Polubienia

Przejrzyj stronę ulubionych postów oraz otrzymanych polubień za posty użytkownika.


Polubione

Strony: 1 [2] 3 4 ... 18
Wiadomości Liczba polubień
Odp: Egmont 2019 Panowie, naprawdę mam dużo cierpliwości, ale zaczynacie przesadzać. Jak nie potraficie na dłuższą metę dyskutować bez osobistych wycieczek, to przenieście się na PW, bo większość osób nie ma ochoty czytać co chwilę słownych przepychanek niezwiązanych z tematem.
Wt, 07 Maj 2019, 18:59:27
1
Odp: Egmont.pl Dlatego przy takich promocjach powinien pojawić się komunikat, że czas wysyłki może zostać wydłużony. Wtedy pakujący nie muszą wypruwać żył aby Jaś i Małgosia mieli komiksy w domu w 48 h, wtedy Panie z boku nie będą musiały pić hektolitrów kawy i z czerwonymi policzkami odpisywać na mejle bo się pali...

To wyprzedaż. -60%. Komiksy zostały wydane kilka lat temu, kto pilnie musiał je mieć - już je ma.

Także czas takich wysyłek nawet jakby trwał 4-5 dni to w moim odczuciu większość klientów przyjęłaby to ze zrozumieniem.

Pn, 13 Maj 2019, 20:02:26
1
Odp: Jakie komiksy powinny czytać dzieci?
W kontekście całej dyskusji o piśmie z Marvelem dla dzieci, i tego co napisał misiokles, serio odczytałeś to jako "dobrze wychowasz dzieci, bazując wyłącznie na tym, co można znaleźć w każdym kiosku"?  ::)

Mam wrażenie, że całkiem sporo część osób nie ma pojęcia o ofercie Egmontu dla dzieci :) Stąd dziwię się, skąd wziął się atak na to wydawnictwo, że chce poszerzyć rynek swoich usług!

Nd, 26 Maj 2019, 10:19:17
1
Odp: Nowe, ciekawe warianty okładkowe komiksów AMAZING SPIDER-MAN #24 BROOKS MARVELS 25TH TRIBUTE VAR

Cz, 30 Maj 2019, 12:56:29
1
Odp: Scream Comics Nie wiem czy roble broni czyjegoś dobrego imienia, ale ja bym apelował o obronę zdrowego rozsądku, bo gdzieś tu się zagubił.
Cz, 06 Czerwiec 2019, 17:18:15
1
Odp: Nowe, ciekawe warianty okładkowe komiksów A kto jest autorem? Kirkham? Lee?

A tu Catwoman #15


So, 15 Czerwiec 2019, 08:46:52
1
Odp: Bo chodzi o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów - sezon drugi   Uff, udało się rzutem na taśmę. Podsumowanie miesiąca maj. Po rozpoczęciu DC Rebirth w Polsce postanowiłem kupować 3 serie z tej linii (identyczne założenie miałem przy Marvel Now i tam również się to nie sprawdziło). Pierwszą miało być coś z dwójki Batman-Superman w zależności od tego co będzie lepsze (przeczytałem jedynki jednego i drugiego i ani to, ani to mi się nie spodobało, ostatecznie wybrałem Batmana), drugą coś z trójki Nighwing, Green Lantern, Aquaman a trzeci tytuł zostawiłem w odwodzie na coś co będzie zbierało wyjątkowo pozytywne recenzje. Stety/niestety z powodu tych wszystkich promocji na merlinach i ravelach nakupowałem tych komiksów w opór i wychodzi na to, że na dobrą sprawę w chwili obecnej kupuje chyba większość serii, tyle że dotychczas nic jeszcze z tego nie przeczytałem. Dlatego w tym miesiącu w nieco innej formie, na fali ostatnich oburzeń w związku z planami anulowania niektórych tytułów z DC Rebirth przez Egmont, postanowiłem sprawdzić czy jest o co kopie kruszyć, czy historie są zrozumiałe dla nowego czytelnika i w jakim momencie zostaną przerwane, dlatego liczba moich lektur ograniczyła się wyłącznie do trzech serii oraz kolekcji Conan. Z tego powodu podsumowanie zawarte będzie w jednym punkcie:


1. Zaskoczenie na plus:

   "Aquaman" - Dan Abnett, Philippe Briones, Bradley Walker i kilku innych. Miękki start i pierwszy solowy występ tej prominentnej jakby nie patrzeć postaci dla DC w naszym kraju. W pierwszym tomie pt. "Utonięcie" dowiadujemy się, że Aquaman nie gada z rybami (to chyba jakiś retcon przecież wszyscy wiedzą, że z nimi gada) a później że Atlantyda mająca dosyć napięte stosunki z powierzchniowym światem a zwłaszcza z USA (w końcu leży najbliżej USA, tak jak i Szangri-La, El Dorado, Thule i inne ukryte krainy) otwiera w tymże USA swoją ambasadę. Wielką ceremonię otwarcia prowadzoną przez Artura Curry i jego narzeczoną Merę zepsuje zamach przeprowadzony przez Czarną Mantę, którego natychmiast da się zidentyfikować jako nemesis głównego bohatera. Po standardowym łubudubu z niemilcem, Aquaman odwoła się w końcu do resztek jego sumienia i doprowadzi do wyprowadzenia w kajdankach. Ogólnie całość dosyć mocno kręci się wokół polityki i szczerze mówiąc to dosyć odświeżające zdaje się dla komiksu superbohaterskiego. Przez tajną organizację spiskowców, którzy określają się oczywiście idiotycznym akronimem (N.E.M.O.) nad którą przejmie kontrolę Manta, który w przeciągu 20 stron właściwie nie wiadomo z jakiego powodu znowu stał się zły bo jest zły i wrócił do swojej postawy całkowicie czarnego charakteru (dosłownie), zostanie zatopiony amerykański niszczyciel i podrzucone dowody wskazujące na Atlantydów, dojdzie do słownych próśb i gróźb, akcji odwetowych i świat stanie po raz kolejny na skraju wojny czyli nic czego byśmy nie znali z telewizji. W tomie drugim "Nadpływa Czarna Manta" dostajemy dalszą porcję przepychanek USA i Atlantydy, pojedynek z podwodnym Chewbaccą a członkowie N.E.M.O w końcu pokażą swoje paskudne ryje i dojdzie do ostatecznej konfrontacji z nimi. Sporo więcej czasu dostanie Mera, która uda się na zlot jakichś podwodnych czarownic prosić je o przepowiednię i zgodę na poślubienie króla Atlantydy, której zresztą nie otrzyma (przyglądając się jej charakterkowi nie byłem jakoś szczególnie zszokowany). W tomie trzecim "Korona Atlantydy" Artur pomaga odbudować zniszczone rodzinne miasteczko Amensty Bay i cieszy się zasłużoną sławą gościa dzięki któremu nie wybuchłą wojna oraz jednego z najpopularniejszych członków Ligi Sprawiedliwości i zostanie mentalnie zaatakowany przez jakiegoś chińskiego wojskowego cyborga na dodatek dezertera, mocno średnia ta historyjka powiedziałbym nawet, że kiepska ale widać miała tylko na celu wprowadzenie nowej postaci i może z tego wątku jeszcze coś ciekawego wyjdzie. Za to druga jest naprawdę dobra wpadająca nieco w klimaty Obcego (bardziej któregoś z jego tanich podróbek w stylu X-tro czy Gatunku) w której Aquaman wraz ze swoimi byłymi przeciwnikami Aquamerines (ludzie, co potrafią się zmieniać w różne rybostwory) na prośbę rządu USA wybierze się dowiedzieć co się stało w tajnym podwodnym laboratorium z którym utracono kontakt. Jak kto lubi historie w stylu komu pierwszemu potwór odgryzie głowę będzie kontent, jest to nieco kiczowate jak cały zresztą tytuł, ale czyta się naprawdę fajnie a niektóre akcje jak na standardy komiksu superhero wydają się dosyć ostre. W końcowej części tomu dowiemy się, że Artur śmiertelnych przeciwników politycznych posiada nie tylko wśród "powierzchniowców" ale i we własnym pałacu, aha o ile dobrze pamiętam w tym tomie bohater dostanie erratę retconu  i stwierdzi, że on w sumie jednak gada z rybami. Oprawa graficzna jest ok i to właściwie wszystko co o niej można powiedzieć, rysunki w stylu "Jim Lee wannabe" z nieco uładzonymi mniej kwadratowymi a bardziej kreskówkowymi twarzami. Na wspomnienie zasługuje kolorowanie, album jest pełen tych kolorów w dosyć ostrych tonacjach. Niebo i morze są niebieściutkie, Green Lantern zielony jak wiosenna trawa a włosy Mery tak płomiennorude, że aż oślepiają, spore nasycenie barw jest widoczne. Sprawia to, że całość jest dosyć przyjemna dla oka i wprawia w optymistyczny nastrój, na uwagę zasługuje to, że pomimo kilku rysowników są oni dosyć podobni stylowo co nie wprowadza niepotrzebnego chaosu. Będę szczery mi się podobało wątki polityczne stanowiące główną oś fabularną są napisane znośnie , poboczne całkiem ciekawe, główny bohater i postacie pierwszo- i drugoplanowe budzą sympatię a villaini są odpowiednio groźni. Wiadomo jest sporo uproszczeń, czasami naginana jest logika i sens, ale na poziomie komiksu całkowicie rozrywkowego na akceptowalnym poziomie. Aha byłbym zapomniał, czy komiks kończy się w odpowiednim momencie? Absolutnie NIE, owszem zakończenie 3 tomu zamyka pewien rozdział i jest wyraźnym punktem wyjściowym dla kolejnego story-arcu, ale to jest mniej więcej ta sama sytuacja w której Gwiezdne Wojny kończyłyby się na Imperium Kontratakuje, Egmont koniecznie powinien pociągnąć dalej całość. Średnia ocena 3 tomów 7/10.



