Ja zaczynałem właśnie od zerowego i o ile skok jakości jest ogromny, o tyle ciągłość wydarzeń jednak jest cokolwiek istotna. Również obserwacja tego rozwoju warsztatu jest interesująca. Na pewno bym nie polecał nikomu zaczynać inaczej niż od początku. Jednocześnie integrale Egmontu mają tomy nie po kolei (w bodaj dwóch przypadkach). Na szczęście zauważyłem to wcześniej i czytałem poprawnie.
rzadko kiedy się z Tobą nie zgadzam, rzadko kiedy polecam czytanie nie od początku serii, ale w przypadku Blueberry'ego właśnie tak będzie:
wg mnie kolejność wydanie egmontowego jest (zupełnie przypadkowo!) niemalże idealna. Na początek integrale 1, 2 i 3, później wielbiciele wykopalisk mogą się cofnąć do tomu 0, a reszta niechaj czyta dalej, zostawiając zerówkę na koniec (razem z pierwszym tomem Młodości). pierwsze albumy Blueberry'ego to dopiero właściwie kształtowanie się warsztatu Gira, a jeśli chodzi o ciągłość fabularną, to fabuła na początku jest prawie totalnie gatunkowa. dopiero ostatni album podsiedlika (czyli egmontowej zerówki) zbliża się jakościowo do poziomu, za który kochamy tę serię.
TZN. może jeszcze trochę inaczej:
Jeśli ktoś jest świadomy, z czym się mierzy, niech czyta wg kolejności powstawania (co nie będzie takie znów proste: egmontowe zamieszanie kolejności; w międzyczasie również powstawały szorty, które są zawarte w pierwszej Młodości, później albumy serii głównej powstawały prawie równolegle z klejnymi Młodościami i Marshalami....
A jeśli ktoś chce jedynie "spróbować" Blueberry'ego, to zachęcam od egmontowej jedynki lub dwójki.