12,99 zł za 256-stronicowy tom w kolorze dostarczany do domu, często przed premierą, to przecież jest niesamowicie drogo. Tak drogo, że...
W zasadzie to jest dziś śmieszna cena, gdy mangi wydawane niewiele lepiej, a w czerni i bieli, kosztują już po 25 zł, i to mówię o tych wydawanych w formacie "Giganta", większe to 30 zł w górę. Tak naprawdę się dziwię, że w ogóle kupujesz cokolwiek poza "Gigantami".
Poza tym nie gadaj bzdur - zawsze dało się znaleźć taniej "Giganty" niż w prenumeracie. Faktycznie, był pewien bardzo krótki moment, kiedy Egmont utrzymał ekstremalnie dumpingową cenę 9,99 zł, ale nawet wówczas dało się przy odpowiednich zniżkach na TaniejKsiążce znaleźć tomy po ok. 9 zł.
Tylko w prenumeracie płacisz za komfort tego, że dostajesz każdy tom prosto do domu. A co każdy kupujący Giganty w internecie wie, Egmont rzuca je do hurtowni partiami, i jak przegapisz okazję, to czasem trzeba czekać parę miesięcy, zanim znów się pojawią.
Ale i tak najlepszy jest fragment, w którym porównujesz cenę Giganta do 5,99 zł w 1997 roku. Podkreślmy jeszcze raz, w 1997 roku. W tym samym roku, w którym np. taki "Asteriks" kosztował 6,50 zł. Dziś "Gigant" wydawany praktycznie cały czas tak samo kosztuje 17,99 zł (po przecenach ok. 12-13 zł), a "Asteriks", który też niewiele się zmienił, 27,99 zł (czyli po przecenach pewnie z 18 zł).