Też dawno temu czytałem "wiedźmina w spódnicy", ale na 95% heheszków brak.
Fantasy pełną gębą. Mamy Yomy, czyli takie pokraczne kreatury żywiące się ludzkimi trzewia, ale zdolne do mimikry (udawania pożartych ofiar). Mamy Claymore, które walczą z Yoma. Używają do tego wielkich mieczy (dorównujących rozmiarem broni Gutsa) i "superzdolności" prawie że magicznych. Są zresztą nazywane srebrnookimi wiedźmami.
Dużym spoilerem nie będzie, że mamy timeskip. Historia po nim nieco siada. Jest jeszcze więcej super-uber-mocy, przeciwnicy z kreatur ewoluują na megamonstra. Mamy latające wojowniczki (technicznie nie latają, ale walki toczą kilkadziesiąt metrów nad ziemią, ma to swoje pseudoracjonalne wyjaśnienie), mamy zombi, mamy stworki-potworki wielkości wieżowca...
Claymore daleko do Berserka, jest mniej mroczne, ale równie brutalne, fabularnie... jest dobrze. Właściwie można by spokojnie zrobić spin-off do tej mangi i opowiadać historię dalej z szerszej perspektywy. Bo to co dostajemy jest (po mimo swego rozmachu) dość kameralne.
Największą wadą jest design wojowniczek. A raczej rysów ich twarzy. Gdyby nie fryzury nigdy bym zgadł którą Claymorkę widzimy. Pomysły na bestie są za to ekstra. Równie poryte co w Berserku - widać że obaj autorzy inspirowali się Devilmanem.