Turu
W swoim spisie wymieniasz "Bayki" Drzewieckiego, a ja kojarzę, że były jeszcze chyba "Czarno na Białym" (dwie części) oraz "Love Robot", to też chyba były oficjalne, albumowe wydania.
A skoro już wspominamy i rozważamy jak było i jak mogło być, to mnie trochę dręczą pytania:
Czy zwycięstwo komiksu amerykańskiego nad europejskim było nieuniknione?
A jeśli nawet to czy frankofony musiały zniknąć prawie całkowicie ? (W pewnym okresie ostał się tylko Asterix.)
Może ktoś znający "mechanizmy wydawnicze i rynkowe" ma jakąś teorię.
Dlatego napisałem, że na szybko, jeśli ktoś musi, to może sobie dopisać po jednym albumie w 1992, 1994 i 1996, niewiele to zmienia

Z mojego punktu widzenia komiks amerykański (a dokładnie SH) przez dekadę zdominował rynek, bo cześć czytelników była go spragniona jak kania dżdżu, nieważne jaki, nieważne za ile, ważne że amerykańskie SH, to samo działo się z literaturą, filmami, a nawet kulinariami.
Czy komiks europejski (ze szczególnym wskazaniem na frankofony) miał szansę?
Jasne, ale zabrakło zdeterminowanych decydentów, podejmujących sensowne decyzje wydawnicze.
Przecież była olbrzymia grupa czytelników, którzy kupowali albumy od Prószyńskiego, wystarczyło kontynuować publikację komiksów Andreasa, Gillona, wydać Bilala, Moebiusa, Cazę itp. a nie wykładać się na jakimś "Kryształowym mieczu" czy innej "Kapryśnej księżniczce".
Błędne decyzje u Prószyńskiego, zachowawcza postawa Egmontu, upadek KAWu i Orbity zniechęciły starszych czytelników, a młodsi dostali "hamburgery" bo nie mieli większego wyboru.