma nieco się zmieniła, zrezygnowano z filmów krótkometrażowych na rzecz materiałów już raczej czysto promocyjnych.

Lista filmów:

2011 The Consultant
2011 A Funny Thing Happened on the Way to Thor's Hammer
2012 Item 47
2013 Agent Carter
2014 All Hail the King

2016 Team Thor
2017 Team Thor: Part 2
2017 Rappin' With Cap
2018 Team Darryl
2019 Peter's To-Do List

The Consultant (2011)



Akcja rozgrywa się po wydarzeniach z filmów Incredible Hulk i Iron Man 2 i nawiązuje bezpośrednio do sceny po napisach z Incredible Hulk. W rolach głównych agenci Coulson i Sitwell oraz tytułowy Konsultant. Film trwa około 4 minut.

A Funny Thing Happened on the Way to Thor's Hammer (2011)



Scena ma miejsce między zakończeniem filmu Iron Man 2, ale jeszcze przed sceną po napisach z tego tytułu. W roli głównej ponownie Agent Coulson. 4 minutki.

Item 47 (2012)



Tym razem otrzymujemy zrobiony z prawdziwym rozmachem film krótkometrażowy (ponad 11 minut!), który prezentuje wydarzenia mające miejsce po filmie Avengers. Wśród obsady pojawia się Agent Sitwell. Uwaga, jest scena po napisach!

Agent Carter (2013)



Ponownie Marvel zaszalał i otrzymaliśmy niezwykle dynamiczny i przepełniony akcją film krótkometrażowy (ponad 15 minut), w którym główną role odgrywa tytułowa Agentka, czyli Peggy Carter. Wydarzenia mają miejsce po pierwszym filmie z Kapitanem: Captain America: The First Avenger. Zdecydowanie warto obejrzeć. Uwaga, także tutaj dostajemy scenę po napisach!

All Hail the King (2014)



Tą krótkometrażówką Marvel starał się nieco wyprostować niezadowolenie fanów z powodu filmowej interpretacji postaci Mandaryna. Nieco niepotrzebnie, ale za to otrzymujemy całkiem wyśmienity filmik (ok 14 minut). Także tutaj występuje dodatkowa scena (tym razem podczas napisów).

Team Thor (2016)
Team Thor: Part 2 (2017)
Team Darryl (2018)

Trzy filmiki, w których pewien Darryl szuka współlokatora. W pierwszych dwóch trafi na samego Thora, w trzecim w jego progi zawita Grandmaster. Bardzo przyjemne.

Rappin' With Cap (2017)

Więcej moralizatorskich pogadanek Kapitana Ameryki, których formę poznaliśmy w Spider-Man Homecoming.

Peter's To-Do List (2019)

Przed wyruszeniem do Europy w Spider-Man: Far From Home, Peter musi odhaczyć parę rzeczy do zrobienia. Dość standardowych, jak odebrać paszport, zrobić zakupy, sprać złoli.

Podobnych małych perełek, nie zawsze oficjalnych, pojawiło się jeszcze parę. Koniecznie należy wymienić:

The Punisher: Dirty Laundry (2012)



Amatorski film krótkometrażowy, o którym warto wspomnieć, gdyż do roli Punishera powraca Thomas Jane, który w Franka Castle wcielił się w przeciętnym filmie The Punisher z 2004 roku. Tutaj próbuje zmyć złe wrażenie, mimo że sam wtedy wypadł w swojej roli bardzo dobrze. W niniejszej produkcji sztuka ta wychodzi mu jeszcze lepiej. Zaledwie 10 minut, ale czuć tu potencjał, jaki postać Punishera w sobie posiada. Jest mocno, brutalnie, nieco z zadumą. Gościnnie Ron Perlman.

No Good Deed (2017)

Specyficzny zwiastun, w formie krótkometrażowego filmiku, oczywiście, jak przystało na Deadpoola, nic nie traktujący poważnie. Gościnnie Stan Lee.

Guardians Inferno - teledysk utrzymany w kiczowatej stylistyce lat 70. XX wieku. Śpiewa sam Nick Fury, ten pierwszy, czyli David Hasselhoff! Gościnnie Stan Lee.
Marvel's Doctor Strange - The Doctor Is In - Doctor Strange objaśnia obrażenia, których może nabawić się podczas potyczek.
WHiH NewsFront - program informacyjny prowadzony przez Christine Everhart, w którym omawia m.in. losy kryminalisty Scotta Langa.
Céline Dion: Ashes - teledysk promujący Deadpoola. To trzeba zobaczyć!
Hilariously Face Off For The Last Donut - konfrontacja między Kapitanem Ameryką a Iron-manem!
Jimmy Kimmel Hires Dr Strange. - Dr Strange, jako magik, na przyjęciu urodzinowym. Sytuację z tego filmiki nie omieszkał wypomnieć mu później Stark w Infinity War.
Tom Holland & Jimmy Kimmel - Peter odbiera pranie.
Spider Man Parody - krótka parodia, w rolach głównych Jack Black i Sarah Michelle Gellar.
Spider Man in X-Men Movie! - żart z planu, w filmie X-men prawie pojawił się sam Spider-man!
Hulk At The Office (2015) - czy Hulk poradziłby sobie w biurze? Gościnie Stan Lee i Lou Ferrigno!
i inne...

Przerwa na reklamę:

Coca-Cola “A Mini Marvel” - ostatnia puszka Coli, czy Hulk tak łatwo odpuści Ant-manowi?
Watch NBA Finals with Spidey and Iron Man! - Happy Hogan, Tony Stark, Peter Parker a jakby było mało, to jeszcze pojawia się tu zatrzęsienie gwiazd.
Dancing Spiderman - Spider-man też umie tańczyć.
Quicksilver Sky Fibre - Quicksilver, ten z Foxa, ponownie popisuje się swoimi umiejętnościami.
Audi - Seria paru reklam, głównie z Pajączkiem, ale drętwa Captain Marvel też tutaj znalazła swoje miejsce.



Seriale

Oprócz filmów, świat Marvela to także oczywiście wiele produkcji emitowanych w formie seriali telewizyjnych. Podobnie jak w przypadków filmów, produkowane były przez różne studia i w różnym czasie, z ich jakością także bywało różnie. Część seriali powstałych już po starcie Marvel Cinematic Universe w wyraźny sposób nawiązuje do tego uniwersum, a nawet często czerpie z niego pełnymi garściami. I w tej postaci stanowią bardzo ciekawe uzupełnienie pewnych wątków, choć z czasem producenci zdecydowali się jednak na odseparowanie świata filmowego od serialowego. W końcu w 2020 roku zamknięto definitywnie wszystkie wcześniejsze produkcje, a obecnie na platformie Disney+ rozpoczęto emisję seriali już oficjalnie wchodzących w skład Marvel Cinematic Universe.
Niestety, nie wszystkie wymienione poniżej produkcje miałem przyjemność obejrzeć w całości, i mimo nadrabiania braków, sporo jeszcze przede mną. Dlatego też to zestawienie traktuję jako uzupełnienie i ograniczę się do ogólnych informacji.

Spidey Super Stories (The Electric Company, PBS)



lata emisji: 1974–1977
3 sezony, 29 odcinków

Pierwsze aktorskie wcielenie Spider-mana to seria pouczających historyjek z przysłowiowym "morałem", przeznaczonych dla dzieci i młodzieży. Co ciekawe, zachowano mocno stylistykę komiksu, na ekranie pojawiają się często komiksowe kadry, a sam Spider-man jest postacią niemą, jego kwestie wyświetlane są jako komiksowe dymki. Warto z ciekawości obejrzeć choć odcinek, tym bardziej, że często w rożnych rolach pojawiał się Morgan Freeman.

Spider-Man / Supaidaman (Toei Company, TV Tokyo)



lata emisji: 1978–1979
1 sezon, 41 odcinków

Marvel swego czasu nawiązał współprace z Japońską korporacją Toei Company, która m.in. zaowocowała powstaniem serialu z Pająkiem. Co ciekawe, umowa określała, że Japończycy mogą korzystać z wizerunku i nazwy Spider-man, ale tworząc całą otoczkę wokół tej postaci dostali całkowicie wolną rękę. I wyszło z tego coś pokroju Power Rangers, Spider-man, a właściwie Supaidaman w tej wersji to kaskader Takuya Yamashiro, zdobycie pajęczych mocy także zostało zmienione, dodatkowo Spider-man dysponuje sporą liczbą gadżetów takich jak choćby futurystyczny samochód czy ogromny robot Leopardon. I jest statek kosmiczny, uroczo nazwany Marveller. Oczywiście mamy też tych złych, i całą masę fikuśnych strojów i postaci. Całość o dziwo stoi na całkiem przyzwoitym poziomie, wyróżniając się choćby niezłymi scenami kaskaderskimi. Serial uzupełnia dodatkowo relatywnie krótki film, jednak nie różni się on znacznie od przykładowego odcinka, dlatego też nie wspomniałem o nim w sekcji poświęconej filmom. Mimo, że współpraca Marvela z Toei mogła wydawać się kuriozalna, to jednak była dość owocna, szczególnie pozytywnie wpłynęła na zwiększenie rozpoznawalności marki Marvela w Japonii.

Mutant X (Syndication)



lata emisji: 2001-2004
Sezon 1: 22 odcinki
Sezon 2: 22 odcinki
Sezon 3: 22 odcinki

Serial o dość pokaźnej liczbie odcinków emitowanych w sumie w trzech sezonach, powstał już po premierze pierwszego filmu kinowego X-men, jednak w jego produkcję nie było zaangażowane studio Fox, a sam Marvel. Co zaowocowało wieloma przepychankami i pozwami sądowymi, a w końcu przyczyniło się do zamknięcia serialu, pozostawiając niestety wiele nierozwiązanych wątków. Z powodu zawirowań licencyjnych, mimo że produkcja nawiązuje do świata Mutantów, to jednak stoi mocno na uboczu i kreśli zupełnie własną historię z własnymi postaciami. Serial zdobył rzeszę wiernych fanów, postacie dało się lubić, choć niestety posiadał sporo przywar, w tym słabe efekty specjalne, mocno taki sobie scenariusz i nieco odczuwalny brak pomysłu na siebie.

