Dla mnie - w przypadku paru mniejszych wydawnictw - wynikają raczej z minimalizacji kosztów (tłumacze po taniości, brak redakcji, średnia korekta), co na szczęście nie jest regułą (przykładowo do komiksów KBOOM, które czytałem, nie mam zastrzeżeń).
Biorąc pod uwagę ile kosztuje korekta, a ile licencja i druk, nie wierzę, że brak korekty wynika z kosztów, bo przy cenie druku to są grosze. Wydawca, który płaci grube tysiące lub dziesiątki tysięcy za druk, a oszczędza dwieście złotych na korekcie, byłby po prostu debilem. Nie podejrzewam nikogo o bycie debilem, więc sądzę, że wydawcy po prostu wydaje się, że nie jest ona potrzebna, a nie że jest za droga.
Podobnie z tłumaczeniem - nie sądzę, żeby słaby tłumacz wziął znacznie mniej, niż niezbyt drogi dobry tłumacz.
Realna minimalizacja kosztów to druk w szarościach zamiast koloru albo zszywki zamiast grzbietu.
Oczywiście, niezadowoleni czytelnicy mają prawo wytknąć wydawcy błędy, ale w większości przypadków nie wynikają one ani z braku szacunku, ani z obniżania kosztów, to według mnie mity. Pytanie czy ci czytelnicy chcą podyskutować o faktycznych powodach tych problemów, czy po prostu sobie ponarzekać. Niestety mam wrażenie, że takie zwykłe narzekactwo bardzo mocno zdominowało wszelkie komiksowe dyskusje w internecie.
W 1958 magazyn komiksowy "Przygoda" napisał, że niestety nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego poziomu komiksów oraz jakości druku, więc z szacunku do czytelników zakończy działalność. Gdyby współcześni wydawcy mieli potraktować poważnie komentarze w internecie, zapewne zrobiliby to samo, co Przygoda.