   "Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni" - Robert Venditti, Ethan Van Sciver, Rafa Sandoval, Jordi Tarragona. Na temat tego tytułu sporo się naczytałem, że ma strasznie wysoki próg wejścia dla nowego czytelnika, średnio się tym przejąłem szczerze mówiąc, bo raz sporo komiksiarzy ma tendencje do dramatyzowania, dwa koniec końców fabuła i tak sprowadzi się w końcu do walenia po mordach i jak zwykle (he he) miałem rację. Moja znajomość Zielonych Latarni zatrzymała się praktycznie na czasach tm-semic na tych kilkunastu zeszytach i kilku numerach oryginalnej serii Guy Gardner jakie wtedy wpadły mi przypadkiem w ręce i nie miałem żadnego problemu z rozpoczęciem od egmontowej jedynki. Trzeba na starcie zaakceptować dwa fakty: nr. 1 Zieloni zniknęli ze wszechświata i właśnie wrócili nr. 2 Latarnie nie są już tylko zielone, ale jest ich kilka kolorów. No dobra z tymi kolorami to mi się już gdzieś tam wcześniej obiło o uszy, szczerze mówiąc uważałem to jako jakiś dziwny, niepotrzebny pomysł ludzi, którzy nie wiedzieli już co z serią robić, ale tak w czasie lektury stwierdziłem że to całkiem fajnie im wyszło pasuje bez problemu do Uniwersum. Na początku pierwszego tomu otrzymujemy co prawda krótki wstęp, ale może lepiej zamiast przypominania historii Abin Sura lepiej byłoby napisać co się działo z Zielonymi Latarniami albo jak powstały inne kolory pierścieni. W każdym razie powrócili wszyscy trzej znani mi ze starych czasów Latarnicy i z przyjemnością stwierdzam, że to dalej postacie które znałem i lubiłem Hal to dalej cwaniakujący i narwany pilot (ten się wogóle nie zmienił, szczerze mówiąc pogubiony jestem w tych wszystkich restartach czy po tym wszystkim co przeszedł nie powinien być jednak cokolwiek inny?), John Stewart to dalej typ ostrożnego i rozsądnego a jednocześnie stanowczego lidera (aczkolwiek pozwala sobie na chyba nieco większy luz niż kiedyś a czasami nawet na odrobinę złośliwości), najdłuższą drogę przebył zdaje się Guy Gardner stracił zdecydowanie na swojej dupkowatości i stał się bardziej odpowiedzialny i świadomy swojej pozycji i możliwości, natomiast cały czas jest to ten znany i kochany rudowłosy Irlandczyk z głębokim wewnętrznym przekonaniem, że bezmózga przemoc jest w stanie rozwiązać 99% problemów świata. Jedyną większą zmianą jaką zauważyłem jest sposób działania pierścieni kiedyś zdaje się te fantomy, które z nich powstawały miały tylko wygląd taki jaki życzył sobie właściciel pierścienia a fizycznie sprawiały wrażenie jakiegoś niekreślonego skupiska materii/ernergii?. Teraz wygląda na to, że przejmują również całkowite cechy danej rzeczy, np mikroskop stworzony z zielonej energii faktycznie działa jako mikroskop a Hal lecąc fantomowym samolotem korzysta z radaru i systemu namierzania, czyli spory boost dla bohaterów.  