Funky Koval
Dłuższy okres czasu zajęło mi zdecydowanie się na napisanie tych kilku zdań odnośnie nowego wydania kultowego komiksu Macieja Parowskiego, Jacka Rodka oraz Bogusława Polcha. Funky Kovala czytałem kilka lat temu i z tego co potrafiłem sobie przypomnieć była to pozycja strasznie nierówna. Momentami niesamowicie wciągająca i wywołująca napięcie, w innej części totalnie przegadana i przeciętnie spójna.
Czy coś się zmieniło w mojej ocenie? Nie bardzo. Pomimo tego że mój gust komiksowy zmienił się dosyć solidnie. Ale pisząc wstęp nie mógłbym wspomnieć o genialnej przedmowie Krzysztofa Lipki-Chudzika. Przyznam się szczerze, że miałem ciary. Uwielbiam opowieści z przed x lat, nacechowane na opisywanie emocji, jakie pojawiały się w danej sytuacji, usiłowanie i podjęcie próby podzielenia się z czytelnikiem tym, co wtedy grało w duszy danej jednostki. Bo kto z Nas nie pamięta z nostalgią pierwszych wypraw po komiksy? Obojętnie jakie to były czasy, obojętnie ile mieliśmy lat i co robiliśmy. Teraz mamy wszytko na wyciągnięcie ręki, odpalamy laptopa albo kupujemy na smartfonie, dwadzieścia kilka godzin i paczka jest u nas. Czytamy co i ile chcemy (albo na ile pozwala nam zawartość stanu konta). Kiedyś było inaczej. Po mangi Dragon Ball czy Naruto chodziłem do pobliskiego kiosku ruchu. Gdy po pewnym czasie przestali je sprowadzać, moim celem stała się księgarnia Matras. Były takie tygodnie kiedy codziennie brałem rower i jechałem poszukać kolejnego tomiku ulubionej serii, bo chciałem koniecznie poznać dalszy ciąg historii. Podobnie było z kolejnymi numerami Kaczora Donalda, wydań Mandragory czy Dobrego Komiksu.
Zazwyczaj przedmowy, wstępy to laurka dla danej pozycji. Ochy i achy, jakie do pięknie narysowane, jak to dobrze napisane, twórcy przeszli samych siebie, komiks roku itd. W tym przypadku jest inaczej, otrzymujemy studium. Zachwyty jak i krytykę. Szukanie odpowiedzi, dlaczego nie wykorzystano możliwości. Mamy tu miejsce na podziw, zalążki wzorców, lecz zarazem gorzki posmak i poczucie niewykorzystanego w stu procentach potencjału.
Trudno mi się z tym nie zgodzić. Frajda i przyjemność z lektury jest tutaj przeróżna. Połowa albumu to najlepsze co spotkało FK. Bez Oddechu i Sam przeciw wszystkim czyta się rewelacyjnie. Cuda wyprawia w nich Bogusław Polch. To jaki talent miał w ręku, było niewiarygodne. Ilość detali na kadrach, precyzyjne odwzorowanie emocji na twarzach, powiem delikatności. Sztos.
Czytałem sporo na fejsie, forach opinie o jakości wydania. Wyretuszowana zawartość podzieliła fanów. Szczerze, nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony okładka limitowana jest bez retuszu, w środku wszystko bialutkie. Ktoś napisał, że na zachodzie takie zabiegi są popularne w specjalnych edycjach. Dla mnie to takie trochę mało spójne. Natomiast trzeba przyznać, że kreska otrzymała pewne doładowanie i stała się bardziej wyrazista, lekka. Sam nie wiem, którą opcję bym wybrał na miejscu Kurca. Finalnie jednak chyba nic bym już nie zmieniał.
Samo wydanie jest bardzo dobrej jakości, twarda okładka, odpowiedni papier. Duży plus za wstęp i dodatkowe materiały. Jeżeli już miałbym się do czegoś przyczepić to do grafiki z autografem Jacka Rodka. Tyle niesamowitych plansz można było wybrać i je na niej umieścić, a z boku zrobić miejsce na podpis. Wyszło dla mnie trochę sztywno, prawie puste tło oprócz loga wydawcy, nazwy komiksu i trzech niewielkich twarzy Autorów.
Ocena wydania 9/10
Ocena samego komiksu 7/10
Cieszy mnie wizja posiadania takiego egzemplarza w kolekcji, kawał historii polskiego komiksu. Bogusław Polch w moim odczuciu powinien zrobić znacznie większą karierę. Z pewnością na to zasługiwał, niesamowity talent.