Autor Wątek: Batman  (Przeczytany 573219 razy)

0 użytkowników i 9 Gości przegląda ten wątek.

Offline death_bird

Odp: Batman
« Odpowiedź #2970 dnia: Wt, 18 Październik 2022, 23:26:45 »
No mnie drażnią (bo nie czytałem i nie znam) a Twojej definicji w żaden sposób nie spełniam.  ::)
"Właśnie załatwiliśmy Avengers i to bez kiwnięcia palcem".

Offline Kyms

Odp: Batman
« Odpowiedź #2971 dnia: Śr, 26 Październik 2022, 16:18:42 »
3 tom Knightfall już w sprzedaży. Kupiony, przeczytany? ;)

Online michał81

Odp: Batman
« Odpowiedź #2972 dnia: Śr, 26 Październik 2022, 17:42:10 »
3 tom Knightfall już w sprzedaży. Kupiony, przeczytany? ;)
Kupiony. Kiedyś zostanie przeczytane, ale ciekawy jestem jak pokolenie semica zjedzie ten tom. Myślę, że nie przetrawią tego co się dzieje w tym tomie.

Offline Kyms

Odp: Batman
« Odpowiedź #2973 dnia: Śr, 26 Październik 2022, 22:15:19 »
Pokoleniem Semica nie jestem, a bardzo podobał mi się. Lepiej czytało mi się go od poprzedniego albumu. Część komiksiarzy, których znam z tego pokolenia tez chwaliło, nie wiem jak reszta.

Online Bazyliszek

Odp: Batman
« Odpowiedź #2974 dnia: Śr, 26 Październik 2022, 22:26:00 »
3 tom Knightfall już w sprzedaży. Kupiony, przeczytany? ;)

10-tego dostaję wypłatę i wtedy zamawiam komiksy które wychodzą w ostatnią środę poprzedniego miesiąca. Wcześniej nie dam rady.

Offline dmlakers1

Odp: Batman
« Odpowiedź #2975 dnia: Śr, 26 Październik 2022, 23:03:40 »
3 tom Knightfall już w sprzedaży. Kupiony, przeczytany? ;)
Kupiony i przeczytany. Jestem z pokolenia TM-SEMIC i sagę Knightfall czyta mi się rewelacyjnie. Nawet lepiej niż za czasów polskich zeszytówek.

Offline Chmielu

Odp: Batman
« Odpowiedź #2976 dnia: Cz, 27 Październik 2022, 09:00:19 »
Larry Hama to w USA swoista legenda. Facet, który po raz pierwszy napisał całkowicie bezdialogowy zeszyt znanej serii ("G.I. Joe") i tym prostym - acz jakże genialnym zabiegiem - przeszedł do historii amerykańskiego komiksu. Później ten zabieg powielało wielu (Marvel za starych dobrych czasów Quemasa zrobił nawet miesiąc >>'nuff said<<), ale to Larry był pierwszy. Niestety jak to bywa w tym okrutnym biznesie kiedy człowiek wypala się artystycznie, czytelnicy jakoś nie pamiętają o dawnych zasługach i bezlitośnie punktują. Tak było w przypadku Hamy i jego runu we flagowym miesięczniku "Batman". Hama zaczął pisać przygody Nietoperza jeszcze w czasie crossovera "No man's land", a po jego zakończeniu został namaszczony na prowadzącego "Batmana". Od razu zaczęło się gnojenie, które ostatecznie doprowadziło do wyrzucenia scenarzysty i przejęcia serii przez Eda Brubakera. Hama tłumaczył, że tak naprawdę nic sensownego z postacią Mrocznego nie mógł zrobić, bo ograniczały go reguły "batmanuala" - instrukcji, którą dostaje każdy scenarzysta, a z której wynika co można, a czego nie. Oczywiście jedni muszą lecieć sztywno "by-the-book", a inni - beniaminki - mogą wypływać na szerokie wody artystycznej kreacji. Przed wyrzuceniem, jednakże, Hama napisał jeden z zabawniejszych komiksów z Batsem w historii postaci.

