Spider-Man od Stana Lee nie do końca "ciągle rzuca żartami".
Gdy występuje jako Peter Parker, wykazuje się sporą dojrzałością i odpowiedzialnością. Pracuje, studiuje, radzi sobie z wieloma problemami jak np. pogodzenie bycia superbohaterem z normalnym życiem, problemy zdrowotne cioci, brak pieniędzy, kontuzje, relacje z rówieśnikami, problemy sercowe itd. Śmiem więc twierdzić, że jest giga ogarniętym facetem.
Do tego ukrywa swoją tożsamość, więc musi sam sobie radzić ze stresem, nie może się nikomu "wygadać". Myślę że właśnie ze względu na to, gdy zakłada kostium, żartuje sobie ze swoich przeciwników - to taka odskocznia od problemów pojawiających się po ściągnięciu maski.
Dodam, że bardzo podoba mi się proporcja ilości scen jako bohater/alter-ego u Stana Lee, która wynosi około 50/50. Właśnie dzięki temu możemy dobrze poznać Petera Parkera i jego motywacje.
Dla kontrastu, w runie Nicka Spencera prawie w ogóle nie pojawia się Peter Parker. Fabuła leci na przód niczym samolot odrzutowy. Czy ktoś zadał sobie pytanie, czy główny bohater coś je? Czy on kiedyś śpi? Wraca do domu? Czy on gdzieś do cholery pracuje, albo uczy się? W pierwszych 4 tomach było jeszcze spoko, ale przez kolejne 8 jest fatalnie - mam wrażenie że wszystkie wątki z tych 8 tomów dało by się za czasów Lee zmieścić w 5 zeszytach.