Fabuła leci dwutorowo bohaterem jednej  jest ostatnia Zielona Latarnia Hal Jordan a drugiej zdziesiątkowany korpus pod dowództwem Johna Stewarta drogi ich oczywiście będą się krzyżować, ale Hal będzie raczej wysyłany w samotne misje.W tomie pierwszym "Prawo Sinestro" dotychczas pilnujący porządku w kosmosie Żółty Korpus władający pierścieniami strachu ponownie przejdzie na stronę zła pod wpływem swojego dowódcy Sinestro, który po wchłonięciu Parallaxa odzyskał dawny wigor i maniakalne zapędy, okazuje się jednak że nie do końca wszystkim żółtym ta wolta się podoba a pierwszą wśród nich będzie Soranik córka Sinestro. Czym to się skończy nie trzeba mówić, w końcu gatunek ma swoje wymagania. W drugim tomie "Światło w butelce" po przejściu Sinestro w inny stan istnienia i podczas chwilowej nieobecności Hala Zieloni wraz z garstką Żółtych która do nich przystała na żywej planecie, która jest również Green Lanternem (fajny pomysł, ma wielką latarnię na "równiku"!!!) buduje swój nowy posterunek, gdy nadchodzi sygnał SOS z planety Tomara-Re (to ten rybo-papug wygląda na to, że nie żyje a jego obowiązki przejął syn Tomar-Tu) zaatakowanej przez kosmiczną rozgwiazdę Starro, która okaże się tylko wabikiem na latarników a głównym zagrożeniem okaże się Brainiac i stojący za nim Larfleeze przedstawiciel korpusu pomarańczowego władającego chciwością (Korpus składa się wyłącznie z jednego latarnika, jest on tak chciwy mocy, że z nikim się nią nie podzieli - kolejny świetny pomysł!!! Ogólnie sporo takich fajnych patentów w tej serii zauważyłem, jako pachołków używa on zdaje się duchów istot, które zabił których wypuszcza jako kolejnych latarników w razie potrzeby), w międzyczasie pojawi się Kyle Rayner latarnik tak zajebiaszczy, że włada wszystkimi kolorami i jest biały. Dostanie on zadanie sprowadzenia z powrotem Jordana do naszego (robocza nazwa) wszechświata. W tomie trzecim "Poszukiwanie Nadziei" Hal i Kyle dostaną zadanie uratowania ostatniego niebieskiego strażnika panującego nad nadzieją Saint Walkera i podczas tej operacji Rayner straci swoje moce i dołączy znowu do korpusu zielonego. W tym czasie reszta korpusu zabierze się wreszcie za żółty korpus rozpędzony na cztery strony świata w tomie pierwszym i zacznie wyłapywać jednego po drugim składając każdemu propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia (nie muszę wspominać, że Guyowi trafi się jego własny odpowiednik i tym jak to się zakończy?). Od tego momentu latarnicy mają latać na patrole w parach jeden zielony, jeden żółty jak w najklasyczniejszych filmach policyjnych. Głównym zagrożeniem okaże się przybysz z przyszłości ścigający Ripa Huntera i mający wyraźny żal do Latarni. Do tomu czwartego "Rozłam" mam największe wątpliwości z jednej strony sprawa morderstwa dokonana przez jednego z Green Lanternów stanowi obiecujący wątek, kończąca komiks historyjka o Nowych Bogach z uciekającym biegaczem i kampowymi pomysłami w stylu wyrywania sobie w serc stanowiąca 1:1 odzwierciedlenie tego co jest w Thorze jest całkiem fajna. Natomiast nie bardzo kupuję sam pomysł tytułowego rozłamu, raz że następuje to chyba zbyt szybko - nie zdążyli się wszyscy jeszcze pogodzić a już się pokłócili, dwa motywy też są jakieś takie trochę dziwaczne - rozumiem że morderstwo mogło wzbudzić pewne emocje, ale raz dla gości od strachu to raczej nie pierwszyzna, dwa obiecany został proces w którym też będą brali udział. Zachowanie Soranik też jest dosyć dziwne, jakoś jej wcześniejsze występy ukazywały inny typ osobowości. Ja