Z półki Chmiela - odc. 6

"He who lurks" to 578 zeszyt serii. Bohaterem tej opowieści jest Adrian Lupus, seryjny zabójca kobiet oraz - co tu dużo ukrywać jego preferowane narzędzie realizacji hobby: młotek. Tak, młotek jest w tej historii co najmniej "postacią" drugoplanową. ;) Adrian ma się za artystę, a sztuką jest dla niego zabijanie atrakcyjnych niewiast. Wszystko byłoby pięknie (przynajmniej dla Lupusa), gdyby nie fakt, że morderca pogrąża się w paranoi. Wydaje mu się, że Batman podąża jego tropem lub czai się za każdym rogiem. I w ten właśnie sposób, w pewnym wieżowcu, Adrianowi przyjdzie stanąć twarzą w twarz ze swoimi lękami.
Ten komiks to swoista przewrotna przypowieść: masz się za dysponenta ludzkich żywotów - to zobacz jak niewiele potrzeba by świat zweryfikował twoje znaczenie. Batmana mamy tu w tle, metafizycznego, wymierzającego jedynie słuszną karę. Bardzo często taki zabieg fabularny sprawdza się znakomicie - opowiadać o Mrocznym przez pryzmat innych ludzi - złych i dobrych, o tym jaki wpływ na ich życie ma istnienie kogoś takiego jak Nietoperz. Chyba najfajniej wypadło to u Goodwina ("The Devil's Trumpet", "Heroes"), Brubakera (przepiękne "I'll be watching"), Dixona ("Rocket scientist", "Death comes home"), no i u Hamy. A zakończenie, w przewrotnym stylu "Opowieści z krypty", naprawdę bawi.
Opowieść narysował Scott McDaniel (inkowany przez Karla Story i Hectora Collazo), którego niektórzy lubią (ja :D), niektórzy nie (Frank Miller ;D), ale który jest rasowym komiksiarzem. Można nie lubić jego cartoon'owego stylu, ale czuje się tę lekkość ołówka. Tu umowność kreski świetnie współgra ze scenariuszem, zresztą podobnie jak w historii z poprzedniego, skądinąd równie fajnego, zeszytu ("Mike and Allie").
Tak więc, jeśli macie ochotę na opowieść w klimacie "Strefy mroku" z Mrocznym Rycerzem jako "tym, który się czai" - to coś dla Was.
To nie pandemia, to test IQ.

"Żadna ilość dowodów nigdy nie przekona idioty" /
„Łatwiej jest oszukać ludzi niż przekonać ich, że zostali oszukani” Mark Twain

Offline Gieferg

Odp: Batman
« Odpowiedź #2977 dnia: Cz, 27 Październik 2022, 15:20:36 »
Po 270 stronach Knightfall #3 jestem póki co pozytywnie zaskoczony, a w czasach semicowych tego w ogóle nie czytałem, bo przestałem kupować jakoś zaraz po tym jak Bane połamał Batka. Fajny klimacik w historyjce z Tally Manem, no i nie było póki co Aparo, a to w tym wypadku też plus. Nie było jeszcze żadnych nędznych zapychaczy jak połowa tomu #1 czy historyjka z Two Face z #2. Zobaczymy jak będzie dalej...

Recka na filmożercach wkrótce.
« Ostatnia zmiana: Cz, 27 Październik 2022, 15:24:43 wysłana przez Gieferg »

Offline SawiK

Odp: Batman
« Odpowiedź #2978 dnia: Cz, 27 Październik 2022, 19:02:39 »
Up
W czasach Semikowych z tego tomu #3 wyszło tylko 9zeszytow. Także mamy sporo sporo premierowego materiału. Świetna sprawa i ekscytacja a i masz - za Aparo.

Offline Gieferg

Odp: Batman
« Odpowiedź #2979 dnia: Cz, 27 Październik 2022, 19:11:09 »
Aparo swego czasu bardzo lubiłem, w semicach z 92 czy 93 roku podchodził mi bardziej niż Breyfogle, ale w okolicach Knightfallu gośc zaczął byle jak bazgrolić. Jak porówna się jego starsze prace z tym, co jest w Knightfallu to aż trudno uwierzyć jak nisko upadł.

Tymczasem czytam dalej i wrażenia już niestety trochę gorsze, najlepsza jest chyba historia z Catwoman ale dalej jest trochę zapychaczy i przynudzania (Abattoir i wszystko co się wiąże z jego wątkiem).
« Ostatnia zmiana: Cz, 27 Październik 2022, 19:13:48 wysłana przez Gieferg »

Offline Kyms

Odp: Batman
« Odpowiedź #2980 dnia: Nd, 30 Październik 2022, 09:39:18 »
One Bad Day: Penguin

Moje dotychczas ulubiona pozycja z cyklu "One Bad Day" czyli historia o Pingwinie. Bezspoilerowe wrażenia.