Blade(Spike)



lata emisji: 2006
Sezon 1: 13 odcinki

W nieco przemontowanej formie, pilot tego serialu został wydany jako pełnometrażowy film Blade: House of Chthon, a całość w bardzo luźny sposób nawiązuje do wcześniejszej filmowej trylogii. Niestety zmieniono odtwórcę głównej roli, co nie wyszło na dobre, jednak ogólnie serial nie wypada źle, choć jest bardzo nierówny i niestety najsłabiej prezentuje się początek jak i zakończenie.

Seriale CBS:

The Amazing Spider-Man



lata emisji: 1977–1979
Sezon 1: 6 odcinków
Sezon 2: 8 odcinków

Serial z którego odcinków sklecono aż trzy pełnometrażowe filmy, reszta trzyma oczywiście podobny poziom. Mamy więc Spider-mana który łazi pokracznie po ścianach, od czasu do czasu gdzieś skoczy lub użyje sieci, a komiksowych złoli w ogóle tutaj nie uświadczymy. W całości nieźle wypada odtwórca tytułowej roli Nicholas Hammond, a sam Peter Parker jest bardzo fajnie zarysowaną postacią, do tego, całkiem rozgarniętą i obrotną. I da się po prostu lubić.

The Incredible Hulk



lata emisji: 1977–1982
Sezon 1: 12 odcinków
Sezon 2: 23 odcinków
Sezon 3: 23 odcinków
Sezon 4: 14 odcinków
Sezon 5: 7 odcinków

The Incredible Hulk był sporym hitem co zaowocowało aż pięcioma sezonami jego telewizyjnych przygód, przy okazji powstało sześć filmów pełnometrażowych. Trzy pierwsze to piloty lub zlepki odcinków, kolejne trzy to pełnoprawne filmy, nakręcone już po zakończeniu serialu. Formuła była dość prosta, Dr. David Banner podróżuje by znaleźć remedium na swój zielony problem, a przy okazji pomaga różnym ludziom rozwiązywać ich problemy. Ot, taka jednoosobowa Drużyna A. Serial stał na całkiem przyzwoitym poziomie, mimo często widocznego moralizatorstwa, scenariusze nie wypadały źle, a aktorsko Bill Bixby jako Banner i Lou Ferrigno jako Hulk nieźle sobie poradzili. Można się zainteresować, choć warto na początek spróbować filmów.

Seriale ABC:

Agents of S.H.I.E.L.D.



lata emisji: 2013–2020
Sezon 1: 22 odcinki
Sezon 2: 22 odcinki
Sezon 3: 22 odcinki
Sezon 4: 22 odcinki
Sezon 5: 22 odcinki
Sezon 6: 13 odcinków
Sezon 7: 13 odcinków

Agents of S.H.I.E.L.D.: Slingshot



lata emisji: 2016
1 sezon, 6 odcinków

Agents of S.H.I.E.L.D. rozpoczyna się po wydarzeniach z filmu Avengers, a w głównej roli powraca, co może być pewnym zaskoczeniem, Agent Phil Coulson. Pierwsze odcinki niestety były dość słabe, ale w połowie pierwszego sezonu, gdy na serial bezpośrednio wpłynęły wydarzenia z filmu Captain America: Winter Soldier, pojawił się znaczny wzrost formy. Jednocześnie wyraźnie zostało zarysowane bezpośrednie powiązanie z Marvel Cinematic Universe, a gościnnie pojawiły się tutaj takie postacie jak Sif czy nawet sam Nick Fury! Jednak z czasem serial odchodził nieco na boczny tor, w MCU oficjalnie nie była uznana obecność Phila Coulsona, co wcale jednak nie wpłynęło na spadek formy, a wręcz przeciwnie. Będąc już poniekąd niezależnym dziełem, scenarzyści mogli rozwinąć skrzydła i nasi bohaterowie przeżywali momentami dziwaczne przygody, czy to trafiając do innych rzeczywistości, czy podróżując w kosmosie, czy nawet cofając się w czasie! Mimo nierównego poziomu, produkcja zyskała sporą grupę miłośników, co zaowocowało w sumie siedmioma sezonami, które naprawdę warto obejrzeć. Postacie takie jak Phil Coulson, Melinda May, Daisy 'Skye' Johnson, Jemma Simmons, Leo Fitz, Alphonso 'Mack' Mackenzie czy Elena 'Yo-Yo' Rodriguez dają się lubić, do tego po drodze spotkamy tutaj także dość ciekawe charaktery jak Bobbi Morse, Aida, Deathlok czy Ghost Raider. Są Inhumans, inne rasy, monolity, oj, dzieje się tutaj dość dużo. Gościnnie w ostatnim sezonie pojawia się nawet Daniel Sousa z serialu Agent Carter! Slingshot to miniserial bezpośrednio powiązany z główną serią. Składa się z sześciu krótkometrażowych odcinków, a jego wydarzenia mają miejsce przed czwartym sezonem głównej serii.

Stan Lee: W pociągu w miłym towarzystwie. W Slingshot jest jego zdjęcie.

Agent Carter



lata emisji: 2015–2016
Sezon 1: 8 odcinków
Sezon 2: 10 odcinków

Peggy Carter, czyli tytułowa agentka, zdobyła nasze serca w filmie Captain America: The First Avenger, wspaniałą więc wiadomością była informacja, że dostanie swój własny serial. W głównej roli powraca znana z filmu przeurocza Hayley Atwell. Serial doczekał się dwóch sezonów, każdy z sezonów przedstawia zamkniętą historię, i wielka szkoda, że nie kontynuowano dalej tej opowieści, tym bardziej, że pod względem zarówno realizatorskim jak i scenariuszowym było bardzo przyzwoicie, a kolejne sezony zapewne ukazałyby założenie samej Agencji S.H.I.E.L.D.. Serial należy oglądać po filmie Captain America: The First Avenger do którego najmocniej nawiązuje, natomiast One Shot pod tym samym tytułem co serial, mimo że powstał przed serialem, przedstawia akcję już po jego zakończeniu. Mimo sporych nawiązań do MCU, serial obecnie oficjalnie jest uznawany za niekanoniczny, jednak sam Marvel w Avengers: Endgame miło do niego nawiązał, umieszczając gościnny występ Edwina Jarvisa, w którego wcielił się James D'Arcy. Czyli ta sama postać i ten sam aktor i w serialu i w jednym z ostatnich filmów MCU. Inna postać: Daniel Sousa (w tej roli Enver Gjokaj) trafiła do ostatniego sezonu Agents of S.H.I.E.L.D. Wniosek jest prosty, nie ma co się przejmować, czy coś jest niby kanoniczne czy nie, jak serial jest przyzwoity, warto obejrzeć. A Agentce Carter z pewnością warto poświecić chwilę.

Stan Lee: Pożycza gazetę

Inhumans



lata emisji: 2017
Sezon 1: 8 odcinków

Pierwotnie w planach miał być film pełnometrażowy, w końcu skończyło się na serialu. I coś nie wyszło, serial okazał się ogromna porażką artystyczną, z idiotycznym scenariuszem. Zarówno widzowie jak i krytycy nie szczędzili mu gorzkich słów. To 8 odcinków o których spokojnie można zapomnieć. Dwa pierwsze wyświetlane były nawet w kinach, ale za pełnoprawny film nie można tego uznać.

Seriale Netflix:

Seriale Netflixa, mimo że pierwotnie oficjalnie miały należeć do MCU, to stoją nieco bardziej na uboczu tego uniwersum i raczej nie nawiązują do głównej osi fabularnej filmów, choć sama bitwa w Nowym Jorku z Avengers ma wpływ na parę scen. Natomiast poszczególne tytuły z tej grupy są dość mocno ze sobą powiązane, często w rożnych seriach pojawiają się te same postacie. Zamysł podoby jak w MCU, co zresztą zaowocowało także jednym wspólnym serialem The Defenders, w którym pojawia się Daredevil, Jessica Jones, Luke Cage, Iron Fist oraz wiele postaci drugoplanowych.
Pierwszym emitowanym serialem był Daredevil, który okazał się sporym hitem, widzom spodobał się poważniejszy, dorosły klimat. Tak samo Jessica Jones w której doskonale przede wszystkim zostały zarysowane poszczególne postacie. Niestety, dalej było coraz gorzej. Luke Cage zebrał już mieszane opinie, a Iron Fist okazał się porażką. Serial The Defenders, w zamierzeniu spinający to miniuniwersum, mimo ogromnego potencjału, także wypadło dość słabo. Natomiast może podobać się Punisher będący niejako serią odpryskową Daredevila. Ogólnie, po naprawdę doskonałym starcie, poziom poszczególnych serii wyraźnie pikował w dół. Problemem była także długość samych poszczególnych sezonów, umowy podpisane z Marvelem określały liczbę odcinków, na wypełnienie których niestety nie starczało scenariusza. Zapychano więc wolne miejsce bezsensowną gadaniną, co spowodowało, że w w wielu miejscach poszczególne odcinki są najzwyklej w świecie nudne. Nawet The Defenders, gdzie otrzymaliśmy mniej odcinków i sporo postaci, nie uniknął dłużyzn. Daredevil i Jessica Jones (głównie pierwszy sezon), oraz The Punisher są jak najbardziej warte obejrzenia. Reszta w ramach wolnego czasu.

Daredevil



lata emisji: 2015–2018
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 13 odcinków
Sezon 3: 13 odcinków

Jessica Jones



lata emisji: 2015–2019
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 13 odcinków
Sezon 3: 13 odcinków

Luke Cage



lata emisji: 2016–2018
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 13 odcinków

Iron Fist



lata emisji: 2017–2018
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 10 odcinków

The Defenders



lata emisji: 2017
Sezon 1: 8 odcinków

The Punisher



lata emisji: 2017–2019
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 13 odcinków

Stan Lee: W każdym z seriali Netflixa pojawia się jego zdjęcie, występuje w trailerze The Defenders.

