No tak - ciekawsze byłyby wysokie nakłady z wąskiej oferty, ale... To tak to już w PRL-u było. I fajnie nie było.
A tak w ogóle to o którym rynku dyskutujemy? Czytelnika, wydawcy, czy autora?
Dla czytelnika - piszę z tej perspektywy - rynek komiksowy dogonił rynek książki. Jest nadprodukcja, jest fajnie.
Szanowny czytelniku, nie ma czegoś takiego jak odrębne rynki czytelnika, wydawcy i autora, jest jeden rynek, w którym wszyscy koegzystują i są od siebie zależni.
W poprzednim swoim poście napisałeś:
Rynek jest doskonale rozwinięty - nadprodukcja (stąd te forumowe kupki wstydu) świadczy o tym, że jest super.
Odpowiadam (ponownie), nic z tego co napisałeś nie jest prawdą, rynek (w żadnym z aspektów) nie jest doskonale rozwinięty.
Mamy pozorną nadprodukcję, który wynika z prozaicznego wprowadzania olbrzymiej masy komiksów licencyjnych, których nakłady są zbyt niskie żeby utrzymać wydawnictwa, więc rekompensują to sobie one ilością tytułów.
Mamy czytelników, którzy z jednej strony wciąż są obarczeni PRL-owską mentalnością kupowania wszystkiego na zapas, ale z drugiej strony są do tego po prostu zmuszeni, bo wydawnictwa bardzo często mają nakłady „na styk”, ze względu na brak możliwości utrzymania swojej pełnej oferty przez długi czas w szerokiej dystrybucji.
Mamy komiksy autorów krajowych i zagranicznych, jednak praktycznie żaden z autorów nie byłby w stanie utrzymać się ze sprzedaży swoich komiksów tylko w Polsce.
Przy doskonale rozwiniętym rynku:
-wydawnictwa drukują nakłady większe niż bieżące zapotrzebowanie i mają możliwość utrzymania swojej oferty w szerokiej dystrybucji przez dłuższy czas.
-czytelnicy nie kupują na zapas, tylko uzupełniają swoją kolekcję w miarę potrzeb i rzeczywistych zainteresowań.
-autorzy, przynajmniej ci topowi, są w stanie utrzymać się z tego co robią.
Coś pominąłem?