rozumiem, że kobieta zmienną jest, ale tutaj chyba do przesady. Dziwaczne jest zachowanie Johna Stewarta, który podejmuje najgłupszą i najbardziej niewłaściwą decyzję z możliwych a kilkanaście stron dalej i tak robi tak jak powinien, przemyślał sprawę gdzieś po drodze? Nic na to nie wskazuje. Kyle właściwie nie wiadomo po co sprowadził zwłoki na planetę (chyba po to aby dać casus belli). W momencie gdy Soranik zabiera żółty korpus z planety i to jeszcze się odgraża, że napełni cały kosmos strachem jak jej ojciec (w skrócie będą palić, gwałcić i rabować w dowolnej kolejności) to Stewart stwierdza, w porządku pa, pa. Na plusik to, że nie wszystkim żółtym latarnikom podoba się decyzja o powrocie do starych porządków a część jawnie porzuca pierścienie i przyjmuje nowe-zielone. Jednym słowem całość sprawia wrażenie nie opowieści z której czyny popełniane w teraźniejszości wpływają na przyszłość, a kolejne wydarzenia wypływają jasno z poprzednich, ale wygląda jakby autor nałożył sobie sztywne ramy fabularne i naginał do nich wydarzenia, nie bardzo też przypadła mi do gustu postać Kyle Raynera jakoś ciężko uwierzyć, że to taki potężny latarnik. Za rysunki odpowiada z reguły dwóch artystów "głównym" jest Van Sciever wspomaga go Sandoval i nie można powiedzieć, że rysunki powalają na glebę raczej wręcz odwrotnie, to stany średnie i to momentami niższe, obydwaj panowie mają często problemy z anatomią a ich tła nie grzeszą nadmiarem szczegółów. Tam gdzie swoje pędzle maczają (bez dwuznaczności) Sandoval i Tarragona całość wygląda jakby przyjemniej dla oka, ale są jakieś takie generyczne, Van Scievera myślę że rozpoznam następnym razem. Pochwalić można za to w obydwu przypadkach sceny akcji - są dosyć dynamiczne i dobrze się je przegląda a także projekty obcych. A jeszcze bardziej pochwalić można to, że wszyscy rysownicy prezentują podobne style i nie dostaniemy żadnego oczopląsu przerzucając zeszyty. Jednym słowem w komiksie, który nie próbuje uchodzić za coś więcej niż akcyjniak w kosmosie poziom grafiki jest do zaakceptowania. Całość nie to że jakaś rewelacyjna jest, ale mi się to czytało całkiem dobrze, mam natomiast jeden problem z tymi pierścieniami. Chodzi o zasadę ich działania, skoro swoją siłę czerpią z emocji (wszystko na to wskazuje skoro zielone pierścienie wyszukiwały najodważniejszych to tak na zdrowy rozsądek analogicznie żółte powinny szukać najstraszniejszych). To na jakiej podstawie trzyma się sojusz żółto-zielony? Tzn. przemiana wewnętrzna latarników, jest jak najbardziej ok, ale czy wtedy nie powinni oni tracić na mocy? No bo policjanci ratujący kosmiczne sierotki nie wzbudzają już chyba takiego strachu? Naturalniejszym sojusznikiem dla nich byliby chyba ci od gniewu? Te uczucie też nie jest zaliczane do pozytywnych, ale gniew może być też sprawiedliwy. Chyba z ciekawości poszukam w internecie. Czy Egmont przerywa w dobrym momencie? Nie bardzo, nie ma takiej tragedii jak w przypadku Aquamana, każdy tom stanowi osobną powieść, ale wątki wyraźnie będą ciągnięte dalej i jeszcze nie pojawiły zdaje się trzy kolory pierścieni, z chęcią bym o nich poczytał. Ocena zbiorcza 4 tomów 6+/10.




