Eric Liberge za komiks Pan Wtorek Popielcowy otrzymał mega prestiżową nagrodę im. René Goscinnego. Przyznawana jest ona raz do roku za najlepszy scenariusz. Przeczytajcie jak autor wspomina ten czas.
JM: Popielcowy to wciąż komiks trudny do sklasyfikowania (czarny humor, fantasy, science fiction, akcenty filozoficzne). Mimo to otrzymałeś Nagrodę Goscinnego! Czym według ciebie kierowało się jury?
ÉL: Oceną Druilleta – to oczywiste, jemu zawdzięczam tę nagrodę. Podczas obrad bronił Pana Wtorka Popielcowego ze wszystkich sił, jako że część jury wahała się, czy nagrodzić tak ponury album. Ale Druillet był bardzo stanowczy i udało się. To uniwersum jest kontrowersyjne. Albo je lubimy, albo zupełnie nie. Tu nie ma żadnego kompromisu, w przeciwnym razie przekaz nie zadziała. Reakcje, z którymi się spotykam, są więc zawsze jednoznaczne. Zero obojętności – i to lubię! Nie ma nic gorszego niż obojętność wynikająca ze znużenia i nastawienia na zysk.
JM: To była dla ciebie prawdziwa konsekracja, gdyż to Philippe Druillet wręczał ci tę nagrodę. Jak się czułeś, przyjmując gratulacje od mistrza?
ÉL: Od mojego mistrza! To było niesamowicie motywujące, by się niepoddawać. Ta nagroda stała się namacalnym dowodem – miałem rację,dla moich małych kościotrupów też znaleźli się czytelnicy. I to nie był przypadek, że Druillet wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Udało mi się go znaleźć na festiwalu. Miał stoisko na drugim końcu sali, między swoimi posągami. Nikt do niego nie zaglądał, do mnie zresztą też nie.
Podszedłem do niego, wręczyłem mu swój komiks i powiedziałem coś bardzo głupiego w rodzaju: „Dzień dobry, oto mój album. Robię komiksy dzięki panu”. To wszystko prawda! Od początku dobrze się dogadywaliśmy, a on zaproponował mi nominację do Nagrody Goscinnego bo był w jury. Odpowiedziałem: „Z przyjemnością!”, nie mając przecież nic do stracenia. Daleki byłem jednak od przypuszczeń, że cokolwiek mogłoby się w tym temacie udać.
Pan Wtorek Popielcowy już w przedsprzedaży.