Niewielki wydawca na dość trudnym, wąskim i nasyconym rynku komiksowym podjął spore ryzyko - wydał w formie omnibusa materiał, który dostępny jest też w innej, tańszej edycji. Mógł zostać z utopioną kasą? Jak najbardziej. Ale się udało.
Bo okazało się, że towar miał wzięcie.
A jak jest popyt, to chyba naturalnym jest, że rusza za nim podaż.
I można zmienić zdanie. To raczej też normalne.
Kogoś to dziwi?
No chyba tych jenerałów postszlacheckiej ekskluzywności, co rzucają buławami, krzycząc "Hańba, hańba! Bojkot! My to mieliśmy mieć tylko, kolekcjonerzy wybrani, nikt więcej, nikt!".
A ten kolega z cytatu to już w ogóle jest hit:
Dlatego nabrałem dystansu do tych wszystkich limitowanych okładek i wersji limitowanych gdyż to zwykły zabieg marketingowy więc szkoda nerwów i biorę od tej pory tylko to co naprawde potrzebuje.
Sorry, dotąd brałeś coś, czego nie potrzebowałeś tylko dlatego, że mogłeś to mieć a inni nie? Dla "miecia"?
Kupiłbyś jakiekolwiek gówno nastojaszcze, gdyby było jednym z pięciu na świecie? Przejrzałeś na oczy, że KAŻDY sprzedawca chce sprzedać swój towar? I sprzedać go jak najwięcej? To dla Ciebie prawda objawiona?
Dobrze. Więc jednak komiksy bawiąc - uczą.