Seriale FX/Fox:

Legion(FX)



lata emisji: 2017–2019
Sezon 1: 8 odcinków
Sezon 2: 11 odcinków
Sezon 3: 8 odcinków

Serial operuje na własnych postaciach i motywach, a nawiązania do uniwersum X-men są raczej symboliczne, choć jednocześnie dość znaczące. To co najbardziej przyciąga do serialu, to jego niezwykły klimat a także oryginalna realizacja. Spora liczba wręcz zwariowanych i dziwacznych motywów powoduje, że klimat jest bardzo "kolorowy", ale nie ma mowy o komicznych wątkach, a bardziej odnajdziemy tutaj dramat i poważne kwestie. Nie każdemu takie coś przypasuje, wręcz momentami bywa to męczące, jednak jak ktoś się wkręci w ten dziwny klimat, będzie zachwycony. Mocno polecam spróbowanie przynajmniej trzech pierwszych odcinków.

The Gifted (Fox)



lata emisji: 2017–2019
Sezon 1: 13 odcinków
Sezon 2: 16 odcinków

The Gifted skupia się na własnych wątkach i postaciach, jednak widać w nim delikatne nawiązanie do kinowego uniwersum X-men. Serial jest dość sprawnie zrealizowany, a efekty specjalne nie odstraszają, niestety jest także dość nierówny. Zdarzają się zarówno bardzo ciekawe odcinki jak i niestety dość słabe. W odbiorze całości nasuwa się określenie "nijaki", może się podobać, ale to przeciętna produkcja, którą jak sobie odpuścimy, to wiele nie stracimy.

Stan Lee: Wychodzi z baru.

Seriale Freeform:

Cloak & Dagger



lata emisji: 2018–2019
Sezon 1: 10 odcinków
Sezon 2: 10 odcinków

Głównymi postaciami są nastolatki, jednak serial posiada dość poważny i mroczny klimat, a nasi bohaterowie, mimo młodego wieku, noszą już spory bagaż traumatycznych przeżyć. Pod tym względem serial wypada naprawdę nieźle, tym bardziej, że odpowiednie ujęcia i niezła muzyka potęgują klimat. Jednocześnie zbyt często akcja po prostu siada, a niektóre wątki są rozpamiętywane w nieskończoność. Warto sięgnąć, ale można się łatwo odbić.

Stan Lee: Na obrazie.

Seriale Hulu:

Runaways



lata emisji: 2017–2019
Sezon 1: 10 odcinków
Sezon 2: 13 odcinków
Sezon 3: 10 odcinków

Kolejny serial o nastolatkach, który przede wszystkim doskonale zarysowuje relacje między poszczególnymi postaciami, także międzypokoleniowe. Sporo tu lekkiego klimatu, choć oczywiście pojawiają się i bardziej dramatyczne sceny, ale zawsze znajdzie się chwila, by złapać oddech i się uśmiechnąć. Trochę niedomagają efekty specjalne, co wynagradzają niezłe ujęcia i bardzo przyjemna muzyka, niestety z czasem serial staje się nieco nużący. Gościnnie Cloak & Dagger!

Stan Lee: Kierowca limuzyny.

Helstrom



lata emisji: 2020
Sezon 1: 10 odcinków

Utrzymany w poważniejszym stylu, czerpiący garściami z gatunku horroru Helstrom ogólnie wypada dość przeciętnie. Otrzymujemy tutaj egzorcyzmy, demony, całkiem ciekawe postacie, ale można odnieść wrażenie, że całościowo wszystko to się niestety rozmywa, choć jest tutaj parę naprawde niezłych scen i motywów. Może wciągnać.

Słowem podsumowania

Trzeba przyznać, że Marvel doczekał się sporej spuścizny filmowej, do tego dzięki inicjatywie Marvel Cinematic Universe sprawił, że kino superbohaterskie stało się niezwykle popularne, choć oczywiście należy pamiętać, że mówimy tu o kinie czysto rozrywkowym, które to dobrze ogląda się na dużym kinowym ekranie. Obecne czasy niestety nie nastrajają pozytywnie do kontynuowania trendu kręcenia wysokobudżetowych produkcji, co zresztą widać po premierach w roku 2020: ukazał się tylko jeden film i to ze stajni jeszcze Foxa, natomiast zapowiadane premiery Black Widow i The Eternals zostały przesunięte. Zapewne skutkiem pandemii jest mocniejsze wejście na rynek seriali, gdzie pierwsza oficjalna produkcja wchodząca w skład MCU: WandaVision obecnie jest emitowana, a parę kolejnych zostało zapowiedzianych. Wszystko to oczywiście obejrzymy tylko na platformie Disney+. Seriale w tej formie rozwijają w wyraźny sposób wątki z filmów i wykorzystują postacie których debiut odbył się na dużym ekranie. Do swoich ról oczywiście powrócili znani i lubiani aktorzy. Także ważnym wydarzeniem jest odzyskanie przez Marvela pełnych praw do ekranizacji praktycznie wszystkich postaci, przez co choćby ogromny świat mutantów z pewnością w przyszłości pojawi się w MCU. Trochę niestety zmniejsza to konkurencyjność na rynku, obecnie jako alternatywa pozostaje tylko DC, które jednak nadal ze swoimi produkcjami szuka złotego środka. Sony to inna bajka, póki trwa umowa z Marvelem, Spider-man rozszerza bezpośrednio MCU, a jedynie produkcje poboczne, jak Venom czy zapowiadany Morbius stanowią nieco odrębne byty. Patrząc na zapowiedzi, warto zauważyć, że przebąkuje się o jeszcze większym scaleniu uniwersum i choćby w kolejnym Spider-manie mamy zobaczyć postacie z wcześniejszych filmów Sony. Może wyjść ciekawie.

Nd, 31 Styczeń 2021, 16:52:04
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi
  Podsumowanie stycznia, trochę poczytane zwłaszcza Transformerów. Uwaga jak zwykle pojawia się pewne SPOILERY!!!


1. Najlepszy:

  "Batman - Najlepsze Opowieści" - autorzy różni. Antologia komiksów o Batmanie powybieranych z całej historii tego tytułu, przekrój scenarzystów od Boba Kane do Marka Millara. Wbrew tytułowi nie są to z pewnością najlepsze komiksy, ale dobrane w/g pewnego klucza tj. (prawie) każda mówi nam "coś" o Batmanie. Podejrzewam, że dla większości zainteresowanych raczej nie będzie to nic nowego, ale może komuś coś się jednak przypomni że tak ongiś bywało. Książka o dziwo nie zaczyna się od pierwszego pojawienia się Batmana a od króciutkiej najstarszej w zbiorze dwustronicowej opowiastki o tym co się stało, że Batman Batmanem został (wiadomo co), aby zgodnie z kartkami kalendarza dojść do czasów niemalże współczesnych. Jak w to antologiach poziom nowelek różny, chociaż są raczej na minimum zadowalającym poziomie (aczkolwiek należy wziąć poprawkę na to, że około 1/3 tomu to kompletne starocie z lat 40-50). Tak obiektywnie starając się ocenić to najlepszą wśród nich jest "Pięciokrotna zemsta Jokera" chociaż "Noc Łowcy" i "Tak zaczynałem...i pewnie tak skończę" ustępują jej niewiele o ile wogóle. Dla zainteresowanych, wszystkie rozdziały pochodzą z czasów w/g mnie lepszych dla Batmana niż teraźniejszość, w których tytuł ten (wogóle prawie wszystkie w tym gatunku) był proceduralem, wobec czego każdy rozdział jest zupełnie autonomiczny i nie ma problemu z komiksami wyrwanymi z kontekstu. Z dodatkowych ciekawostek jednym z rysowników jest Frank Miller, najlepszym rysunkiem podług mojego gustu wykazuje się nowela narysowana przez braci Amendola (trochę tu z Totlebena trochę z Aparo, a raczej na odwrót) a jeden z rozdziałów to nie komiks tylko ilustrowane opowiadanie. Cóż jak dla mnie dla fanów Batmana taki komiks to jeden z "musisz mieć w bibliotece" niekoniecznie ze względu na fantastyczny poziom a raczej na wartość historyczną, aczkolwiek nie zachęcałbym raczej do wydawania jakichś przesadzonych sum na allegro, zwłaszcza obserwując ostatnie tendencje Egmontu do wznowień swoich wydanych dawno temu komiksów. Ocena 8/10.