W październiku do sprzedaży trafiła trzecia odsłona "One Bad Day". Cyklu koncentrującego się na wybranych przestępcach z przeogromnej galerii łotrów Batmana. Każda komiks jest integralną, samodzielną historią nie nawiązującej do innych odsłon. Historie stworzone w myśl motywu przewodniego "Zabójczy Żart" czyli tego jednego złego dnia zmieniającego człowieka.

Pierwsza część cyklu skupiła się na Riddlerze będącego ofiarą motywu. Drugi o Two-Face'sie czerpał z rozwiązania jakie Joker chciał wywołać u Gordona. Historia o Pingwinie jest wyjątkiem. Scenarzysta poszedł o krok dalej inspirując się motywem, ale tworząc coś zupełnie nowego.

Pingwin przez lata figurował jako głowa przestępczego świata Gotham. Pławił się w luksusie, miał setki gangsterów pod sobą, dyktował zasady na ulicach Gotham. Przyszedł jednak dzień, w którym ktoś mu to odebrał. Pingwin został z niczym, dosłownie szurał mordą po ulicy. Akcja komiksu zaczyna się ileś tygodni/miesięcy po tym dniu. Oswald chce odzyskać utracone imperium. Nie będzie miał z górki, ponieważ został z niczym. Przepraszam, małe sprostowanie... w jednej kieszeni ma $5, w drugiej mały pistolet z jednym nabojem.

Historia jest podróżą Oswala pod Gotham. Odwiedza dane kontakty, aby na nowo zebrać siły i staną do gangsterskiej potyczki o swoją własność. Nie przychodzi mu to jednak łatwo. Osoby są do niego nieprzychylnie nastawione, ponieważ on latami ich nie szanował. W tym miejscu jest mocny nacisk na relacje Pingwina z nimi, które rozwijają się w trakcie historii. Każda zmiana wpływa na charakter Pingwina i jego otoczenia, co najlepiej podsumowała ostatnia strona pokazującego nieco innego Oswalda niż zazwyczaj - niezależnie od wyniku jego starań. Warto tu zaznaczyć, że wprowadzone jednostki do historii są wyraziste i nie ulatniają się z pamięci po odstawieniu komiksu na półkę.

Komiks pławi się w klimatach gangsterskich. Na pierwszych stronach widzimy brudną stronę Gotham za kadencji nowej mafijnej szyjki. Zbrukane Gotham, ponieważ na przedmieściach nie ma już zasad wprowadzonych przez Oswalda. Podróż Pingwina opiera się na jednostkach, które wcześniej stanowiły fundamenty jego świata zatem mamy okazję, aby poznać te struktury i relacje biznesowe.

Akcji w komiksie jest mało. Raptem dwa do góra trzech momentów zobrazowanych na małej ilości kadrów. Jednak ich ulokowania jest na tyle dobre fabularnie, że nie odczuwamy przegadania całości. Choć historia rozmowami stoi to są to sprawnie napisane dialogi urzekające swoją treścią, które budzą zaciekawienie niż znużenie.

W komiksie pojawia się Montoya i Batman. Dziwne, aby ich nie było, skoro Gacek pojawia się w każdej odsłonie. Ich obecność jest czysto symboliczna. Pojawiają się w wybranych momentach swoją obecnością tylko nadającej ważności danej akcji. Z wyjątkiem Batmana, który bliżej końcówki ma bezpośrednią rozmowę z Oswaldem. Starcie dwóch punktów widzenia jednej sytuacji, gdzie jeden drugiemu próbuje przegadać. Słowne starcie wygra surowa prawda wpływające na stanowisko drugiego.

John Ridley, scenarzysta kojarzony głównie z komiksów o czarnoskórym Batmanie wprowadzonym za "Future State" i dalej prowadzony, postawił na prostą historie tętniącej gangsterskim klimatem. Prosta historia w bezpieczny sposób czerpała z Gothamskiego lore nie robiąc tutaj Bóg wie jakich wygibasów. Przeciwnie do poprzednich odsłon, gdzie historia o Riddlerze ukazała głównego bohatera w mroczniejszej odsłonie, a Batmana postępującego w dosyć kontrowersyjny sposób. Historia o Pingwingnie jest na tyle bezpieczna, że spokojnie można ją wpisać w kanon i nie zaburzy go w żadnym momencie - wręcz go wzbogaci.

