Ten wątek nie ma na celu antagonizowania ani wywoływania shitstormów.
Chodzi mi o to, żeby wyrazić (i w miarę możliwości nie komentować innych postów) takie opinie, które w ogólnie rozumianym Komiksowie nie spotykają się ze zbyt dobrym przyjęciem.
Plus kilka słów uzasadnienia, żeby nie było, że to takie szczekanie dla szczekania i wbicia szpili, ale może ktoś po prostu zweryfikuje swoje poglądy na komiksowe świętości.
To zacznę:
- "Maus" jest przereklamowany - to świetny komiks, ale jego ciężar nie jest tak silny, kiedy od dziecka w szkołach jesteśmy zapoznawani z dziełami Nałkowskiej, Borowskiego czy Grzesiuka.
- 98% komiksu superhero to aczytalny shit, obliczony wyłącznie na dojenie kasy z czytelników i pozbawiony jakiejkolwiek twórczej iskry - odpowiednik fastfooda czy Nescafe, byle korpoludkom zgadzały się tabelki.
- Podobnie jak "generyczne frankofony" - kryminalne, westernowe, SF, fantasy - kopie trendów z USA, pozbawione znajomości realiów, a będące tylko gumą do żucia dla mózgów.
- Neil Gaiman jest złodziejem kulturowym i balansuje (z różnym efektem) na granicy grafomaństwa.
- Andreas (scenariuszowo) tę granicę przekracza znacznie częściej.
- Nie tęsknię za zeszytówkami, bo te, które wciąż wychodzą, robią to dobrze, a te, które upadły, robiły to do dupy.
- Nie przebrnąłem przez "From hell" - erudycyjny majstersztyk, ale zero przyjemności z czytania historii, która była mi w zasadzie obojętną.
Tak na dobry początek