  "Transformers tom 31 - Żelazna Pięść" - John Rieber, Jae Lee. Ostatni tom serii wydany przez Dreamwave i to dosyć nietypowy bo jest crossoverem z inną serią a mianowicie G.I.Joe. Właściwie rzecz biorąc on jest o wiele bardziej nietypowy niż można by wywnioskować z poprzedniego zdania. Raz, akcja dzieje się w alternatywnej rzeczywistości podczas II Wojny Światowej, którą rozpętali nie Niemcy a Cobra, dwa miniseria jest o wiele "doroślejsza" niż to czego zwykle oczekujemy po historiach opartych na linii zabawek. Fabuła rozpoczyna się w roku 1938 w momencie gdy zwiadowcy Cobry plądrują tajemniczą świątynię która okazuje się być wybudowaną na Arce i budzą Megatrona wraz z jego ferajną. Kilka stron dalej przenosimy się do w lata roku 39 do Wielkiej Brytanii, która okazuje się jedynym europejskim krajem nie zdobytym przez byłą organizację terrorystyczną i stanowi bazę dla wojsk aliantów mających zamiar wyzwolić Stary Kontynent. Naczelnemu Dowództwu Sił Alianckich udało się właśnie zdobyć co nieco informacji o tym co się w Europie dzieje (terytorium z niewyjaśnionych dla nich przyczyn jest niemalże całkowicie odcięte) wraz z mapą prowadzącą do Wyspy Cobry (sądząc po pogodzie i ogólnej kolorystyce gdzieś na Morzu Północnym). W celu wyjaśnienia wszelkich niewiadomych a być może i rozwiązania kilku problemów przy okazji postanawia utworzyć naprędce grupę komandosów, która dokona na rzeczonej wyspie agresywnego zwiadu. Nie będę ukrywał z czasów dziecięcych mam spory sentyment do Transformerów i chyba jeszcze większy do G.I.Joe i pomysł aby połączyć te dwa tytuły i zrobić to jeszcze "na poważnie" to pomysł trafiający w sam środek tarczy. Nie oszukujmy się tytuł to standardowa nawalanka, ale za to wykonana na naprawdę świetnym poziomie, stawka jest wysoka, ludzie dźgają się nożami i strzelają do siebie z karabinów, trupy padają po obydwu stronach i tego wszyscy po wojnie oczekują. Składy obydwu drużyn są dosyć przewidywalne, chociaż zespoły robotów są nieco pozmieniane i ich liczba jest nieco zmniejszona. Tytuł jest absolutnie autonomiczny i jest zamkniętą całością, spokojnie może go czytać ktoś absolutnie nie zaznajomiony z obydwoma tytułami, natomiast dobrze jest jednak znać co nieco oryginały bo jest tu sporo fanserwisu (dłuższą chwilę się zastanawiałem jak Lady Jaye odróżniła podrabianego Flinta od oryginału). Zobaczymy ostateczne rozrachunki pomiędzy Snake-Eyesem a Storm Shadowem oraz co się stało z twarzą tego pierwszego (drugi raz), będzie Zartan który za czasów Tm-Semic zdaje się zaczynał ciągnąć w stronę antybohatera tutaj jako zimny psychopatyczny zabójca, krótkie i niespecjalnie szczęśliwe love-story Scarlett i Snake-Eyesa, sojusz dwóch wiecznych kombinatorów Starscreama i Destro, Roadblocka musztrującego Grimlocka, czy Scarlett czarującą Bumblebee ("ummm...Scarlett...możesz mnie prowadzić kiedy zechcesz"), jest tego naprawdę sporo. Tym niemniej komiks nie miałby pewnie połowy swego czaru, gdyby nie genialne rysunki Jae Lee, nie ukrywam jestem wielkim fanem tego rysownika a on jest tutaj w naprawdę rewelacyjnej formie. Brudne, ciemne kolory, skalista wyspa pozbawiona praktycznie roślinności przemawiają do wyobraźni i momentami zalatują Mikiem Mignolą, chociaż nie tak bardzo jak projekty Transformerów. Te są totalnie odjechane, mieszkańcy Cybertronu są więksi niż zwykle i wyglądają jak groteskowe, pordzewiałe diesel-punkowe potwory (cudownie koszmarny Rumble ubrany w mundur piechura Cobry) transformujące się w sprzęty wojenne właściwe dla swoich czasów - taki Starscream to dajmy na to Focke Wulf, Grimlock to czołg (chociaż akurat z I WŚ) a Shockwave to nabrzeżna armata. Wracając do kolorów, niestety znowu (o tym niżej) jest zbyt ciemno i pisząc ciemno, mam na myśli naprawdę ciemno. Jasne taki był zamysł autora, że wszytko ma być skąpane w cieniach i do wydźwięku historii doskonale to pasuje, ale znalazłem w internecie zeszyt w wersji elektronicznej i tam jest widocznie jaśniej i widać więcej szczegółów chociaż tracą przez to kolory zwłaszcza nieba, które są bardziej sztuczne. Ja bym chyba przeżył jednak tę sztuczność i wolał wyraźniejsze rysunki, ciekawa czy to jakaś kwestia technologii, materiałów czy jeszcze czego innego? Jeszcze jakieś wady? Historia jest trochę zbyt krótka, kilka postaci pojawia się wyraźnie tylko po to aby odhaczyć swoją obecność, oprócz tego coś? Chyba nic, lubię elsworldy, sporo z nich naprawdę potrafi z zabawy konwencją wyciągnąć sporo nowych treści i tak jest w tym przypadku, dostajemy zaskakująco pełnokrwiste wojenne s-f, jako że fani "Dżołsów" w Polsce nie są specjalnie rozpieszczani (czytaj wcale), to koniecznie powinni przeczytać Transformers nr. 31, a nawet jak by byli to i tak bym polecał "Żelazna Pięść" to świetny komiks. 8/10.


2. Zaskoczenie na plus:

  "Kryzys Bohaterów" - Tom King, Clay Mann i inni. Strasznie mocno oberwało się temu komiksowi, tak samo zresztą jak i samemu autorowi za jego napisanie. Recenzje w internecie które przeglądałem praktycznie co do jednej były fatalne, co dosyć ciekawe zdecydowanie większy pluralizm opinii zanotowałem wśród "szarych" czytelników, wiele osób ganiło, sporo jednak też bardzo chwaliło, koniec końców średnia ocen jest jednak mocno przeciętna. Tak czy inaczej z uwagi na rozgłos i nazwisko autora postanowiłem to sprawdzić empirycznie. Cóż, zrozumiałem zarzuty przeciwników, w przeważającej większości są one niebezpodstawne, natomiast w mojej opinii całość jako całość naprawde nieźle się broni. Założenia opowieści, są raczej wszystkim zainteresowanym znane. Liga Sprawiedliwości, gdzieś tam na zadupiu środkowych Stanów Zjednoczonych buduje tzw. Sanktuarium przypominające wiejski domek z troskliwymi robotami w rolach typowej amerykańskiej rodziny z lepszych czasów, gdzie bohaterowie przy pomocy terapeuty czyli będącej dziełem kryptonijskiej technologii SI, będą mogli zaleczyć swoje traumy, będące dosyć często wynikiem stresu pola walki. W którymś momencie tuż obok domu znalezionych zostanie pięć ciał martwych herosów a podejrzanymi zostaną Booster Gold i Harley Quinn, którzy obydwoje obarczając siebie nawzajem winą umkną z miejsca morderstwa i na własną rękę zaczną poszukiwać dowodów swojej niewinności. Element psychoterapii, jest z pewnością najmocniejszym (od strony fabularnej) punktem tego albumu, scenki z sesji terapeutycznych znajdują się na 9-polowych planszach i przedstawiają postacie herosów zarówno tych najbardziej znanych jak i tych wyjętych z dna czwartej ligi spowiadające się w stronę oka kamery terapeuty czyli czytelnika, ze swoich grzechów, słabości, strachów a czasami zwykłych śmiesznych bolączek. I tak jak sam pomysł na historię jest naprawdę świetny, tak już jej wykonanie jest średnio udane. Największą bolączką w/g mnie jest oparcie fabuły na Harley, podług internetowych opinii DC wymusiło na Kingu z racji wyników sprzedażowych jej występ. Nie mam nic przeciwko tej postaci, więcej ona dostaje w komiksie naprawdę świetne momenty, ale jej występ powinien się zakończyć na drugoplanowej roli, ona po prostu w tej akurat historii na pierwszoplanową bohaterkę nie pasuje a napewno nie w roli którą odgrywa. Dokonuje szereg tak niewiarygodnych nawet jak na gatunek o latających ludziach akcji, że sam scenarzysta umieszcza w ustach Batmana komentarz na ten temat. Dalej im dalej w las tym historia staje się coraz bardziej chaotyczna. Zobaczymy dokładniejsze sceny z terapii trzech martwych od początku postaci, które są naprawdę fajnie napisane ale dlaczego akurat tych trzech a nie pozostałych dwóch? Nie wiadomo. Jaką one mają pełnić rolę w historii oprócz tego że są fajne? Nie wiem, może mają zapchać "czas antenowy"? No i trzecia sprawa zakończenie, dla mnie było ono rozczarowujące, jak już zorientowałem sie kto, to zadałem sobie pytanie "czy aby ostatnio nie nadwyrężają tego motywu?", ale nie to jest najgorsze a to jak na koniec dowiemy się dokładnie już nie kto a jak i po co, to już jest kompletnym odlotem. Sporo ludzi ma problem z tym, że morderca ma status "out-of-character", szczerze mówiąc ja się z tym nie bardzo zgodzę, zwłaszcza nie w tym komiksie poruszającym takie a nie inne zagadnienie. Natomiast fakt współudziału zdrowszego wspólnika, jest kompletnie nonsensowny. Bezapelacyjnie za to nie można się przyczepić do rysunków w komiksie. Osobiście nie jestem wielkim fanem takiego stylu czyli łączenia mitologicznych wręcz herosów Jima Lee z bardziej naturalistyczną kreską, ale w swojej kategorii ciężko byłoby znaleźć dla Kryzysu Bohaterów konkurenta. Komiks wygląda absolutnie fantastycznie, wzrok przyciągają zwłaszcza obłędne splaszpejdże, oraz naprawdę przekonujące oddanie emocji targających różnymi postaciami. Od czasu do czasu głównego rysownika wspomogą dwaj współpracownicy Kinga z serii Batman, Meeks i Gerads. Znalazłem opinie osób, które twierdzą że postacie Lois, Harley oraz Barbary Gordon są mocno "przeseksualizowane", cóż mogę na to odpowiedzieć? Trochę racji mają, ale kij tam z nimi, mogą kupić nadciągające "Muminki" Panna Migotka i Buka przeseksualizowane mocno nie są. Tak na koniec, szkoda wielka tego komiksu, bo gdzieś pod pokładami jego wad, czuć że był to materiał na naprawdę żelazny kanon komiksu superbohaterskiego. Z jednej strony widać że zbyt dużo było odgórnych ustaleń dotyczących scenariusza, z drugiej zdecydowanie zbyt mało kontroli nad całością. Istnieje chyba coś takiego w DC jak redaktor? I chyba powinien on pomagać autorom? Wskazywać miejsca gdzie fabuła zaczyna się rozjeżdżać albo całkowicie wykolejać a nie tylko przekazywać odgórnie założone ustalenia programowe? Tak czy inaczej, mnie osobiście  ten komiks wciągnął na tyle, że przeczytałem w jeden dzień, a to przy tomach tej grubości niespecjalnie często się zdarza, więc mogę polecić. A nawet jak kogoś nie zainteresuje temat, to może i warto dla samych rysunków? Ocena 7/10.

