Oj tak, ta duża broszurka o wymyślonym państwie w Tintinie to było coś pięknego! Zwłaszcza ilustracje udające średniowieczne malunki, ale też zaskakująco szczegółowy zarys historii kraju oraz dbałość o w miarę spójne brzmienie języka państwa.
I mnie osobiście dialogi w tym albumie bardzo się podobały, bo były niesamowicie płynnie i fajnie przetłumaczone. Miło było czytać zwłaszcza te naturalnie brzmiące jednokadrowe rozmowy telefoniczne, gdzie dana postać mówi zawsze sporo więcej niż tylko suche "Dzień dobry. Tak? Rozumiem, do widzenia", i dzięki temu lepiej oddane zostają różne charaktery bohaterów.
Dziękuję za rekomendację!

Zwłaszcza, że polecasz od strony graficznej, a już "Berło..." było niesamowite z tymi wszystkimi wnętrzami pałaców. Ogólnie to z Tintina czytałam wcześniej tylko "Tintina w Ameryce", który to odcinek nie wywarł na mnie dużego wrażenia - ale byłam świadoma tego, że to bardzo wczesny album.
Co do Lucky Luke'a, to był mój pierwszy album w życiu i chociaż opowieść była lekka i przyjemna, to jednak jakoś lepiej oglądało mi się serial animowany "Nowe przygody Lucky Luke'a" z 2001 roku. Chociaż może to kwestia tego, że w tym akurat komiksie nie było moich ulubionych Daltonów. Także kreska wydawała mi się troszkę zbyt szkicowa jak na moje gusta.
PS. Moja ulubiona frankofońska seria to zdecydowanie Asteriks. Komiks dzieciństwa, razem z Kaczorami Donaldami.