Skończyłem ostatnio 3 gry:
Dead Space Remake (PS5): Po zawodzie jakim dla branżuni było Callisto Protocol i niedługo potem zachwytach nad Dead Space Remake spodziewałem się czegoś naprawdę świetnego, a tu moje odczucia okazały się nieco odwrotne. Już pierwsza scena fajnie pokazuje różnicę między tymi dwoma tytułami, oba zaczynają się bowiem przybyciem naszego bohatera do głównego miejsca wydarzeń, ale na chwilę przed lądowaniem coś idzie nie tak. W Callisto mamy całą efektowną sekwencję z poruszaniem się po statku gdy wszystko w koło efektownie się sypie, a w Dead Spejsie kilka dialogów ze statecznymi jak figury woskowe postaciami, gdzie zupełnie nie czuć rzekomego zagrożenia. Tylko na koniec z przodu jakaś babka, która podczas wypadku nie przemieściła się nawet o centymetr narzeka, że jakimś cudem skręciła kostkę.
I podobnie jest tu chyba ze wszystkimi dialogami, przeważnie są pokazywane w formie nagrania video lub jeśli wyjątkowo obserwujemy coś "na żywo" z za pleców Isaaca to prawie nigdy nie wchodzimy z tym w realną interakcję. Wszystko tu sprawia wrażenie jakby studio oszczędzało na zasobach i z góry planowało tak, by wymagało jak najmniej pracy. Taki remake na pół gwizdka. W animacjach wrogów, ich rekacjach na odstrzał i ciosy, tym jak swoimi wielkimi hitboxami blokują nam drogę, mimo że na ekranie widzimy miejsce gdzie spokojnie powinniśmy przejść bez szwanku też mocno czuć korzenie z X360, w tym złym znaczeniu. Są nawet sytuacje wprost jak z pierwszych Gearsów, gdy po zranieniu w nogę przez które nasza postać umiera Isaac rozpada się na kawałeczki pozostawiając sam korpus!
Słabe, ale przynajmniej śmieszne.
Ale czym Dead Space wygrywa to porównanie to na pewno miejsce wydarzeń, Ishimura jest bowiem dużo autentyczniejsza od więzienia Callisto i fajnie podzielona na pomieszczenia, które faktycznie powinny się na takim statku znajdować, zwiedzanie ich i obserwowanie całej działającej tam aparatury sprawia sporą frajdę. No i jesli nie blokuje tego akurat fabuła można się dowolnie cofać do wcześniej już odwiedzonych lokacji w poszukiwaniu różnych zasobów i ulepszeń, taki element metroidvanii co zawsze bardzo lubiłem. Arsenał też jest ciekawszy, prawie każda broń ma dwa różne tryby działania i ładnie pasuje do profesji naszego bohatera, bo większość naprawdę wygląda jak narzędzia, których na codzień używał inżynier, ale aby przeżyć musiał je przystosować do walki. I wybór pukawek i ich ulepszeń jest na tyle duży, że zachęca do ponownego przejścia gry aby zrobić trofea / osiągnięcia i przy okazji pobawić się tymi, które wcześniej ignorowaliśmy. I próćz jednego wyjątku (słabiutki karabin pulsowy) każda jest na swój sposób przydatna. Ale zastrzeżenia mam do dwóch ciosów Isaaca, czyli tupanie aby dobić leżącego już wroga oraz zwykłe uderzenie bronią mający go odrzucić. W obu zupełnie nie czuć mocy, są drętwe i mam wrażenie, że raz działają, a raz nie. A w oryginalnym Dead Spejsie to dobijanie z buta wrogów pamiętam, że bardzo lubiłem (choć wątpię by tam było to zrobione lepiej, tylko może upływ czasu już zrobił swoje. Pewnie za jakiś czas zagram jeszcze raz w wersję z 2008 roku i sprawdzę, jak to mam w zwyczaju po ograniu remajków.). Fragmenty w zero gravity to fajna odmiana, ale w sterowaniu brakuje mi przycisków góra / dół, możemy tylko lecieć do przodu co jest głupie. I prawie zapomniałem - przybijanie wrogów do ścian za pomocą leżących gdzieniegdzie prętów jest super, za to pochwała!