Uważam, że komiks sprawdza się jako forma motywatora. Pingwin stracił wszystko, jednak nie poddał się. Mimo beznadziejnej sytuacji i szalonych pomysłów próbuje odzyskać dawne życie. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu był w dołku, z którego nie miał wyjścia. Komiksowa przygoda Pingwina pokazuje, że nawet w sytuacji bez wyjścia są kierunki na lepsze jutro. Nieważne czy osiągniemy cel. Liczy się sama próba. Próba, którą podjął Pingwin.

Bałem się po cyklu, że co historie będziemy mieć motywy z "Zabójczy Żart". Historia o Pingwinie pokazała, że można podejść do tematu na inny sposób. Oby pozostali scenarzyści kontynuowali zabawę motywem, ponieważ może wyjść z tego coś dobrego. "One bad Day: Penguin" jest mocnym kandydatem do TOP1, który będę polecał nie tylko zainteresowanym cyklem, ale przede wszystkim fanom tej postaci poszukujących dobry komiksów o nim. Komiks nie tylko sprawdza się jako gangsterska opowiastka z morałem, ale wyciągająca esencję postaci Pingwina - właśnie tu jest twardym, ambitnym i zdeterminowanym gościem, który ma jasno określony cel i zrobi wszystko, aby go osiągnąć i udowodnić coś innym. Polecam, mało który komiks wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie jak ten.

Offline Chmielu

Odp: Batman
« Odpowiedź #2981 dnia: Pn, 31 Październik 2022, 14:54:00 »
Dziś luźne nawiązanie do Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego. W klimacie poniekąd, o czym dalej. Jak dla mnie scenopisarstwo Douga Moencha jest moenchące. Jest on klasycznym przedstawicielem tzw. "purple prose" czyli - kolokwialnie rzec biorąc - kwiecistego pisania z tyloma niepotrzebnymi ozdobnikami nasuwającym czytelnikowi przypuszczenie, że piszący zjeżdża na ręcznym nad tym co napisał - takie to jest "pińkne". W narracji komiksowej robi to szczególnie złe wrażenie. Jednakże nawet Moenchowi udało się napisać kilka fajnych rzeczy (w tym jedną ocierającą się o wielkość czyli "Prey" z "Legends of the Dark Knight"). O jednej z tych fajnych słów kilka.

Z półki Chmiela - odc. 7 (okolicznościowy)

W schyłkowym semicowym okresie panowie Rustecki i Wróblewski zdążyli przedstawić polskim czytelnikom kilka zeszytów batmanowskiego "runu" tandemu Moench/Jones. Duet zaczął współpracę od elseworldowego "Batman/Dracula: Red rain", potem było elseworldowe fantasy "Batman/Dark Joker: The Wild" i w końcu powierzono im poprowadzenie serii "Batman". Trzeba przyznać, że Moench całkiem udanie stworzył ciąg historii specjalnie pod styl Kelley Jonesa - styl silnie inspirowany filmowymi horrorami lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku.
Zeszyty 540 i 541 zawierają opowieść o spotkaniu Mrocznego z The Spectre [czyli spersonifikowanym gniewem Stwórcy bezlitośnie karzącym morderców (oczywiście w metafizycznym "spandeksowym" kostiumie i oczywiście nie Jokera lub innych dochodowych popierdoleńców z inwentarza DC)]. W każdym razie, Batman i Jim Corrigan (ziemskie wcielenie The Spectre) prowadzą niezależne śledztwa w sprawie podpalenia i zabójstw, a wynikiem jednego z nich będzie to, że Nietoperz znajdzie się na celowniku nadnaturalnej istoty.
Głupie? Jak nie jak tak. Dlaczego więc zamoencham Was tym postem? ;) Otóż dla końcówki całej opowieści, w której po tradycyjnej przepychance dwóch bohaterów, a następnie wymuszonym team-up'ie, Bats i The Spectre rozmawiają. A rozmawiają o Bogu, Raju, Piekle i o tym gdzie trafili Martha i Thomas Wayne. Jest to jeden z naprawdę niewielu komiksów [choć mamy to w "B: The Animated Series" Bruce'a Timma, w genialnym odcinku "It's never too late"], w którym poruszona jest kwestia wiary Bruce'a Wayne'a, faceta o bardzo ścisłym, logicznym umyśle. Czy taki człowiek, który zawsze polega na sobie, zawsze jest dziesięć kroków przed innymi, może w ogóle wierzyć w Boga? A jeśli już pozostaje sceptykiem, czy jednak nie chce - wbrew sobie - szukać nadziei dla najbliższych w tym co jest poza ludzkim pojęciem? Batman chyba tak - przynajmniej według Moencha. Tyle luźnych komiksowych nawiązań do przemyśleń wielu z nas z 1 i 2 listopada.   
A co poza tym na plus? Wprowadzenie postaci Vesper Fairchild (którą Greg Rucka zabije kilka lat później ;D) i jej całkiem zabawny w dialogach flirt z Waynem.   
Co do Kelley Jonesa? Jak zwykle na wypasie. Jasnym jest, że ten facet za cholerę nie potrafi dobrze rysować, a jednak na jego ilustracje można gapić się i gapić. Ta peleryna żyjąca własnym życiem, te gadżety z antenkami, no i Bats w wersji nocnej zmory - może głupie i bez sensu, ale klimatycznie po całości i zawsze gęsto od mrocznej atmosfery. Wszystko oczywiście poinkowane z dużymi ilościami wszechobecnej czerni przez Johna Beatty.
Na zakończenie dwie łyżeczki ksylitolu na twórczość Moencha. Zamula narracyjnie, ale dzięki niemu mamy Harveya Bullocka, patologa Mortimera Gunta (z wisielczym humorem i hamburgerem podczas sekcji) i "Prey". I to chyba wystarczy, c-nie?
To nie pandemia, to test IQ.

