Niedzielne czytanie Korrigans. Bardzo mi się podobał. Jeden z najlepszych albumów Studia Lain w mojej kolekcji. Trochę Niekończącej się opowieści, trochę celtyckich mitów, wymieszane z Labiryntem Jima Hensona i Władcą Pierścieni, ale mocniejsze, bardziej mroczne i nie dla dzieci. O ile Zygfryda mógłbym polecić każdemu jako bardziej familijne fantasy, to Korriganie lubią epatować nagością, przemocą, mrokiem i realistycznym rysunkiem. Historia ta zawiera kilka oklepanych motywów czyli są niziołki, ładni dobrzy ludzie, ci źli to kreatury, zamek z mrocznym panem, armia orków, nazgule, jest dziecko z mocą, finałowa bitwa itd. Czyli taki Władca Pierścieni, ale jakby inaczej bowiem dodano krew, kosę pod żebro, cycki i jakiś gwałcik też się znajdzie. Szkoda, że w środku nie ma pozostałych trzech okładek poszczególnych zeszytów, a są tylko jakieś słabe kwadraciki na białym tle. Zawsze bardzo na to zwracam uwagę, żeby między zeszytami (lub przynajmniej pod koniec) wydrukowano okładki. To dla mnie integralna część komiksu.