I jeszcze odrębny post na temat tłumaczenia w Barksie (przepraszam za jeden pod drugim, ale chciałem trochę to rozdzielić)
Brakuje Bazyliszka, który odniósłby się do tłumaczeń kaczek Nie da się ukryć, że w mojej głowie też takowe sformułowania funkcjonują, chociażby słynne rymy czy zbitki i na początku kolekcji Barksa miałem z tym problem. Broniono tłumacza, że bliżej oryginału itd. Niby tak, ale tylko tam gdzie było wygodnie, bo zdarzały się uwspółcześnienia i lokalizowanie, np. Las Kwabacki (nadal jest w kolekcji Barksa). A zatem ten argument trzymania się oryginału jest zabawny, jeśli tłumacz robi wrzutki, które są czytelne np. dla starszych czytelników czy operujących pewnym kanonem popkulturowym. No bo skoro tu mógł, to dlaczego tam nie mógł? Wiem, wiem, chodzi o sam fakt własności tłumaczeń, ale przecież czemu nie pokombinować?
To jest mój główny zarzut wobec kolekcji Barksa (oprócz dodatków) -> zdehumoryzowano serię, że polecę Papciem.
Musiałbym zapytać - względem czego zdehumoryzowano? Bo tak jak wiele razy powtarzano, tłumacz pracuje na tekście Barksa, widzi tekst Barksa i stara się zachować humor obecny w tekście Barksa. Być może kreatywne tłumaczenie Michała Wojnarowskiego (które bardzo lubię, ale trzeba przyznać, że własnej twórczości tłumacza było tam nawet i tyle, co Barksa) nadodawało tam jeszcze więcej humoru w swoich wstawkach, ale jeśli założymy, że tłumaczymy w normalny sposób, to niektórych efektów z twórczych przeróbek Wojnarowskiego po prostu nie da się osiągnąć.
Nie znaczy to jednak, że obecny "Kaczogród" jest tłumaczony słowo w słowo, bo to byłby okropny przekład. Parę razy widziałem takie zarzuty - o, mówią, że Drewnowski tłumaczy wiernie, ale tu i tu wstawił nawiązanie albo zmienił wyrażenie, więc to tylko hipokryzja i chodzenie na łatwiznę. Otóż nie. Przekład literacki siłą rzeczy cechuje się większą wolnością niż użytkowy, ale między tępym przekładem słowa po słowie a pisaniem własnego tekstu na podstawie oryginału istnieje jednak wiele pośrednich etapów. Są też takie wyrażenia kulturowe, których po prostu nie da się słowo w słowo przełożyć, więc trzeba szukać sposobów, aby to zrekompensować - albo w tym samym miejscu, albo gdzieś w pobliżu, bo pamiętajmy - patrzymy na cały tekst, a nie na wyrwane pojedyncze zdania. Dobrym przykładem różnic w stylach jest ten fragment, który kiedyś przytaczałem:
Ramka otwierająca historyjkę "Good Canoes and Bad Canoes" i jej polskie tłumaczenia:
Oryginał: Donald and his nephews are at a northern lake, where Donald is feeling so cocky that he has entered a canoe contest against his lucky cousin Gladstone Gander!
Tłumaczenie Jacka Drewnowskiego (z "Kaczogrodu", t. 4): Donald i jego siostrzeńcy wybrali się nad Jezioro Łabędzie. Donald czuje się taki pewny siebie, że startuje w zawodach kanadyjek przeciwko swojemu kuzynowi Gogusiowi...
Tłumaczenie Michała Wojnarowskiego (z "Kaczora Donalda" 39/1997): Szanowna publiczności, kochani telewidzowie, drodzy czytelnicy. Znajdujemy się właśnie nad Jeziorem Północnym, gdzie Donald, ogarnięty niezrozumiałym napadem pewności siebie, rzucił wyzwanie swojemu kuzynowi i wiecznemu szczęściarzowi w jednej osobie, znanemu nam skądinąd pod jakże banalnym imieniem Gogusia...
Jakie są zmiany Jacka Drewnowskiego? Bezimienne "północne jezioro" nazwał "Jeziorem Łabędzim", idąc za Barksowskim zwyczajem nadawania miejscom w pobliżu Kaczogrodu zwierzęcych, zwłaszcza ptasich nazw ("Goosetown", "Hentown", "Mudhen Lake") i jednocześnie dodając w pakiecie nawiązanie kulturowe dla bardziej wyrobionego odbiorcy. Kompensujemy tym niejako cały bagaż skojarzeń, jaki w czytelniku z USA budzi "północne jezioro", które od razu nasuwa mu obrazy północy USA i pogranicza z Kanadą z całym związanym z tym klimatem i kulturą. Drewnowski usunął także jako nadmierną oczywistą wiadomość, że Goguś jest szczęściarzem - Barks zakładał, że jego komiksy, wydawane w tanich zeszytówkach, zawsze mogą czytać zupełnie nowi odbiorcy, i dlatego często w pierwszych kadrach wstawiał takie krótkie objaśnienia postaci. Jednak w wydaniu zbiorczym z kilkunastoma komiksami takie coś nie jest aż tak bardzo potrzebne. Poza tym znaczenie zdania, komunikat i styl pozostają takie same.