Fabularnie niestety totalnie mnie tu postacie ani świat przedstawiony nie obchodziły, zmiana tego złego kultu by bardziej przypominał scjentologię jest spoko ciekawostką, ale nic poza tym. Wszystko jest sztampowe, wszelkie audiologii i dialogi przez radio z NPCami mnie nudziły czy nawet czasami wkurzały, wiele było tu sytuacji w stylu "nooo oczywiście, że rozegra się to właśnie w taki sposób jak zawsze w horrorach, jakżeby inaczej!" <przewraca oczami> Isaac po otrzymaniu głosu stracił w moich oczach, bez niego bycie ciągle pchanym w fabule przez osoby trzecie można było zrozumieć, w takiej konwencji to działało, ale tutaj gdy na wszystko się zgadza i jak potulny baranek idzie zrobić cokolwiek mu ktoś powie, ma zero własnej decyzyjności wychodzi na zwykłego frajera. Sam głos też ma raczej taki sobie. Przynajmniej wygląda nadal zajebiście, uwielbiam ten jego kombinezon (tutaj szczególnie na poziomie 4). A z moich dziwnych wymysłów to dla mnie trochę szkoda, że nie pokusili się o większe podkreślenie jego profesji, mogliby dodać tutaj jakąś minigierkę z grzebaniem w płycie głównej, spawanie uszkodzonego kadłuba czy coś. Bo niby wielki inżynier, a jedyne co robimy to wciskanie przycisków i wkładanie elementów na miejsce za pomocą kinezy. Zakończenie równiez mi się nie podobało, a choć samo ponowne przechodzenie gry dla alternatywnego nie było złe dzięki broniom i nowym ulepszeniom, to zawiodłem się, że jedyne co się tam zmieniło fabularnie to ostatnia cutscenka. Słabizna, wcale nie poczułem się nagrodzony za spędzony w ten sposób czas.
Muzycznie nie pamiętam ani jednego utworu, takie typowe ambientowe skrzeczenie z horrorów, a graficznie moim zdaniem jest średnio pod względem technicznym (i te drętwe animacje), ale klimatyczne lokacje to nadrabiają, szczególnie gdy akurat mamy fajną grę światłem. Gdy ma być ciemno jest naprawdę ciemno, a nie taka "włączona lampka nocka" jak to przeważnie bywa i w takiej ciemności czasami jakieś buchające płomienie wyglądają ekstra. Tylko żeby nie było za różowo z tym wkurzał mnie często jeden bug, bo po wejściu do jakiegoś pomieszczenia jest ciemno i dopiero na naszą obecność się po paru sekundach włączają światła, tak to powinno działać, ale co najmniej 20 razy miałem sytuację, gdy nawet przez parę minut panował mrok i dopiero wyjście z tego pomieszczenia i ponowne wejście sprawiało, że skrypt zadziałał. Irytujące. A wydajnościowo w jedynym słusznym trybie mamy stabilne jak skała 60fps, za to oczywiście kciuk w górę.
Podsumowując tragedii nie ma, ale jednak się zawiodłem, narracyjnie mnie ten remake nie wciągnął, bardziej nudził i irytował niż straszył, a gameplayowo jest drętwo prawie jakby to był tylko remaster. Daję
6/10.
A Hat in Time (PS5, PS Plus Extra): Tego potrzebowałem! Dawno się tak dobrze nie bawiłem jak w tej grze "dla dzieci". Czapka w czasie to kolorowa platformówka 3D o dziewczynce podróżującej przez kosmos, która po wypadku nad dziwną planetą musi odzyskać rozsypane z jej statku zasoby (tu wykorzystywane jako paliwo klepsydry ). Pretekst do przygody dobry jak każdy inny. Czym ten tytuł absolutnie mnie zachwycił to różnorodność poziomów i pomysły na nie, genialna muzyka i totalnie trafiający do mnie humor. By to potwierdzić powiem, że oglądam sporo sitcomów, ale rozśmieszają mnie naprawdę nieliczne, a tak na głos to już totalna rzadkość. A tutaj wiele razy śmiałem się jak dziecko z tych durnych dialogów i pomysłów!
