Finalny pojedynek rozegrał się między trzema tytułami: Incal, Jimmy Corrigan, ale po rozważeniu wszystkich za i przeciw wygrał:
Jason i jego "Hey, Wait..."
Perfekcyjna synergia minimalistycznej formy i maksymalnej siły rażenia przekazu. Czytałem go wiele razy i zawsze tak samo na mnie działa.
My tutaj wymieniamy rzeczy oczywiste typu Sandman, Strażnicy, Maus czy Wieczna Wojna, a to jest bardzo ciekawy wybór.
Kupiłem i przeczytałem ten komiks (w Polsce wydany jako "Stój...") dopiero w marcu 2019 roku czyli dokładnie rok temu i oceniłem 8/10 czyli bardzo dobry. Bardzo lubię używać skali punktowej, bo pod każdą cyfrą mam zakodowany wyraz, np. 8 to już komiks znakomity czyli bardzo dobry, a wyżej są tylko rewelacyjne i arcydzieła. Natomiast czasem (bardzo rzadko) mam zakodowaną w głowie gwiazdkę przy ocenie 8, a na dole wyjaśnienie, że co prawda dla mnie dane dzieło jest bardzo dobre, ale totalnie rozumiem dlaczego dla kogoś jest to 10/10 arcydzieło. Dziewiątki i dziesiątki, to rzeczy bardzo dobre, w których ja osobiście poczułem coś więcej podczas lektury. I tak jest właśnie np. z Goliatem Toma Gaulda i Stój... Jasona. Rozumiem, że to jest coś wybitnego, ale nie mogę uczciwie przyznać, że moje pierwsze spotkanie z dziełem było czymś więcej. Ale widzę i wiem (nie do końca czując), że dany komiks tym czymś więcej JEST. I jak już będę duży, choć trochę zmądrzeję i coś mi przeskoczy w głowie podczas ponownej lektury, to ocena pójdzie w górę. Stój... jest komiksem wydawałoby się prostym, ale mądrym i tak dogłębnie mrożącym serce i zapierającym dech w piersiach, czy co tam się dzieje w środku człowieka, że zasługuje na to aby każdy go przeczytał. Myślę, że sporo osób od razu (lub może później) uzna go za dzieło wybitne. Obok Stój... nie da się przejść obojętnie, a jeśli jakimś cudem da, to zdecydowanie nie powinno.