  "Transformers tomy 25,26 - Pierwsza Dyrektywa, Wojna i Pokój" - Chris Sarracini, Brad Mick, Pat Lee. Całkowicie nowe otwarcie dla tytułu, dla całkowicie nowego wydawcy. Czyli Dreamwave z jednak nie całkowicie nową a będącą na poły rebootem na poły kontynuacją historią w zdaje się alternatywnej rzeczywistości w której konflikt zamaskowanych robotów potoczył się nieco innym torem. Tutaj Optimus Prime wraz ze swoją ekipą rozbitków z Arki pokonał Megatrona tutaj na Ziemi nie mając jakiegokolwiek kontaktu z innymi Transformerami. W ostatecznym starciu pomogli mu ludzie wysyłając do boju połączone ziemskie armie, które w czasie bitwy doznały katastrofalnych strat. Nic więc dziwnego, że ludzkość chce się pozbyć wojowniczych robotów z planety, zostaje wybudowana Arka II, która ma zabrać przybyszów na ich rodzimą planetę i jednocześnie wziąć ze sobą kilku ziemskich naukowców, którzy w ramach podziękowań będą mogli się zapoznać z technologią Cybertronu. Podczas startu, Arka z nieznanych powodów eksploduje (ginie Sparkplug Witwicky) a jej wrak spada w nieznane miejsce na biegunie. Historia w której na pierwszym planie znajdzie się Spike Witwicky zaczyna się w momencie, gdy z lodów Arktyki zostają przez pewnego milionera wydobyte zamrożone roboty a skończy się nie ma się co okłamywać na wielkiej bijatyce i demolce całego miasta. Dodać należy, że ludzkość nie lubi Transformerów coraz bardziej co będzie stanowiło dosyć istotny punkt zaczepienia dla fabuły a zawiedziony Grimlock dołączy do Megatrona (który dostanie ostre wciry od Optimusa yeah!). Drugi tom jest jeszcze bardziej interesujący na Ziemię trafiają Transformery z Cybertronu i ku szokowi stałych bywalców naszej planety oznajmiają, że wojna jest dawno skończona a przywódcą został nie kto inny a Shockwave (z Ultra Magnusem w roli swojego głównego łapsa, ale jaja, ale jaja), który zlikwidował podział na Autoboty i Decepticony i wydał rozkaz, aby aresztować byłych bohaterów i złoczyńców i osądzić za zbrodnie wojenne. Cybertron teoretycznie zamieniony w pokojowy świat stał się czymś na kształt wojskowej dyktatury i mimo wszystko nie jest oazą spokoju, istnieje kilka niezależnie działających grupek dysydentów tudzież terrorystów, którzy w czystość intencji byłego głównego stratega Decepticonów nie wierzą (i słusznie, ale to pewnie żadna niespodzianka), więc ziemskim Transformerom nie pozostaje nic innego niż pokazać cwanemu jednookiemu i jednorękiemu cwaniaczkowi gdzie raki zimują i przywrócić świat do jego naturalnego stanu wiecznej wojny do czego pewnie wszyscy tęsknią. Pod względem rysunków obydwa albumy prezentują się przyzwoicie, styl mangowaty czego ja nie lubię, ale z pewnością docenić należy projekty robotów mocno nawiązujące do klasycznego serialu animowanego Sunbow. Niestety dosyć standardowo dla komiksów Dreamwave jest zbyt ciemno, pierwszy album wygląda pod tym względem w porządku, natomiast mocno doskwiera to w albumie drugim. Rażą sceny transformacji polegające na zwykłym rozmyciu w jakimś programie graficznym. Cóż więcej, może nie nadzwyczaj dobra, ale naprawdę przyzwoita seria ze wzrastającym z zeszytu na zeszyt potencjałem, który w wyniku plajty wydawcy niestety nie został wykorzystany. 6+/10.

  "Action Comics - Efekt Oza" - Dan Jurgens, Victor Bogdanovic, Ryan Sook. Jurgens kontynuuje swoje czytadło i dalej udaje mu się to robić na nadającym się do czytania bez bólu poziomie. Dosyć dziwny jest początek w którym Supermanowi przyjdzie się zmierzyć z jakimś facetem kontrolującym umysły a początkowe tropy wskazują na Lexa Luthora. Nasz heros poleci starym zwyczajem na szczyt wieży Lexcorpu gdzie starym zwyczajem zniszczy przeszklenie gabinetu i będzie się odgrażąć łysolowi. Wygląda na to, że się znowu nie lubią co było dosyć dziwne bo jeszcze dwa tomy wcześniej zostali prawie przyjaciółmi, cóż może stało się coś na łamach "Supermana" taki to urok czytania jednej z dwóch przeplatających się serii. Tak czy inaczej głównym daniem będzie tożsamość tajemniczego Pana Oza, który wydawał się głównym animatorem dotychczasowych problemów Supka, dla nikogo chyba już i tak nie jest tajemnicą, że Oz to Jor-El będący odwrotnością Supermana (ileś tam lat wstecz wylądował ranny na Ziemi i poznał głównie ból i cierpienie co pozwoliło mu wyrobić sobie osąd o tym miejscu) i który za pomocą nieznanego (akurat) zrządzenia losu przeżył zagładę Kryptona. Teraz jako wrogi mastermind planuje zniszczyć ziemię rękami jej własnych mieszkańców podsuwajac im po kryjomu powody do dokonywania różnych podłych uczynków, złamać ducha najpotężniejszego bohatera i zabrać jego i jego rodzinę gdzieś na drugi koniec kosmosu. Przyjemnie się to czyta, Jurgens kontynuuje serię w swoim nieco niedzisiejszym stylu i chwała mu za to, zobaczymy rozczulająco staromodną scenę w której tajny agent Oza poda butelkę wódki kapitanowi tankowca, który zaraz wjedzie na pełnej parze w plażę z wygrzewajacymi się na słońcu foczkami, albo innego agenta (szkoda, że żaden nie był ubrany w prochowiec i ciemne okulary) namawiającego właściciela fabryki aby obniżył pensje dzieciom pracującym na 12 godzinnych zmianach (jakby dostały podwyżkę to by pewnie było ok.) Superman z wyjątkiem wspomnianej sceny z Luthorem jest dalej superbohaterski do bólu, w klasycznym stylu strąca rakiety z nieba, ratuje afrykańskie dzieci oraz ekonomicznych imigrantów, znajduje czas na rzucanie dobrych rad w stylu "niech głodni zjedzą bezrobotnych" itp. Jednym słowem komiks zaangażowany w ten pozytywny chociaż mocno naiwny sposób, który jednak pasuje do bohatera jakim jest Superman. Pod względem rysunków to solidna, rzemieślnicza robota nic co by wychodziło ponad poziom, ale i nic rażącego nieudolnością. Szczerze mówiąc trochę się dziwię, że akurat tych rysowników zatrudniono, dobrze by się sprawdzili w regularnej serii ale do komiksu, który wpływał jednak na los całej linii wydawniczej powinno się nająć chyba jednak artystę z większą "parą w łapie", który w bardziej przekonujący sposób odciśnie swoje piętno. Cóż sporo ludzi było rozczarowanych (mało powiedziane) tożsamością Oza, spekulowano że będzie to Ozymandiasz który napewno dobrze by wypadł w roli władcy marionetek, ale w takiej konfiguracji musiałby chyba grać z Jonem Ostermanem do jednej bramki, na co sądząc po zakończeniu Watchmen ten drugi mógłby nie mieć ochoty. Problemem jest to, że w zakończeniu komiks mocno traci na "ważności" Jor-El jest zatruty kryptonitem i kontrolowany przez jakąś laskę więc tak naprawdę jego postać nie ma jakiegoś wielkiego znaczenia a my się domyślamy, że to nie jest ten "prawdziwy" Jor-El tym bardziej, że na koniec Batman ostrzega Supermana że ktoś miesza w kontinuum czasowym. Tak ogólnie to szczerze mówiąc po tej lekturze jeszcze bardziej nabrałem ochoty na przeczytanie crossoveru DC z Watchmenami, może to nie jest jednak taki głupi pomysł? I tak nie uznaję żadnych sequeli czy prequeli Strażników, więc co mi szkodzi? Ocena 6+/10.