Choć to też specyfika mojego poczucia humoru, bo pod tym względem też dużo bardziej trafiają do mnie kreatywne kreskówki niż jakieś tasiemce ze śmiechem z puszki. Samo platformowanie też zasługuje na pochwałę, bardzo przyjemne i z fajnym wachlarzem ruchów, do pełni szczęścia brakowało mi tylko biegania poziomo wzdłuż ścian jak w Prince of Persii (pionowo w górę jest) i trochę więcej kombinacji ciosów parasolką (to nasza główna broń). Jedyna większa wada to niestety bardzo zła praca kamery, często przenika przez jakieś blokujące widok elementy, albo jest za daleko albo za blisko i regulowanie jej prawym analogiem też działa dziwnie. Tytuł cholernie polecam i już kupiłem DLC, w które zagram za jakiś czas (nie od razu, żeby nie zeżreć całego dobra na raz i potem tęsknić).
9/10Plusy i minusy:
+ przeurocza główna bohaterka.
+ mega różnorodne poziomy, wiele ze swoim unikalnym pomysłem na siebie, czy to klimatycznie czy gameplayowo. Raz musimy na czas dobiec do bomby zanim wybuchnie, innym razem prowadzimy śledztwo jak z "Morderstwa w Orient Expressie", gdzie indziej ukrywamy się przed stworem w opuszczonym domu jak w horrorze. Nie było czasu by cokolwiek się znudziło.
+ na poziomach zadań do zrobienia i śmieci do zebrania porozrzucano w sam raz i mamy za nie dobre nagrody jak nowe warianty czapek czy remixy piosenek
+ z wyłączonymi ułatwieniami dla dzieci dla mnie idealny poziom trudności.
+ znakomity oryginalny dubbing, po skończeniu gry sprawdziłem obsadę i nie ma tam nikogo kogo bym znał więc raczej niższy budżet, a odwalili bardzo dobrą robotę. Czuć radochę z nagrywania i wczuwkę w postacie.
+ super przyjemne platformowanie i feeling postaci.
+ fajne walki z bossami.
+ MUZYKA
+ HUMOR
+ / - technicznie pod względem graficznym średnio, ale nadrabia kolorami i artdesignem.
+ / - jeden poziom zaskakująco bardzo mroczny i nie nadaje się dla dzieci. Mi się jako odbiorcy to podobało, ale gdybym był rodzicem widzącym, że w to gra moje dziecko to bym się wkurzył i zabronił.
- okropna praca kamery.
- okazjonalne bugi.
Rogue Legacy (PS Vita / PS5): Chyba jeden z pierwszych roguelike'ów (czy tam lajtów, whatever), który rozpoczął boom na ten gatunek w grach indie. Fajnym przypomnieniem kiedy ta gra wyszła są liczne nawiązania do Skyrima, na który musiał być prawdziwy szał pał kiedy ten tytuł powstawał. Wszystko działa tu tak jak powinno, ale jakoś to takie już dzisiaj... Suche? Gdyby nie to, że grałem w większości na Vicie do podcastów (tylko ostatnie parę godzin na PS5 by przejść bossa, bo na mojej rozklekotanej kieszonsolce dużo trudniej) to pewnie bym porzucił z nudów. Humor niby jest, ale nic naprawdę śmiesznego, muzyka to typowe retro plumkanie, walka i platformowanie bardzo proste (w sensie nieskomplikowane, bo łatwo nie jest), fabuła szczątkowa (25 krótkich wspisów w dzienniku), bossowie nieciekawi. I przede wszystkim duży grind, bo żeby dojść do końca wieeele razy trzeba zginąć by ulepszyć postać, co wiadomo, w tym gatunku jest normalne, ale w stosunku do tego co tytuł oferuje trwało to zdecydowanie za długo (mi zajęło około 25 godzin, a materiału wg mnie jest na ~10). Choć po części to moja wina, bo jak mówiłem na Vicie nie szło mi tutaj najlepiej. Poznawanie unikalnych umiejętności i wad swojego potomstwa to fajny gimmick, ale gdy znałem już je wszystkie, to jeśli akurat do wyboru nie dostałem żadnej dobrej postaci wolałem szybko specjalnie zginąć, niż tracić mój czas się męcząc. Doceniam to co ta gra zrobiła dla gatunku (myślę, że gdyby nie ona, to może by później np. taki świetny Hades nie powstał), ale nawet obok Binding of Isaac wypada już blado. W krótkich sesjach i jako coś do roboty w i tak nudnych chwilach jest ok, ale nic poza tym.
5/10