Tak naprawdę, to egmontowcy powinni rzucić ludzi do kontrolowania nakładu, a nie liczyć na to, że iluś tam czytelników machnie ręką i nie bedzie reklamować uszkodzeń. A do czasu kontroli uszkodzeń wstrzymać sprzedaż wydrukowanych tomów. Tyle, że na to raczej się nie zanosi.
Poza tym informacja o tym, że wszystkie pozostałe egzemplarze są beeee, skłania do przemyśleń typu"No dobra, odeślę i co? Zostanę z niczym? albo kupię egzemplarz jeszcze bardziej zniszczony? Może lepiej dam sobie spokój z reklamacją, można z tym żyć"