Bynajmniej nie generalizuję. Sam musisz sobie odpowiedzieć na pytanie o to, czy nie jesteś naiwniakiem, sięgając po limitkę. Z opisu na gildii wynika, że jedyną różnicą między wydaniami jest oprawa, twarda kontra twarda materiałowa ze złoceniami i obwolutą. Uważasz, że wspomniana wyżej różnica w oprawie warta jest tych 70 zł różnicy w cenie? Rozbitków można dorwać za 98 zł, wersję limitowaną za 170. Żartując rzecz jasna, swoją wypasioną limitkę postawisz na jakimś kurhaniku i będzie odprawiał nad nią modły, że taka piękna limitka? Oprawisz w ramkę i powiesisz na ścianie, czy odstawisz na półkę, żeby się kurzyła razem z innymi, zapewne setkami komiksów w kolekcji? Studio Lain, które ciągle szarżuje z różnymi wersjami okładek ma przynajmniej na tyle godności, że wydaje wszystko w jednakowej cenie. U nich komiks 284 stronicowy kosztuje 95 zł, w przypadku Rozbitków mamy cenę okładkową prawie dwukrotnie większą. Obaj wydawcy mają podobny poziom profesjonalizmu wydawniczego, czyli w skali szkolnej mocne trzy na szynach. Patrząc zatem przez pryzmat tej nieszczęsnej obwoluty ze złoceniami, tak, uważam, że takie limitki to nabijanie klientów w butelkę. Więc nie czuj się urażony tym określeniem, bo to tylko moje zdanie.