Co do zmian Michała Wojnarowskiego: fragmenty są dodawane (początkowy potrójny zwrot do odbiorców). Styl się zmienia z rzeczowego na kwiecisty. Pojawia się wartościowanie ("banalne imię Gogusia"). To już jest raczej tekst pisany na podstawie Barksa niż wierne tłumaczenie Barksa. I owszem, może zaowocowało to dodatkowym humorem, ale w kolekcji, która ma z założenia prezentować twórczość i osobę Barksa, lepiej wskazać sposoby, jakimi to Barks jako scenarzysta osiągał humor, a nie Michał Wojnarowski.
A teraz co do Lasu Kwabackiego. To nawet całkiem dobry przykład, żeby pokazać, jakie koleje losu czasem stoją za tłumaczeniem tak niepozornych zwrotów. Otóż gdybyśmy chcieli robić to "wiernie", to kaczki musiałyby chadzać na grzyby do Schwarzwaldu
Przede wszystkim zauważmy, że jest to nazwa własna, a w tłumaczeniu fikcyjnych nazw własnych często potrzebna jest pewna doza swobody, większa niż w zwykłym tekście (był o tym fragment we wstępie do "Papugi z Singapuru"). I teraz: w oryginale "Las Kwabacki" to "Black Forest". Dlaczego więc nie jest to tłumaczone jako zwykły "Czarny Las"? Z kilku powodów. W skrócie: ten zwrot niesie ze sobą bagaż skojarzeń, którego nie da się łatwo przeszczepić do polskiej wersji.
"Black Forest", zwany też "Enchanted Forest", nie był wyłącznie pomysłem Barksa. W amerykańskich komiksach Disneya nazywano tak las, w którym żyły poupychane rozmaite baśniowe postaci z kreskówek i filmów - głównie Wilk Bardzozły i trzy świnki oraz obsada z filmu "Song of the South" - "Br'er Rabbit" ("Królik Spryciula), "Br'er Fox" ("Lisisko"), "Br'er Bear" ("Miś Farmer"), ale też w razie potrzeby Bambi, Śnieżka, Kopciuszek itd. itp. Nam to się może wydawać dziwne z uwagi na naszą, odrębną tradycję komiksów Disneya, ale we współczesnych Barksowi komiksach innych twórców często gęsto zdarzały się najbardziej niezwykłe crossovery między postaciami - Donald mógł sobie spotkać krasnoludki od Śnieżki, a Chip i Dale - Dumbo. Mieliśmy tego posmak w dwóch komiksach z "Kaczogrodu" od innych scenarzystów, w których Babcia Kaczka spotyka się z Lisiskiem i Wilkiem Bardzozłym. "Black Forest" w tej wersji to angielska nazwa Schwarzwaldu, lasu kojarzonego z baśniami braci Grimm. Nie chodzi więc tu o samą "czarność" lasu, tylko o baśniowe konotacje jego nazwy. Niestety polska nazwa Schwarzwaldu... to Schwarzwald, a sam las nie kojarzy się chyba tak mocno z bajkami jak w USA.
Barks jako taki nie używał raczej bajkowych motywów w swoich komiksach, chyba że go przymuszono. Przejął ten las jako coś, co było już w użyciu, ale nie traktował go bajkowo, tylko jako zwykły las. I takim też go widzieliśmy tu w Polsce, od lat 90., kiedy pojawiły się u nas komiksy Disneya. Kontaktu z masą komiksów amerykańskich współczesnych Barksowi nie mieliśmy i chyba mieć nie będziemy (są tam perełki i dobre historie, ale jest też cała masa przeciętniaków i słabizny robionej na odwal się - nie bez przyczyny to Barksa nazywano "tym dobrym artystą od kaczek", a nie jego współczesnych kolegów). Nie będziemy więc mieć takiej podbudowy jak amerykańscy czytelnicy.
Nazwa "Las Kwabacki" zachowuje ten fragment znaczenia, który jest istotny u Barksa, a więc "las leżący przy jakimś dużym mieście". Wiąże się też z polską tradycją "skwaczania" nazw miejsc. No i była w użyciu jeszcze przed początkiem wydawania "Kaczogrodu", więc można było ją przejąć dla ciągłości, tak jak inne nazwy własne, takie jak choćby imiona i nazwiska postaci (które też nie są czasem wierne dosłownie, ale przecież nikt nie będzie nagle zmieniał Diodaka na "Żyroskopa Luźnotrybika"/ "Gyro Gearloose"). Przy okazji warto też zauważyć, że w "Kaczogrodzie" doszło do ujednolicenia tłumaczenia, bo ten sam las bywał też nazywany we wcześniejszych przekładach "Puszczą Kwampinowską", ale teraz przyjęto jedną, spójną wersję, która jest stosowane na przestrzeni kolekcji Barksa i Rosy.
Mam nadzieję, że te rozważania choć w części uzasadniają "Las Kwabacki"