3. Najgorszy przeczytany:

  "Nemezis" - Mark Millar, Steve McNiven. Kolejna z nazwanych tak przeze mnie "chińskich zupek" Millara czyli komiksów, które można pochłonąć w kilka minut i jak ktoś nie ma uczulenia na chemiczne wtręty to może mu to nawet smakować tyle że nie ma specjalnie żadnych wartości odżywczych. Tytułowy "bohater" to wypisz-wymaluj zły brat bliźniak Batmana. Piekielnie inteligentny, nadludzko sprawny ubrany w biały kostium spadkobierca fortuny, który z powodu śmierci rodziców (ojciec powiesił się w momencie próby aresztowania, matkę przewieziono do piekła na krześle elektrycznym) poprzysiągł całemu społeczeństwu w ramach zemsty śmierć, chaos i pożogę. Historia zaczyna się w momencie gdy Nemezis zabija ostatniego obranego za swój cel znanego ze skuteczności i nieprzekupności policyjnego inspektora w Azji i przenosi się do Ameryki, aby upolować tamtejszego  bohatera całego kraju, nieprzekupnego szefa waszyngtońskiej policji Blake'a Morrowa. Nie da się ukryć, że komiks ten to pastisz w/w Batmana oraz całego gatunku bohaterskiego (Nemezis jeździ Audi R8 identycznym jak Tony Stark, jedna z najbardziej paradnych scen) i jako ten właśnie pastisz komiks napewno działa. Nieraz przyjdzie nam się zaśmiać widząc zupełnie niewiarygodne rzeczy których dokonuje tytułowy superłotr, gdy zdamy sobie sprawę, że podobne może odrobinę mniej wyolbrzymione bzdury czytamy na co dzień (o ile czytamy co dzień) w regularnych seriach. Natomiast nie działa ten komiks zupełnie jako autonomiczna historia. Nie przedłużając, jest krótko, głupio i przewidywalnie. Po pierwszych spotkaniach z twórczością Millara stałem się jego wielkim fanem, owszem facet miał jeden dosyć prosty pomysł, brał na warsztat jakiś ograny patent funkcjonujący w komiksie, przekształcał go na bardziej "dorosłą" formę (czyt. dorzucał brutalność i przekleństwa), do tego dopisywał powieść którą świetnie się czytało i voila. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że zupełnie pomija etap drugi, wpada na jakiś fajny patent, dopisuje na kolanie jakiś szkielet historii do tego i czeka aż jakaś wytwórnia kupi prawa do ekranizacji i zrobi resztę roboty za niego (dajmy na to taki Kingsman, film jest conajmniej dwa razy lepszy niż oryginał). Gdyby nie wymagające jednak nieco czasu rysunki McNivena to byłbym przekonany, że cały komiks powstał w czasie jednej popijawy w garażu w którym spotkało się dwóch autorów oraz skrzynka piwa i dwie pizze. Historia jest tu doprawdy pretekstowa, akcja niby pędzi na łeb na szyję ale sam komiks ma zaledwie kilka kluczowych wydarzeń, za to pełny jest banalnych i totalnie przewidywalnych zwrotów akcji (no dobra ostatniej wolty się nie spodziewałem, więcej była całkiem fajna). Do tego obydwie główne postacie, są tak bardzo pozbawione jakichkolwiek własnych cech, że nawet nie wiemy komu tu kibicujemy bohaterowi czy złoczyńcy. Wracając do rysunku, samo nazwisko artysty wskazuje nam to, że będzie conajmniej dobrze. No i osiągnięto pułap "conajmniej" i dalej się nie posunięto. Prace McNivena wyglądają bardzo dobrze, ale tylko w przypadku scen statycznych, sceny akcji a tych jest całkiem sporo, jakoś tak nie mają w sobie żadnej dynamiki przez co bardzo brutalne momenty rzezi, których dokonuje Nemezis i z których komiks słynie wypadają jak dla mnie nieco blado. Uwagę zwracają świetnie co do jednej wykonane ilustracje zajmujące całą stronę. Cóż nie jest to jakiś strasznie zły komiks, ale jednak najsłabszy w zeszłym miesiącu. Sam pomysł, naprawdę fajny ale do stworzenia dobrego komiksu trzeba o wiele więcej pracy niż sam pomysł, który można opracować podczas posiedzenia w wucecie. Ocena 5/10.


4. Zaskoczenie na minus:

  "Transformers tomy 29, 30 - Wojna Domowa, Wojna Domowa:Epoka Mroku" - Simon Furman, Don Figueroa, Andrew Wildman. Sama nazwa wiele mówi, komiksy cofną nas do czasów początku wojny na Cybertronie, niestety nie do samego wybuchu, ale czasów już późniejszych chociaż w kilku retrospekcjach cofniemy się jeszcze do czasów pokoju. Fabuła pierwszego tomu nie jest jakoś nadzwyczajnie ambitna, Decetpticony prowadzą wydawałoby się chaotyczną podjazdową wojnę z Autobotami, ale Megatron ma własne plany, odkrył on że Cybertron posiada silniki i prawdopodobnie nie jest martwą planetą, więc postanawia je uruchomić i zamienić macierzysty glob w Świat Wojny. W tym czasie Optimus Prime planuje haniebną ucieczkę (słabo) wraz ze wszystkimi Autobotami (oczywiście sporo z nich się sprzeciwia), bo jak twierdzi ich świat nie jest wart tylu zabitych. Na szczęście w czasie potyczki z Megatronem dostaną obydwaj wizji przyszłości [znowu słabo] w której biją się już na Ziemi i postanawia jednak zostać i walczyć. Podczas fabularnych wycieczek wstecz, zobaczymy wydarzenia prowadzące do powstania frakcji tych złych. Otóż Decepticony wywodzą się z kręgu wojowników walczących w nielegalnych walkach na śmierć i życie, gdzie mistrzem areny jest oczywiście sam Megs. Pomysł na gladiatorów jest naprawdę ok i bez problemu pasuje, tylko z tego komiksu wychodzi na to, że Decepticony rozpoczęły wojnę bo lubią się bić i im się nudziło. Nie rozumiem Furmana stworzył wcześniej bardzo dobre podłoże filozoficzne dla tej frakcji a tutaj spłycił to do minimum, ja rozumiem że to inne uniwersum ale mógł tamten element bezpośrednio przenieść do tej serii i wszystko by ze sobą współgrało. Fajny pomysł, że koło areny kręcił się również Grimlock uważany tam za jednego z najlepszych wojowników i prawdopodobnie jedynego, który mógłby pokonać Megatrona a jednocześnie zbyt mało bezwzględnego żeby dostać się do najściślejszego kręgu wokół wodza, to by tłumaczyło jego ciągoty do ciemnej strony w czasie wcześniejszych występów. Drugie co fajne to podmiana charakterów Megatrona i Starscreama, teraz ten pierwszy jest kombinującym na zimno strategiem a ten drugi psychotycznym maniakiem. Słabo wypadł za to Optimus, jest on tutaj archiwistą co samo w sobie jest w sumie fajne, bo to pasuje do jego wiecznych prób rozwiązywania problemów bez przemocy, ale zostaje on obdarzony funkcją Prime bo "Matryca go wskazała". Bez żartów, do dzisiaj pamiętam numer jeden od Tm-Semica i kadr na którym pojawił się po raz pierwszy wraz z tekstem "W Iacon stolicy Cybertonu pojawił się przywódca, Optimus Prime i w najczarniejszej godzinie dał Autobotom nadzieję" (coś w ten deseń), takie rzeczy robią na dzieciakach wrażenie i do dzisiaj Optimus jest dla mnie postacią typu "battleborn", przywódcą który wykuł sam siebie w ogniu walki. A tutaj zaserwowano nam gryzipiórka, który nie wiadomo czy wie że się wojna toczy i zostaje wybrańcem bo tak, chyba po to żeby przywrócić równowagę mocy. Rysunki Figueroy wypadają tak sobie, do samego stylu rysowania zastrzeżeń nie mam bo z tym jest w porządku, w komiksie nałożone są dosyć jasne barwy więc tym razem wszystko widać bez problemu (a może to kwestia lepszej jakości materiałów otrzymanych od wydawcy). Natomiast kompletnie nietrafione są same projekty robotów, one są zbyt potężne, w "barkach" zbyt zmasowane. Ratchet wygląda jak Pudzian a ci bardziej bojowi to momentami jak jakieś karykatury, nie ma nic w nich kojarzącego się z siłą i szybkością. Jeżeli ktoś był zawiedziony, w sumie prościutką treścią tomu pierwszego to "Epoką Mroku" będzie zawiedziony jeszcze bardziej, bo ten tom właściwie już żadnej fabuły nie posiada. Na Cybertronie pojawia jakiś Upadły, nie wiadomo kim jest, nie wiadomo czego chce,wogóle nic o nim nie wiadomo i nic się nie dowiemy. Dwóch przywódców w tym tomie nie będzie, toteż komiks skupi się na innych postaciach, a właściwie na rozwałce. Cały tom to jedno wielkie mordobicie, akcja dzieje się gdzieś w początkowych etapach wojny, więc tak naprawdę nie są jeszcze wykrystalizowane dwie strony konfliktu a frakcji i stronnictw jest dużo więcej (chociaż wszyscy w przyszłości dołączą do jednych lub drugich). Tak czy inaczej po trwającej sto ileś tam stron bitce i tak wszyscy będą musieli się pogodzić, żeby dokopać Upadłemu, odprawiającemu jakieś czary (?). Czy było coś dobrego w tym tomie? Tak, scena ze Skywarpem i Bludgeonem, wygląd Ratbata i żart z marvelowskiego Hulka. Za rysunki odpowiada bardzo lubiany przeze mnie Wildman, ale tym razem szału nie robi, unormował on na szczęście nieco sylwetki robotów, ale znowu jest zbyt ciemno (chociaż nie tak jak w najgorzej wyglądających albumach) a sceny transformacji dalej nędzne. Ogólnie zawód, był materiał na fajny komiks ale tak doświadczonemu w temacie Furmanowi trochę chyba pomysłu a może i chęci zabrakło. 5+/10.

