I buuum. Końcówka DD: Ojciec jest mocna. Oczywiście widzę tu zamiar zaszokowania czytelnika, ale jest to wydarzenie wiarygodne, w które mógłbym uwierzyć. Przeciwieństwo tego co np. Tom King zrobił w Pingwinie, gdzie wymyślił totalną głupotę, by unurzać bohatera w błocie.
Czyli wyszedł niezły komiks, uzupełniający run Bendisa, w przyzwoitej cenie. Tylko bardziej wolałem rysunki Quesady w "Diable Stróżu" niż tutaj. W dodatkach piszą, że specjalnie uprościł swoją kreskę, żeby skupić się na historii, ale ja nie kupuję takiego tłumaczenia. Znowu postacie wyglądają jak maszkary, pokraczne karykatury, których nie sposób polubić i w nie uwierzyć. I po cholerę zrobił z Matta takiego pakera?? Jest wytłumaczenie że miało to nawiązywać do tego, że jego ojciec był zwalistym bokserem, ale ja tego nie kupuję, skoro każden jeden inny artysta rysował DD jako umięśnionego atletę a nie zwalistego mięśniaka. Sam Quesada wrócił do szczuplejszej formy w szóstym zeszycie, więc nawet on nie utrzymał nowej wizji w swojej własnej miniserii.
Linia czasu w dodatkach jest jak zawsze przydatna. Dowiedziałem się, że Zeb Wells pisał w 2007 r. historię o ojcu Daredevila, kiedy ten był bokserem i ściągaczem długów i haraczy. Oraz, że w 9 zeszycie DD Waida ktoś ukradł ciało jego ojca. Wiem, że to było w 1 tomie tego runu od Egmontu, ale ponieważ powtarzał on treści z WKKM "Wściekłość i wrzask" to sobie odpuściłem 4 nowe zeszyty za cenę 10.
Takie komiksy nakręcają u mnie chęć czytania dalszych przygód Daredevila. Czekam na Odkupienie w grudniu. Bardzo chciałbym, żeby wyszły runy spomiędzy Millera a Marvel Knight. Dojrzewam do tego, żeby wreszcie kupić sobie "Żółtego".