   "Nighwing" - Tim Seeley,Javier Fernandez, Marcus To, Chris Sotomayor. Nightwing - Dick Grayson postać raczej wszystkim znana więc nie ma co przedstawiać,pierwszy  skrzydłowy Batmana co poszedł na swoje. Pierwszy tom "Lepszy niż Batman" jest najzupełniej dobrym miejscem, aby zacząć lekturę tej serii, jest to początek nowego runu Seeleya i otwiera kolejny rozdział w życiu Dicka, otrzymujemy w nim informację, że poprzednio nasz bohater pracował jako tajny agent dla jakiejś organizacji wywiadowczej, ale postanowił zakończyć tę współpracę, wrócić na stare śmieci i właściwie więcej czytelnikowi do szczęścia niepotrzebne. Jak to zwykle się okazuje nie tak łatwo pozbyć się starych przyzwyczajeń i Nightwing po raz kolejny wchodzi w rolę Jamesa Bonda tym razem obierając za zadanie rozpracowanie od środka Parlamentu Sów. Jako partnera dostaje od w/w niejakiego Raptora, oprycha o podobnej charakterystyce co Batman, który nie dość że zna tożsamość obydwu bohaterów to jeszcze uporczywie twierdzi, że jest od Batmana lepszy (niezły kabareciarz) i nauczy Dicka wielu nowych sztuczek. Ogólnie rzecz biorąc relacja pomiędzy Nightwingiem a jego nowym mentorem stanowi kanwę tego tomu i jest napisana naprawdę dobrze, rażą nieco uproszczenia fabularne (Dick pozwalający Raptorowi na jakieś dziwne akcje - bo tak, dosyć dziwne zachowanie Barbary, która pojawia się chyba tylko, żeby przypomnieć że jest byłą dziewczyną bohatera), ale nie jest to w przypadku tego komiksu jakiś wielki grzech, koniec końców morderca z Trybunału okaże się postacią dosyć silnie związaną z przeszłością Dicka i zapewne powróci w kolejnych komisach co zresztą jest dobrym pomysłem, bo jego debiut wypadł całkiem udanie. W drugim tomie pt. "Bludhaven" za namową Supermana z innego wymiaru Nightwing po raz kolejny postanawia "iść na swoje" i wybiera jako miejsce swojego nowego startu tytułowe miasto, które ma ambicję stać się kolejnym Las Vegas znaczy się będzie w nim co robić. Tom ten w odróżnieniu od poprzedniego "szpiegowskiego" sensacyjniaka bardziej sięga w klimaty obyczajowo-delikatnie komediowe dotyczące ludzi (25-30 tyle mniej więcej na oko lat musi mieć bohater - szukanie mieszkania, pracy, pytania "i co teraz robić z życiem?" te klimaty), którzy właśnie kończą czasy pięknej beztroskiej młodości. Dick znajdzie pracę w pomocy społecznej, gdzie natknie się na grupę wsparcia dla 5-ligowych łotrów, którzy uciekli z Gotham i postanowili rozpocząć uczciwe życie (morderstwa ich członków, stanowią kanwę fabularną albumu). Dick pozna również dziewczynę swojego życia (raczej napewno nie) a wątek romansowy będzie najsłabszym elementem tego komiksu, oraz niechętną partnerką pyskatą i zarozumiałą panią detektyw. Fajnym motywem jest to, że Bludhaven natychmiast adoptuje naszego bohatera i dołączy do swojej kampanii reklamowej billboardy chwalące się tym, że mają nawet swojego własnego superbohatera. Tom trzeci "Nightwing musi umrzeć" to kolejny przeskok i tym razem dostajemy coś na kształt psychologicznego thrillera, do Bludhaven przybywa Damien Wayne z misją skopania Nightwingowi tyłka (powody ma raczej idiotyczne, ale sam dzieciak nie sprawia