  "Action Comics tom 5 Booster Gold" - Dan Jurgens, Brett Booth, Will Conrad. Kontynuuacja "Efektu Oza" (chociaż obydwa komiksy na początku odsyłają do siebie nawzajem co może być konfudujące) i z przykrością stwierdzam, że najsłabszy póki co tom w cyklu i zdaje się ostatni w wykonaniu Jurgensa. Supek na końcu poprzedniego albumu wskoczył na bieżnię Flasha aby przenieść się do momentu eksplozji Kryptona i potwierdzić tożsamość Pana Oza (co jest pierwszym nonsensownym pomysłem, bo w jaki niby sposób on chciał tę eksplozję przeżyć?), za nim w pościg rusza swoim wehikułem strażnik czasu w osobie Booster Golda. Na miejscu trafia na Krypton, który nie eksplodował i którym rządzi rodzina El, chce czegoś tam szukać tylko nie wiadomo czego, później skaczą na Ziemię i trafiają do przyszłości którą rządzi generał Zod, gdzie muszą się bić ze wszystkimi co się nawiną pod rękę. Superman szaleje gada, że zależy mu tylko na wymierzaniu sprawiedliwości (zbyt często się chyba widuje z Batmanem) i ciągle chce latać po Kryptonie w momencie zniszczenia nieważne czy to rozwali multiwersum czy nie. Biedny Booster ma z nim kupę roboty i musi myśleć za nich dwóch a myślicielem wielkim to on nigdy nie był, w międzyczasie Lois Lane będzie ratować swojego ojca z opresji w Afryce. Po wszystkich akcjach nastąpi wielkie rodzinne pojednanie w familii Kentów a Superman dostanie wyrzutów sumienia i wydobędzie Hanka Henshawa ze Strefy Widmo, po to aby umieścić go w normalnej celi i zaopatrzyć w kryształy holograficzne pozwalające aby ten spędził czas w towarzystwie swojej byłej rodziny (myślałem że mu jeszcze da strzykawkę z heroiną, ale nie). Na koniec dostaniemy dosyć banalną historyjkę z Lexem Luthorem (a nawet dwoma). Mocną stroną komiksu są z pewnością rysunki. Jurgens postarał się wyraźnie mocniej niż ostatnio (podobała mi się plansza z "pierwszą rodziną Kryptona") a zdaje się wcześniej mi nieznani Booth i Conrad prezentują się też naprawdę fajnie, dosyć przyjemnie wyglądają żywe kolory nałożone przez osobę o ksywie Hi-Fi (pojawiła się ona w kilku kupionych przeze mnie ostatnio komiksach, będę musiał sprawdzić kto zacz). Jednym słowem osoby lubujące się w takim stylu rysowania powinny być zadowolone. Cóż dało się to przeczytać bez strasznego bólu dobrze że było sporo Boostera, który rzadko się u nas pokazuje a jest fajną postacią, ale drażniło mnie że Supek zachowuje się dziwnie a fabuła z zeszytu na zeszyt robiła się coraz bardziej miałka. Jurgens zaczynał być już chyba zmęczony tytułem, nie dziwota że wymienili go na Bendisa (czy to dobrze, nie wiem jeszcze). Ocena 5+/10.


5. Całkowicie darmowy dodatek

Trzeba czytać:

  "Potter's Field - Cmentarz Bezimiennych" - Mark Waid, Paul Azaceta. Bardzo przyjemne zaskoczenie, neo-noir pełną gębą. Założenia scenariusza proste aczkolwiek dosyć oryginalne, Potter's Field to nowojorski cmentarz na którym grzebie się m.in. niezidentyfikowane zwłoki czyli wszystkich Johnów i Jane Doe tego zakątka USA. Główny bohater przejmuje właśnie po nich pseudonim czyli John Doe i zajmuje się rozwiązywaniem spraw niewyjaśnionych morderstw za każdym razem przywracając jednej z ofiar jej imię i nazwisko wykuwając je na nagrobku. Cóż w tym leży największa siła i jednocześnie słabość tego komiksu nie wiadomo kim John jest i nie wiadomo po co to robi, więcej niczego takiego się nie dowiemy, aczkolwiek na sam koniec odstaniemy jeden nikły, nieprowadzący donikąd trop. Drugą wadą jest to, że jest zbyt krótki, główna historia to zaledwie 3 zeszyty do czego dostaniemy jeszcze jeden spinoffowy zeszyt absolutnie niezwiązany z pozostałymi. Osobiście wolałbym chyba standardowo napisaną serię z rozbudowaną intrygą na końcu której bohater odsłoniłby swoją tożsamość, ale nawet przyjmując, że jesteśmy gotowi na historię bez jakiegokolwiek wyjaśnienia o co chodzi spory żal, że jednak Waid nie rozszerzył swojej miniserii o chociażby dwa zeszyty żeby spowolnić nieco akcję, wydaje się momentami, że Johnowi wszystko zbyt szybko się udaje a i sam główny wątek zdecydowanie zbyt szybko się rozwija. Fenomenalnie w połączeniu z taką fabułą wypadają rysunki Azacety, brudne, ponure i mroczne, stylowo stojące w rozkroku pomiędzy pracami Seana Phillipsa a tym co widziałem w Gotham Central. Cóż mogę powiedzieć, ma ktoś ochotę na niezwykle klimatyczny sensacyjny kryminał? Śmiało może za niewielkie pieniądze coś takiego kupić od Muchy, mnie tak wciągnęło, że przeczytałem cały komiks za pierwszym podejściem a zdarza mi się to naprawdę bardzo, bardzo rzadko. Ocena 7+/10.

Można czytać:

  "Deadpool tom 4 - Deadpool kontra Shield" - Gerry Duggan, Brian Posehn, Scott Hawtorne. Pierwszy zeszyt to przerywnik o którym należałoby zapomnieć, pozostałe cztery to dokończenie story-arcu z agentką Preston uwięzioną w głowie Deadpoola, rozpoczętego w tomie pierwszym. Dalej się to czyta dobrze. Ocena 7/10.

  "Huck - Prawdziwy Amerykanin" - Mark Millar, Rafael Albuquerque. Kolejna pretekstowa fabułka od Millara, lepsza jednak niż wcześniejszy Nemesis. Tym razem szkocki scenarzysta bierze na warsztat mit Supermana. Huck to prostolinijny pracownik stacji benzynowej w typowym amerykańskim małym miasteczku, prostolinijny w takim stopniu, że niektórzy mogą podejrzewać u niego lekki stopień upośledzenia. No a oprócz tego, nie jest to zwykły nalewacz benzyny, Huck jest superbohaterem. Superbohaterem na małomiasteczkową skalę oczywiście, czyli żadnych potyczek z kosmitami i zamaskowanymi superłotrami, za to wyrwanie niepotrzebnych pni na polu sąsiada gołymi rękami jak najbardziej. Huck za swój punkt honoru obrał to, że co najmniej jeden dobry uczynek dla któregoś ze swoich sąsiadów zrobić musi, a że w takim miasteczku o dziwo roboty jest zawsze sporo to i dobrych uczynków już wiele sprawił (aczkolwiek potrafi pomóc czasami w poważniejszej sprawie na drugim końcu świata, chociaż trochę czasu mu to zajmuje bo w przeciwieństwie do swojego pierwowzoru nie potrafi latać, za to może odnajdować przedmioty i osoby). Cała miejscowość wie oczywiście o drugiej profesji Hucka, ale trzyma ją w tajemnicy aby nie sprowadzić na samego zainteresowanego kłopotów. I cały ten układ działa doskonale, dopóki pewna nowa mieszkanka nie sprzeda jego historii do gazety, co spowoduje zwrócenie uwagi całego świata na wcześniej nikomu nie znane miejsce oraz potężną lawinę wydarzeń która doprowadzi nas do poznania rodziny Hucka i wyjaśniania kim on wogóle jest i skąd się wziął tam gdzie znajduje się obecnie. Rysunki brazylijskiego rysownika jak to u niego w zwyczaju nie zawodzą, przyjemne dla oka kadry w lekko kreskówkowym stylu, aczkolwiek niespecjalnie bogate w szczegóły, stonowana kolorystyka i momentami spora ilość tuszu dają miły i uspokajający dla oka efekt. Cóż tak jak w przypadku Nemesis Millarowi udało się umiejętnie przerobić mitologię Batmana, tak tutaj udało mu się to samo zrobić z Supermanem, tyle że w tym przypadku Millar poradził sobie z o wiele lepiej w wciśnięciem tego we w sumie wciagającą aczkolwiek niespecjalnie inteligentną fabułę (może z racji większej objętości?). Jeżeli ktoś ma ochotę na naprawdę pozytywny (aczkolwiek nie pozbawiony mroczniejszych momentów) komiks w którym Forrest Gump z supermocami mierzy się z podłym światem, to spokojnie może sięgnąć po ten tytuł. 6+/10.

  "Transformers tomy 27, 28 - Zderzenie Światów część 1,2" - Simon Furman, Guido Guidi. Kolejna seria od Dreamwave dziejąca się w alternatywnej rzeczywistości, tym razem w świecie kreskówki pt. Armada. Samego serialu nie widziałem, a w kolekcji historia zaczyna się od zeszytu nr. 8 czyli mniej więcej od drugiego tomu zbiorczego. Samej fabule to nie przeszkadza, założenia są dosyć jasne, na Cybertronie mieszkają nie dwie a trzy frakcje - Autoboty, Decepticony oraz nowość Minicony, jak sama nazwa roboty niewielkich rozmiarów, które potrafią przyłączyć się do większych pobratymców jako źródła energii lub broń i znacząco zwiększyć ich możliwości bojowe. Nic dziwnego zatem, że Megatron chciałby "zebrać je wszystkie" a i Optimus nie ukrywa, że mali kuzyni byliby bardzo przydatni i również chciałby ich wykorzystać. Same Minicony, nie chcąc być wykorzystywane jako bezmyślne narzędzia w nie swojej wojnie uciekają z Cybertronu i znajdują schronienie na ziemskim księżycu, gdzie ich przywódca z zapędami dyktatorskimi wybuduje sobie małe prywatne królestwo. Większość Miniconów jest politycznej orientacji nieokreślonej część wspiera Autoboty, część Decepticony więc wiadomo że tak czy inaczej skończy się to wszystko mordobiciem, sporą rolę w historii odegra paczka ziemskich dzieciaków zaprzyjaźnionych z dobrymi Miniconami. W tomie drugim poskaczemy trochę po innych wymiarach i spotkamy Galvatrona z jego ferajną stanowiących forpocztę nadciągającego zjadacza światów - Unicrona. Bitwa z tym ostatnim, będzie kopią tego co zaproponował Furman pod koniec marvelowskich Transformerów. Rysunkowo seria nie wygląda źle, lekko mangowa stylistyka za którą nie przepadam ale która jako tako tutaj wygląda, średnio trafione projekty niektórych robotów, naprzykład Megatron jest kompletnie niepodobny do samego siebie, w w jednym czy dwóch zeszytach występuje dziwna "ziarnistość" kolorów, które dosyć standardowo są nieco zbyt ciemne (tragedii nie ma, bywało gorzej). Największym plusem jest z pewnością dodanie do drugiego albumu encyklopedii "More than meets the eye" obciętej o biosy Transformerów. Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy, jak ktoś zainteresowany, aczkolwiek sporo materiału to zwykłe pierdalamento z racji tego, że da się większość tych wymysłów logicznie wytłumaczyć. Taki dajmy na to proces powstawania nowych robotów, jest jakiś taki mocno niejasny. Ocena 6/10.



