Coś to forum nam bardzo kuleje, skoro w koszu więcej postów niż na przykład tutaj, a przecież mamy za sobą dwie, a może nawet trzy głośne premiery.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak został zrealizowany film Barbie. Jakiś czas temu narzekałem na to, jak spłycono filmy o Sonicu to dennej, familijnej historyjki z odrobiną akcji, często pozbawionej sensu.
Z Mario było zdecydowanie lepiej, bo nie bawiono się w urealnienie hydraulika, chociaż jakiś tam zalążek prawdziwego świata się pojawił.
Teraz spojlery.
Podobny motyw trafił do Barbie, ale został w bardzo interesujący sposób wplątany i umieszczony jako kontrast dla świata Barbie.
. Moim zdaniem wyszło to znakomicie. Oczywiście, historia lalki jak i jej wpływ ma znacznie większy wpływ na popkulturę niż Sonic i Mario (chociaż dla świata gier można rzec, że postawili kamień milowy, ale poza grami różnie z tym bywało...).
Fajnie, że powstał taki film i nie jest kolejnym dziecinnym zapychaczem z pustymi żartami.
Film obejrzałem w tym samym kinie, do którego wybrałem się tydzień wcześniej na Oppenheimera. Publika była zdecydowanie inna, co nie dziwi, bowiem chyba wszyscy liczyli na lekki i przyjemny film, a nie coś, co w stoi w kontrze do ostatniego filmu Nolana. Ale nie mogę pominąć faktu, że na sali była grupka osób, która zachowywała się jak bydło. Mianowicie, siedziałem w rzędzie określonym jako VIP. Nie ekscytujcie się, dopłata 5 zł do lepszego fotela, ale wciąż nie tak dobrego, jakie jest dostępne w Multikinie Stary Browar Poznań albo Warszawa Galeria Młociny
w ramach standardowej ceny. I właśnie w moim rzędzie siedział chłopak, całkiem spory, bez miejsca. Kucnął pomiędzy dwiema dziewczynami, z którymi przyszedł na film. Chociaż mam wątpliwości, czy przyszedł na film, czy na pogaduchy. Ogólnie jestem zwolennikiem, kiedy sala reaguje na to, co widzimy na ekranie, ale w momencie gdy pojawiają się napisy początkowe
i sekwencja z dziewczynkami bawiacymi się lalkami
, a obok toczy się głośna dyskusja, w trakcie której ludzie nawet nie patrzą na ekran to zaczynam się gotować. Jedna uwaga z mojej strony i zaczęło być spokojnie. Ale chłopak dalej kisił się między kolanami swoich koleżanek i świecił co jakiś czas telefonem - wcale nie googlował obsady filmu jeśli ktoś tak pomyślał.
I na koniec filmu, nie wiem czy to miała być jakaś zemsta za to, że zwróciłem uwagę, ale wszystkie ich filmowe zakupy zostały rozsypane albo na fotelach, albo na podłodze. Kompletnie tego nie rozumiem, bo obsługa kina czekała ze wszystkimi workami odpowiednimi do segregacji. I o co tu chodzi, bo kompletnie nie czaje.
Na Oppenheimerze zabłysnęli z kolei nasi rodacy, dobrze znani z notorycznego spóźniania się na filmy/mecze i zawsze wiąże się to z potężnym chaosem na zasadzie "a który to rząd, a które to miejsce" i jest to też cholernie irytujące. Ale trwa to chwilę i nikt nie musi po nich sprzątać.