Już na pierwszy rzut oka widać było, że ostatni tom trylogii (bo "Ostatnią krucjatę" i "Złote dziecko" możemy chyba uznać za dodatki) będzie się znacząco różnić od poprzednich części. Po raz pierwszy Miller zszedł tylko do roli scenarzysty (w dodatku pisze wspólnie z Brianem Azzarello), a za rysunki odpowiedzialny jest Andy Kubert (przynajmniej w głównej serii - o tym za chwilę). Objętościowo ten komiks wypada najbardziej okazale w serii - na całość składa się 9 podstawowych zeszytów autorstwa zespołu Miller-Azzarello-Kubert oraz drugie tyle krótszych uzupełniających historii. Te pisane są cały czas przez ten sam skład, ale ilustrowane już w większości przez samego Millera i kilku gościnnych rysowników.
Faktem jest, że ta część podobała mi się najmniej - nie jest żyjącą klasyką i nie zapada tak w pamięć jak "Powrót Mrocznego Rycerza", ani nie była na tyle oryginalna i kontrowersyjna, by wzbudzić takie emocje, co "Mroczny Rycerz kontratakuje". Natomiast nie uważam "Rasy panów" za komiks zły. Powiedziałbym, że to zdecydowanie solidne superhero. Zasadniczo broni się w warstwie fabularnej, sprawdza się jako składna kontynuacja i sporo tu motywów, które działają (duża część scen z Amazonkami czy Supermanem), całość opiera się na ciekawym pomyśle, a postacie stanowiące źródło zagrożenia to przyzwoici antagoniści. No i jak przystało na zwieńczenie trylogii, historia jest rozpisana na większą skalę, ma dużo akcji i więcej epickich momentów, ale kiedy trzeba, to fabuła angażuje i emocjonuje (chociażby cały finał), w większości dobrze wykorzystuje postacie i oddaje im należyty szacunek. Są co prawda pewne fragmenty, które wydały mi się nieco dziwne i nie do końca mnie przekonały, ale tak patrząc na to, co już potrafiło się dziać w tej serii, chyba żadne rozwiązania nie powinny dziwić. W generalnym rozrachunku całość utrzymuje solidny poziom, jest dynamicznie napisana i bardziej współczesna niż poprzednie odsłony, zapewne też wielu osobom może spodobać się dużo bardziej niż odważniejszy poprzednik.
Jestem też zdania, że DK3 ciekawie wypada pod względem graficznym. Rysunki Kuberta znacząco różnią się od grafik znanych z poprzednich odsłon cyklu - wizualnie komiks wypada dużo bardziej nowocześnie, jednak w jego kresce widać wiele nawiązań do stylu Millera, zarówno w sposobie rysowania niektórych postaci, kadrowaniu czy choreografii bohaterów. Dzięki temu zabiegowi udało się utrzymać tego samego ducha. Nie spodobał mi się projekt zbroi Supermana, uważam że dużo lepiej wyglądały concept-arty dołączone na końcu tomu - finalna wersja wygląda wg mnie słabo i nie daje rady w porównaniu do analogicznego stroju Batmana. Bardzo dobrze wypadają za to okładki poszczególnych zeszytów, a już zwłaszcza te, które Kubert tworzył przy bezpośrednim współudziale Millera - robią największe wrażenie i przypominają jego dobre rysunki ze starych czasów.
Pozytywnie zaskakują też dodatkowe zeszyty - trochę obawiałem się, że będą to raczej zapychacze, podczas gdy fabularnie są naprawdę fajne i zawierają w sobie sporo elementów rozbudowujących historię, relacje bohaterów czy przedstawionego świata. Szkoda tylko, że jeśli chodzi o rysunki jest mocno różnie. W większości za grafikę odpowiada w nich sam Miller, którego kreska jest bardzo nierówna i raz wygląda lepiej (zwłaszcza wtedy, gdy tuszuje go Klaus Janson), raz gorzej, jednak większość czasu najwyżej średnio, a momentami kompletnie odpychająco. W tworzeniu tych dodatków wzięło też udział dwóch innych rysowników - John Romita Jr., którego udział pozostaje raczej niezauważalny (zrobił okładkę i coś tam przygotował w zeszycie rysowanym przez Millera), oraz Eduardo Risso, który narysował jeden odcinek i wypada akurat bardzo dobrze - przedstawił pewną wariację postaci Millera, co dało fajny efekt. Zamiast niektórych bohomazów Millera (zwłaszcza Batgirl w jego wykonaniu mnie razi - a piszę to jako sympatyk jego twórczości) wolałbym chyba więcej różnorodności - albo zaangażowania większej ilości rysowników, żeby te historie były wizualnie oryginalniejsze, albo przynajmniej większego udziału Risso i Romity (np. po 3 zeszyty dla każdego autora).
Obawiałem się, że będzie czuć spadek formy i tak faktycznie jest, trochę też brakuje czegoś, co mogłoby jakoś szczególniej wyróżnić "Rasę panów" na tle innych komiksów. Nie będzie z tego żadna klasyka, a tylko i aż porządna superbohaterska historia - jednak biorąc pod uwagę, czym ten tytuł faktycznie jest, finalny efekt okazał się dla mnie na tyle zadowalający, że moje ogólne odczucia po lekturze pozostają w większości pozytywne i bez wstydu stawiam ten tom na półce obok dwóch poprzednich.