wrażenia normalnego więc ok), w tym czasie porwana zostanie dziewczyna Dicka - Shawn więc wszelki kłótnie zostaną odłożone na bok i dwójka bohaterów ruszy do Europy z pomocą dziewczynie. Tam zetkną się się z mrocznym odbiciem Graysona - Deathwingiem oraz jakąś podróbką Robina, którzy okażą się marionetkami szaleńca o pseudonimie Proferssor Pyg (skojarzenia z pewnym słynnym rzeźbiarzem wskazane), dotychczas myślałem, że  to postać z gry komputerowej a tu okazuje się że jednak z komiksu i jest całkiem fajna, niezbyt oczywiście oryginalna, ale mocno w batmanowym duchu. Tutaj mam trochę żalu do tego tomu, pod koniec historia robi się nieco nieczytelna, pojawia się jakiś oprych z doktorem w tytule taki wannabe Moriarty Doktor Hurt, włączają się jakieś retrospekcje i momentami miałem kłopot z określeniem o czym właściwie czytam. Po zakończeniu głównego dania w ramach deseru dostajemy bardzo sympatyczny zeszycik w stylu starych dobrych "buddy movie" w którym Nightwinga odwiedza Wally West i chłopaki postanawiają się nieco zabawić na mieście (z gadki odniosłem wrażenie że ma to być gruba impreza, ale Seeley przypomina sobie że pisze również dla młodych czytelników i kończy się na wodzie mineralnej, zostawieniu nowo poznanych dziewcząt w klubie [hmmmm] oraz wyprawie do kina), do pokonania dostaną podrzędnego łotrzyka, który skradł sprzęt dający mu w sumie poważne wątpliwości. Pod względem graficznym seria mocno przypadła mi do gustu, styl Fernandeza stanowi przyjemny dla oka i bardzo rozsądny kompromis pomiędzy realizmem a cartoonem a rysownik potrafi delikatnie zmieniać proporcje w zależności od tego co akurat ilustruje. Pomoga mu w tym nakładający kolory Sotomayor całość jest raczej kolorowa co ma zapewne zaznaczać odrębność komiksu od Batmana, ale tam gdzie trzeba jest zimno i ubogo w barwy. Na minus jak to często bywa w regularnych seriach częsty brak jakiegokolwiek tła, ale na tym cierpi najbardziej drugi tom, w trzecim jest już wyraźnie lepiej. Wielki plus za nawiązywanie momentami stylistyką do Norma Breyfogle. Także, naprawdę fajna pozycja  z budzącym natychmiastową sympatię bohaterem i dosyć ciekawymi postaciami drugoplanowym, dosyć fajne jest to, że otrzymujemy po równi perypetie Nightwinga jak i Dicka Graysona, toteż raczej nie da się znudzić a sam "protagonista" wyraźnie nie ma problemu z podwójną tożsamością i stara się cieszyć obydwoma żywotami jak tylko się da, przynajmniej pod tym względem jest lepszy niż Batman. Minusem całości jest podobnie to co w Halu Jordanie, że czasami czuć że autor nagina scenariusz do głównych założeń całej serii. Nic, da się to przecierpieć, ja dla tego komiksu również jestem na tak. Czy ewentualne zakończenie będzie w dobrym momencie? Nie mam pojęcia, miałem doczytać ostatni tom na biegu już w tym miesiącu i okazało się, że tak mieszałem w czerwcowym zamówieniu, że w którymś momencie Nightwing wyleciał z koszyka, a zorientowałem się dopiero jak otrzymałem maila z potwierdzeniem wysyłki. Niby każdy tom jest o czym innym, ale całość wyraźnie ma ciągłość w fabule, więc pewnie będzie szkoda. Ocena zbiorcza 3 tomów: 7/10 (z wirtualnym plusikiem).