  Kilka słów na zakończenie. Cóż całkiem przyjemnie zostałem zaskoczony poziomem Transformerów od Dreamwave, nie są to może jakieś szczególnie fascynujące komiksy (z wyjątkiem świetnego crossu z GI Joe), ale przyzwoite komiksy ze świeżym nieco spójniejszym spojrzeniem na markę. Wadą trochę rozłożenie historii na trzy różne uniwersa no i niedokończenie z powodu upadku wydawcy głównej linii. Bardzo fajnie, że więcej miejsca  ze świetnymi występami dostały Dinoboty (najlepszy Slag chodzący z głową Decepticona który miał pecha wejść mu w drogę w rękach "bo się zapomniał") i trójka moich ulubionych Decepticonów czyli Starscream, Skywarp i Thundercracker (nie wiem dlaczego to ulubieńcy, może dlatego że samoloty, albo że fajnie się nazywają, albo wyglądają jak bracia) o ile Starscream dostał nieco występów w Marvelu (nie tak dużo jak się spodziewałem) to pozostałej dwójki praktycznie nie było, co jest nieco dziwne biorąc pod uwagę, że taki Skywarp na zdrowy rozum powinien być jednym z najgroźniejszych kozaków w teamie tych złych. Ba dostali nawet wraz z Thrustem, Astrotrainem i Blitzwingiem wspólne miano Szperaczy - elitarnej uderzeniowej eskadry Decepticonów (w/g More Than Meets the Eye to Decepticony pierwsze opanowały zdolność latania i rzeczywiście latajacych Autobotów jest niedużo no i wcześniej wspomniana trójka to faktycznie są "bracia"). Z ciekawości sprawdziłem zagadnienie kobiet wśród Transformerów encyklopedia podawała, że istnieją. I mnóstwo przeczących sobie odpowiedzi znalazłem, z początku Budiansky twierdził, że wszyscy to faceci, później było że płci wogóle nie mają. Dalej, że w niektórych uniwersach jest ten podział w innych nie, czasami jest to naturalne a czasami że wynikiem eksperymentów. Ogólnie pomieszanie z poplątaniem, ale na chwilę obecną chyba należałoby przyjąć, że roboty są dwóch płci (niedługo pewnie będzie więcej). Co dosyć zabawne, całkiem sporo osób sugeruje, że Starscream jest kobietą (akurat ten? seksizm?), ale oficjalnie przyjęło się, że to mężczyzna (ciekawostka, nie we Francji, tam podobno jest to ona).

Pn, 15 Luty 2021, 15:42:32
1
Odp: Egmont 2021
Ten komiks nie wyszedł w żadnej kolekcji, co nie? Tylko w Tm-semic i teraz. 25 lat czekania na porządne wydanie i taka lipa. Fani muszą być nieźle wkurzeni. I rozumiem, że pozostałe historie są ok?

Właśnie wyszedł w Supebohaterach Marvela (tom o Daredevilu).

Ponieważ rzadko ostanio coś piszę, a kupując Millera od krEdmontu (o tym niżej ;) ) miałem w sumie unikatową możliwość porównać 3 wydania po polsku, które posiadam, pomyślałem, że naskrobię kilka moich przemyśleń.

Porównałem oczywiście wydania z krEdmontu, Superboahterów Marvela i Mega Marvela TM-Semic. Oczywiście wydanie z Superbohaterów Marvela – bez tej mega-pikselozy – prezentuje się lepiej od Egmontu, ALE wersja TM-Semic, na tym papierze, co tak większość na niego psioczy też ma swój urok i nie wiem czy gdybym miał wybrać jedną wersję z tych 3 to nie byłaby właśnie ona. Oczywiście, są kadry, które prezentują się lepiej na kredzie (w Superbohaterach Marvela), ale ogólnie, mimo (a może właśnie dlatego), że w TM-Semicu kolory są z leksza wypłowiałe, nie dają tak po oczach niejeden kadr bardziej mi pasuje do tego komiksu w takiej formie. Gdyby tylko Semic nie wyciął tych kilku(nastu?) stron… Cóż dla mnie jest to tylko kolejne potwierdzenie, że w wypadku wielu starych komiksów (być może nie wszystkich, nie chcę generalizować) nawet ten „toaletowy” papier Semica jest lepszy niż nowe, „wypasione” wydanie na kredzie (a przynajmniej tej standardowej kredzie).

Pisząc o tym przypomniałem sobie, że nie tak dawno czytałem też Kryzys Czerwonego Kryptonitu z WKKDC, potem porównałem z wersją Semica i mam ten sam wniosek – mnie bardziej podchodzi wersja Semica. I znów – też są kadry, które lepiej wyglądają w WKKDC (np. intensywna zieleń z pierścieni Green Lanterna, w wersji Semica wygląda wypłowiało i słabo), ale ogólnie wybieram Semica. Ten stary komiks na kredzie (w WKKDC) po prostu coś traci, inaczej się go odbiera – i mam wrażenie że zarówno scenariusz jak i rysunek... Kreda nie pasuje do tego stylu. Nie wiem, może to fakt, że czytając komiksy za lat 80/90 trzeba kupić pewną atmosferę, konwencję (zarówno scenariuszowo - pisząc wprost - bardziej naiwną, jak i rysunkowo), a kreda jest „związana” (przynajmniej w moim umysle) z inna, nowszą konwencją pisania i rysowania komiksów; a może niepotrzebnie to racjonalizuję i chodzi tylko o sentyment… chociaż ja nie powtarzałem Semiców z 20-25 lat, więc wątpię, że te kadry na tyle mi zapadły w pamięci, że teraz jakakolwiek zmiana (papier kredowy) sprawia, że coś mi nie pasuje.

Naprawdę, szkoda, że krEdmont pcha całego Marvela i DC w kredę. Wydaje mi się, że nasz rynek się rozwinął i czasy, kiedy ktoś nie kupi komiksu na offsecie („bo kreda lepsza”) w dużej mierze minęły (tak samo jak czasy, kiedy wydawało się 1 Batmana na rok, bo rynek więcej nie przyjmował). Tym bardziej, że na tyle komiksów superbohaterskich ile oni wydają rocznie, ile pasuje do offsetu – 5, 6, mniej? I zazwyczaj są to pozycje-klasyki, kupowane przez dojrzałego i bardziej świadomego czytelnika, który jest świadom, że wydanie na offsecie nie oznacza wydania gorszego.
Wiem, że krE to korporacja i excel musi się zgadzać, ale nikt nie ma tam ambicji, żeby tych kilka klasyków z lat 80 czy 90 wydawanych rocznie (na kilkaset (!!) tytułów superbohaterskich łącznie) wydać po prostu porządnie, choćby dla własnej satysfakcji, że zrobiło się coś fajnego!? Naprawdę coś się stanie jeśli 1% swojej oferty SH zaczną wydawać na offsecie? I nie chodzi mi o jakiś mega gruby i wypasiony offset. Widziałem prezentację kilku komiksów w oryginale (np. Swamp Thinga Moore’a czy Sekty) na youtubie i offset tam użyty nie wydawał się jakiś specjalnie dobry, a mimo to te komiksy (tak, wiem, to tylko prezentacje wideo, ale jednak) prezentowały się dla mnie lepiej niż nasze wersje na kredzie.

Dobra, bo się (naprawdę, niezamierzenie) rozpisałem o tej kredzie, a zacząłem od tego, że porównałem 3 wydania. W następnym wpisie (jak czas pozwoli) moje przemyślenia z porównania tłumaczeń.

PS. Żeby nie było, że tylko krytykuję Egmont za kredę - w Batmanie Noir (Black & White'a jeszcze nie przeglądałem), kreda tam użyta (bardzo matowa) mi nie przeszkadzała; nie mówię, że offset nie byłby lepszy - może byłby, musiałbym porównać - ale jak dla mnie tak jak wyszło, było ok.

Wt, 16 Luty 2021, 22:49:31
1
Odp: Sugestie na temat forum Skargi wysyłajcie w prywatnych wiadomościach, wątek na odwołania moim zdaniem będzie generował tylko niepotrzebne emocje.
Nd, 21 Luty 2021, 21:09:20
1
Odp: Sugestie na temat forum Mnie osobiście cieszy wkroczenie moderatora, bo szczerze mówiąc nie widziałem żadnej wartości w tym, że jakiś temat stał się kolejnym offtopem czy dyskusją na tematy matrymonialne czy inne użytkownika forum ;)
Może się starzeję, ale nudzą i męczą mnie takie pierdoły, bo później ciężko coś znaleźć w tym strumieniu świadomości...

Nd, 21 Luty 2021, 21:58:01
1
Odp: Hachette  Chciałbym zwrócić uwagę, że praktycznie wszystko wydane na naszym rynku jest wycinkiem czegoś.
Pn, 22 Luty 2021, 00:55:10
1
Odp: Bohaterowie i Złoczyńcy. Kolekcja komiksów DC
potencjalne konflikty z planami Egmontu...
Ja z pewnego źródła wiem, że nie będzie żadnego konfliktu z planami Egmontu. Dlatego zwróciłem już wcześniej uwagę, że przedstawiona lista, nie jest oficjalną lista od polskiego Hachette.
Czego jestem ciekaw to ewentualnych zmian w dystrybucji kolekcji, czy można założyć że Egmont jako "wyłączny" wydawca DC w pl będzie zaangażowany w kolekcję?
Nie będzie. Hachette będzie jak zawsze samo zajmowało się dystrybucją.

Pn, 22 Luty 2021, 12:36:40
1
Odp: Egmont 2021 Patrząc po tych zapowiedziach, a szczególnie po ich cenach to chyba Egmont zakłada, że komiksiarze regularnie wygrywają na loteriach i mieszkają w willach z bibliotekami.  ;D
Pt, 05 Marzec 2021, 13:05:41
1