W moim odczuciu w kwestii spoilerów jednak funkcjonuje obecnie lekka histeria - a może powinienem powiedzieć histeria i hersteria?
Kilka lat temu kumpel mi z rozpędu wyjawił, że w epizodzie VII
Czy popsuło mi to odbiór całości? W żadnym razie! Dla mnie liczy się całość dzieła, mogę znać jego zakończenie, a i tak nie popsuje mi to wrażeń i przyjemności z zapoznania się z nim. Nie jestem z tych, co szukają wrażeń za wszelką cenę i oburzają się, jak ktoś im zepsuje jakiś jeden element całości. Funkcjonowanie w takim schemacie toż to pierwszy krok do depresji na własne życzenie. Kultura i sztuka to nie tylko zalewanie się zaskoczeniami i zwrotami akcji.
A już osobną kategorią są łowcy niezakrytych spoilerów. Czasami mam wrażenie, że ludzie tylko czyhają na to, żeby doczepić się do kogoś o spoiler.
No i ostatnia kwestia, to samo określenie, które jest paskudne. Jeszcze internet to rozumiem, ale często je słyszę w mowie. No dobra, weszło w język potoczny, trzeba to przeżyć. No ale jeśli tutaj na forum przytacza się komentarz czy recenzję użytkowniczki, która zaczyna zdanie od "Obviously"... Dżizas, jak ja tego nie znoszę, tego pseudonowocześniactwa rodem z warszawskich biurowców na Domaniewskiej, bo to stamtąd to sojowe gówno w dużej mierze przyłazi.
Te wszystkie językowe potworki, omawiane również w innym wątku, które niby mają służyć postępowi, a tak naprawdę oznaczają wsteczniactwo, bo często stają się dowodem na ograniczenie ich twórców (jak w przypadku tej hersterii), brrrr... Apparently to nie dla mnie ten świat języka przyszłości przeniesionego w teraźniejszość. "Tolerancja oznacza obniżanie norm" - i zanim komuś całkowicie wyjdzie żyła, to autorem jest Arthur C. Clarke (należący do zdominowanego przez mężczyzn SF, co raczył wypunktować misteru tłumaczu), legenda, wizjoner, pisarz i - dziś takie rzeczy trzeba obecnie obowiązkowo dodawać - homoseksualista.