To są klienci - oburzeni, że jest wybór...
Dla lubiących wydania ekonomiczne coraz mniejszy ten wybór.
Edycja zwykła czy limitowana. HC czy SC. SH czy erotyka.
Wszyscy mamy ten sam problem.
Różnica jest taka, że niektórzy mogą mieć grubsze portfele.
Chyba ty
Staram się sięgać po tańsze wydania, nie obchodzą mnie bajery w stylu pozłacane obicia, wypastowane okładki, wygrawerowane napisy czy kredowe strony święcące w ciemnościach. Komiks traktujemy jako sztukę, czy jarmarczny gadżet wciskany gawiedzi dla uciechy?
A ci co nie mają grubych portfeli, to co mają robić? Zaczniemy ich stygmatyzować, że ich nie stać na jakieś wydanie komiksu? I nie mówię tu o limitowanych edycjach. Niemniej one i nie tylko one prowadzą do tego, że rynek obiera kierunek kolekcjonerski. Drogo i dla wybranych. Jestem zwolennikiem szerokiego dostępu do komiksowego medium dla jak największej ilości zainteresowanych, a nie ograniczaniem rynku poprzez narzucanie wygórowanych cen usprawiedliwianych przez niby ekskluzywność wydania. Nie oszukujmy się, ale podstawowe wydanie Rozbitków też nie jest tanie. Niespełna 300 stron za okładkową cenę 170 zł? (nie piszę tu o rabatach, bo gdyby komiks ten trafił do księgarni czy empiku kosztowałby okładkową. Nie każdy kupuje w internecie). To już przestało dawno być zabawne, wybór nie polega już na tym, czy kupi się wersję A, czy wersję B jakiegoś tytułu, tylko czy kupi się komiks za 100 zł czy za 170 zł. Rozumiem, że zachwyty nad ekskluzywnymi, limitowanymi wydaniami, gdy ceny komiksów, które powinny być w obiegu za normalną cenę zaczną osiągać kwoty 300, 400 złotych, nie ucichną, bo będzie powtarzane w kółko, że przecież ma obwolutę, okładka jest z nierdzewnej stali, no i dołożyli do tego wydania 100 limitowanych, numerowanych egzemplarzy, a także osiem dodatkowych i całkiem zbędnych stron wariantowych okładek, okazja, która nie powtórzy się już w tym tysiącleciu, nic tylko brać. Niezły marketingowy cyrk dla tych, którzy chcą w niego wierzyć.
Uważam, że limitka Rozbitków nie jest warta swojej ceny i jej nie kupuję, ale twierdzenie, że w komiksie najważniejsza jest treść (w domyśle, tak jak w literaturze) jest, moim zdaniem, błędne. A co najmniej to podejście jest diametralnie różne od mojego. Komiks to medium / dziedzina sztuki bardzo mocno wizualne.
Nie sprecyzowałem, oczywiście jako treść miałem na myśli ogół najważniejszych elementów składających się na komiks, czyli fabułę oraz rysunki. Natomiast nie traktuję obwolut, okładek limitowanych, slipcase'ów, wymyślnych bajerów mających spowodować u kolekcjonerów żwawsze bicie serca i brak oporów w bezwolnym traceniu gotówki za coś, co podnosi wartość komiksu jako dzieła sztuki. To tak jakby zapakować Monę Lisę w ozdobne pudełko ze złoceniami, dodać do środka cudownie znaleziony włos z głowy Leonardo da Vinci i powiedzieć kupującemu, bierz, bo to jedyny taki egzemplarz. Jakby obraz nie był wart swojej ceny, tylko trzeba jeszcze wciskać przy tym kit. Nie. To mnie nie bawi. Komiks ze zwykłą okładką, nie musi być nawet twarda, aby się tylko nie rozlatywał, w zupełności mi wystarczy. Chcę go przeczytać, a nie traktować jak obiekt kultu.