Ja się z Tobą nie kłócę. Zapytałeś, to odpowiedziałem, co dostrzegam w Twoich wypowiedziach i w których.
Możesz sobie ze mnie pokpiwać, ale ja tak właśnie Twoje wypowiedzi odczytuję.
No bez jaj. Po pierwsze: ani nie jestem idiotą, który publicznie wzywałby do przemocy (bo na to są paragrafy) ani nie jestem aż tak marnym katolikiem żeby publicznie wzywać do przemocy (bo wierzę, że za to smażyłbym się w piekle - jakkolwiek ono nie wygląda).
Napisałem (i najwyraźniej muszę to powtórzyć): że nie chodziłbym po ulicy w "piżamie z majtkami na wierzchu" wymachując Wonder Woman i wrzeszcząc "TOLERANCJA", bo rozumiałbym, że ktoś mógłby dać mi w nos. Działa to na takiej samej zasadzie jak stwierdzenie, że nigdy nie zostawiłbym wypchanego portfela w miejscu publicznym udając się do toalety, bo zakładałbym, że zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że okazja uczyni złodzieja i portfel wraz z zawartością zostanie ukradziony. Czy ten drugi przykład jest równoznaczny z nawoływaniem do kradzieży?
Nie akceptować konkretnych postaw a nawoływać do przemocy wobec ludzi to dwie różne sytuacje wg mnie.