To tak w punktach:
1) co jest większą plamą na honorze? Zbudowanie bomby atomowej czy urodzenie się w Niemczech w żydowskiej rodzinie? Btw Oppenheimer urodził się w NY.
2) volker trafnie ujął temat tego drugiego niemieckiego Żyda.
3) Film bym powiedział nie jest żadną laurką. Oppenheimer nie jest w nim jednoznaczną postacią. Nie wszystkie zachowania czy decyzje są zrozumiałe. I nie wiem czy zbudowanie bomby przyniosło mu taką chwałę jakiej pragnął.
4) Oppenheimer był jedynym filmem jaki widziałem w tym roku w kinie i w ogóle pierwszym filmem od Pewnego razu w Hollywood (więc już od ładnych paru lat - mam alergię na kino i tysiąc reklam przed filmem). Nie żałuję, bo film był bardzo sprawnie zrobiony, wciągający ale wcale niełatwy. Wymagający skupienia przez prawie 3 godziny. Bez pościgów, mordobicia, strzelanin i ogólnie oparty o grę aktorską. Nie jest w żadnym moim topie ale złego słowa powiedzieć nie mogę.
5) a czy ktoś zachwyca się życiem samego Oppenheimera? To chyba nieliczni fani😀 Umiał zbudować bombę i trafił na czasy, gdy mu pozwolono to zrobić. Gdyby nie on, to zrobiłby to kto inny. Zaczynali, gdy była obawa, że zrobi to Hitler. Później to zagrożenie minęło ale logika została. Ktoś inny prędzej czy później by to zrobił. Albo Amerykanie albo Stalin. Oczywiście, zbombardowanie Japonii można oceniać różnie (albo i nie, bo mi trudno zrozumieć zabicie tysięcy przypadkowych ludzi) ale ostatecznie to nie on wydał taki rozkaz (chociaż miał swój udział i musiał z tym żyć). I film to pokazywał, tak jak i "wdzięczność" narodu po wojnie.
I tak jak death bird napisał, że oprócz tych 2 bomb w Japonii nikt później nie zginął z tego powodu. A gdyby Stalin miał taką bombę pierwszy?