   W podsumowaniu, trudno właściwie ocenić, która seria jest najlepsza. Tak na chłodno to najciekawszy artystycznie będzie "Nightwing", jest najciekawiej rysowany a Seeley zdecydowanie potrafi bawić się konwencją i wyraźnie czuć, że rozumie i lubi postać którą pisze. Abnett w swoim "Aquamanie" tworzy najbardziej spójną i co najważniejsze ciekawą historię, bez specjalnego naginania logiki wydarzeń. A "Hal Jordan" Vendittiego jest po prostu fajny i na dodatek eksploruje raczej nieczęsto pojawiający się u nas kosmos DC, chociaż po nim najmniej będę chyba płakał. Szczerze mówiąc jestem miło zaskoczony poziomem DC Rebirth, nie są to oczywiście komiksy, które postawi się pomiędzy Watchmen a Mausem, ale klasyczne superbohaterskie rozrywkowe historie, mające przypominać że superbohaterowie powinni być ...no...superbohaterscy. Mam nadzieję, że wszystkie trzy serie będą kontynuowane i jestem zdecydowany dalej je kupować. Smuci mnie, że DC się słabo sprzedaje i troszeczkę boję się, że po wejściu na jesień Uniwersum DC zostaniemy z Batmanem, Supermanem i Ligą, ale liczę że Egmont nie da plamy i rzuci jakieś tytułu z pobocza, które jak się okazuje niekoniecznie muszą być gorsze.


Nd, 30 Czerwiec 2019, 11:15:29
1
Damballa - kolekcja I ląduje tutaj wątek z moją kolekcją. Głównie znajdziecie tutaj superhero i to przede wszystkim z wydawnictwa Marvel, ale czasem trafi się tytuł z innego gatunku ;)
Zeszyty dopiero bwde katalogował, ale mam plan, żeby kiedyś Wam zaprezentować :)

Od tego się zaczęła moje przywiązanie do komiksu, Thorgal to pierwszy komiks, który zacząłem regularnie kolekcjonować:


A później poleciało ;)
















I moja ulubiona, zielona półka :D












































I na deser kolekcją filmów na blu-ray:

So, 13 Lipiec 2019, 11:52:56
1
Odp: Nowe, ciekawe warianty okładkowe komiksów
Serio? Podobają się Wam te gumowe, artgermowe lale?
Jasne! Chociaż wolałbym taką na żywo... ;)

So, 13 Lipiec 2019, 13:26:36
1
Odp: Nowe, ciekawe warianty okładkowe komiksów Dla fanów Artgerma :)

Cz, 01 Sierpień 2019, 10:44:55
1