Przebiegłem oczami (z racji tego, że "przeczytałem" to cokolwiek duże słowo) "Poison Ivy Thorns" i jak na ogół staram się szukać jakichkolwiek pozytywów żeby w ten czy inny sposób zracjonalizować podjętą decyzję zakupową tak w tym wypadku jest to całkowicie zmarnowane pół godziny życia i wyrzucone w błoto pieniądze.
Generalnie to nie jest komiks tylko jakiś wypluty przez A.I. pamflet społeczny. Fabuła pretekstowa, teksty dosłownie jak wyrzucone z komputerowego generatora, za to z całego zakresu "problemów społecznych" zabrakło chyba tylko gwałtu i eutanazji.
Generalnie odradzam ten feministyczny, cokolwiek bełkotliwy manifest. Jeżeli tym teraz karmi się jankeskich "young adults" to szczęścia życzę, bo im się przyda.
Nawet nie wiem jak to ocenić, bo rysunki marne, fabuła na poziomie inteligencji zaangażowanej 12-sto latki, dialogi jak z syntezatora mowy... Liczyłem na jakiś nowy rys postaci a zderzyłem się z...
Żywcem nie wiem jak to ocenić. 3/10? Przy czym nie wiem za co te 3, bo nawet kolory mocno wypłowiałe...
A. No i na koniec tomu dają próbkę "I am not Starfire", plus garść numerów infolinii dla wszystkich pokrzywdzonych tego świata. Taki to typ "komiksu"... I nie. Nie chodzi mi o to żeby naigrawać się z pokrzywdzonych na różne sposoby dzieciaków. Po prostu to jest wszystko tak prymitywnie zrobione, że "Janko Muzykant" to bardziej angażująca i dająca więcej satysfakcji lektura.