"Żadna ilość dowodów nigdy nie przekona idioty" /
„Łatwiej jest oszukać ludzi niż przekonać ich, że zostali oszukani” Mark Twain

Offline 79ers

Odp: Batman
« Odpowiedź #2982 dnia: Pn, 31 Październik 2022, 19:26:58 »

Offline Kadet

Odp: Batman
« Odpowiedź #2983 dnia: Pn, 31 Październik 2022, 19:40:59 »
Ładna grafika. Ale duży przeskok między 1966 a 1986. Ja bym np. dodał Adamsa.
Proszę o wsparcie i/lub udostępnienie zbiórki dla dziewczynki z guzem mózgu: https://www.siepomaga.pl/lenka-wojnar - PILNE!

Dzięki!

Offline Kyms

Odp: Batman
« Odpowiedź #2984 dnia: Pt, 04 Listopad 2022, 10:26:39 »
Riddler - Year One #1 czyli komiksowy prequel filmu "The Batman" ukazujący genezę Riddlera.

Nie jest to historia kładąca nacisk na zwroty akcji czy dynamikę. Jest to na pozór spokojna psychodeliczna historia przedstawiająca profil wycofanej postaci z problemami psychologicznymi na podłożu własnej tożsamości. Odtwórca roli przeszedł samego siebie i sprezentował mocny autoportret odgrywanej przez niego postaci, który niesie dosyć współczesny wydźwięk z łatwym utożsamieniem się po stronie czytelnika. Duża w tym zasługa przeniesie na papier klimaty i poziomu realistyki cechującej film.

Wydźwięk psychologiczny gra również po stronie wizualnej. Całość przedstawiona jest malowniczymi rozwiązaniami, co wygląda nie tylko fenomenalnie, ale i nadbiera poważniejszego wydźwięku, momentami wręcz traumatycznymi. Do tego mamy mnóstwo ujęć wprost z filmu, a epizodyczne przenoszenie czerwonej stylistyki wypada kapitalnie i umacnia momenty, które powinny mieć symboliczny wydźwięk.

"Riddler - Year #1" jest ciężkim komiksem w odbiorze. Łatwo się na nim przejechać, jeżeli ktokolwiek podszedł nastawiając się na zwartą akcję lub coś lżejszego. Historia jest przytłaczająca w wielu miejscach - odbieram to na plus, ponieważ dokładnie tego spodziewałem się po komiksie nastawiony na psychologiczną przejażdżkę. Komiks na długo zostaje w głowie, a po nim rośnie współczucie skierowane w stronę głównego bohatera mając w pamięci jak on skończy. Jestem przekonany, że nie będzie to tylko geneza złola z Gotham, ale przede wszystkim mocna psychodeliczna opowieść przedstawiająca współczesne problemy społeczeństwa (a przynajmniej części z nich).