Na fali hype'u kupiłem Metronom, zanim zniknął. Męczę go i męczę, zmęczyć nie mogę. Catamount już do mnie jedzie, dzisiaj pewnie wyciągnę z paczkomatu. O Metronomie napiszę kilka słów, teraz jednak przypomnę trochę już zapomnianego, a wciąż dostępnego Sticklebacka. Taką notatkę zostawiłem na LC, chwilę po lekturze, wczesną jesienią 21r.
Stickleback - z ang. ciernik, ryba, przed płetwą grzbietową ma serię wystających kolców.
Taki też jest tytułowy bohater. Pokraczny, zdeformowany staruch. Władca londyńskiego półświatka. Złośliwy, zgorzkniały i cyniczny. Trochę Joker, trochę Pingwin epoki wiktoriańskiej.
Jedyny do tej pory wydany przez Studio Lain album pt. "Chwała Anglii" zawiera dwie przedstawione w groteskowej stylistyce historie. "Matka Londyn" i "Chwała Anglii". Poznajemy zatem detektywa Valentine'a Bey'a i asystującego mu, niezłomnego sierżanta Leonarda Chippsa. Po przeciwnej stronie barykady czyha Stickleback. Rechocząc złowieszczo, snuje zbrodnicze plany. Trudno też przeoczyć jego gang, wściekłą bandę degeneratów - dysponującego umiejętnością podpalania Gorącego Jacka, obdarzonego olbrzymią siłą Czarnego Boba i sadystycznego szamana Tongę. W drugiej linii, kroku kompanom dotrzymują Pan Tickle, Panna Scarlet i Gej John.
Blurb okładkowy wielkimi literami głosi: "Steampunk wymieszany z Lovecraftem". Jest w tym trochę prawdy, ale tylko trochę. To steampunk w bardzo uproszczonym wydaniu, a Lovecraft zdecydowanie mocniej manifestuje wpływy w "Chwale Anglii". Pojawia się w niej bowiem tajemniczy emisariusz - wysłannik przedwiecznego boga. Śniącego, snem objawiającego swą wolę, wszystkim zdolnym dosłyszeć dobiegający z nieskończonej pustki głos.
Poza głównym wątkiem, z Lovecraftiańskim pozdrowieniem oko do czytelnika puszczają Abdul Alhazred i Shoggoth. Uważny obserwator w antykwariacie Desa Kinviga, dostrzeże także słój zawierający coś wyglądającego zupełnie jak facehugger z serii Obcy/ Aliens.
Stickleback trochę zawodzi fabularnie. Dwie proste opowiastki nie zapadają w pamięć. Przeszłość tytułowego bohatera nie została ujawniona, a szkoda ponieważ pochodzenie Ciernika ma potencjał i zadatki na dobrą opowieść. Dowiedziałbym się też chętnie czegoś więcej o Gorącym Jacku, Czarnym Bobie i Tondze, którzy jak na razie stanowią tylko tło. Bey i Chipps natomiast nie wzbudzają żadnych emocji, bez względu na zwroty akcji, pozostawali mi zupełnie obojętni. Czarne charaktery grają pierwsze skrzypce, a ze wstępu Iana Edgintona wynika że tak właśnie miało być.
Graficznie jest lepiej niż fabularnie. Styl bardzo charakterystyczny - groteskowy, karykaturalny i przerysowany, jak sam Stickleback. Nie jestem wielkim fanem takiej konwencji. Nie sądzę też abym miał do tego tomu kiedykolwiek powrócić. Zarówno ze względu na braki narracyjne, jak i średnio przekonujące mnie ilustracje. Kontynuację jeżeli tylko zostanie wydana, zapewne zakupię, jednak bez zbytniego entuzjazmu.
Na Sticklebacka zwrócić uwagę mogą wielbiciele Hellboya, Ligi Niezwykłych Dżentelmenów czy Absaloma, chociaż wg. mnie nasz bohater plasuje się za wymienioną trójką. Trzeba jednak przyznać że nie miał do tej pory okazji, by szerzej rozwinąć skrzydła przed polskim czytelnikiem. Rywalizacja jest więc nierówna.
Podsumowując - solidne stany średnie.
W skali szkolnej 4/6.