Jak powinno się wydawać komiksy?
Z dobrym tłumaczeniem, korektą i redakcją, z jakościowych materiałów i żeby czerń była czarna.
Fajne marzenia masz
Najpierw musisz - najlepiej podczas jakiegoś dużego konwentu komiksowego - spytać niektórych wydawców (bo to domena nielicznych, ale jednak), dlaczego w stopce nie uwzględniają pozycji korekta lub redakcja i czy to znaczy, że korekty/redakcji nie było. Później warto dopytać kolejnych, którzy w stopce w miejscu korekta wpisują randomowe imię: Bogna, Jagna, Anna, Hermenegilda i takie tam, czy to realne osoby. Kolejnym pytaniem, które powinno się zadać na takiej imprezie (tu również do części wydawców) - czy wpisywanie w polu redakcja właściciela lub jednego z właścicieli wydawnictwa to taki polski trend, czy europejska norma. No i - rzecz jasna - czy taki właściciel wydawnictwa ma pojęcie o redakcji i ją wykonuje, czy został wpisany tylko dlatego, bo wypadało kogoś wpisać. Na koniec zostaje pytanie na panel tłumaczy, dowiedzieć się, dla ilu z nich tłumaczenie to świadomy wybór kariery (odpowiednie studia i podobne), a ilu to samouki. Należałoby też bez ogródek zapytać ich, od ilu lat nie mieli podwyżki za swoją pracę (obojętnie czy jest im płacone od strony, czy od wiersza) i dlaczego jest to okres pięciu lub więcej lat. I jak takie negocjacje o podwyżkę z wydawcą wyglądają. Wtedy uświadomisz sobie, że taki tłumacz, aby godnie żyć (a wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia), bierze na siebie tyle zleceń, że albo zawala terminy, albo robi to w niedoczasie, i wówczas jakość tłumaczenia pozostawia wiele do życzenia (tu pozostaje mrówcza robota redakcji).
Reasumując, aby twoje marzenia się ziściły, to komiksy powinny być trzydzieści, czterdzieści procent droższe, niż są obecne. Przemilczmy już temat apanaży za wykonywanie kolejnych prac przy komiksach niekoniecznie regulowanych w dobrym i stabilnym złotym, bo wówczas cena takiego komiksu wzrosłaby jeszcze bardziej. Ryneczek jest rozepchany ilością niepotrzebnych komiksów i wydań dla kolekcjonerów - które w żaden sposób tego rynku nie rozwijają. Polska to nie Francja, Włochy czy Anglia, u nas sprzedaż tysiąca egzemplarzy to wielka feta. Gdyby kultura była w kraju postrzegana normalnie (odwieczne pytania, a czemu tak drogo, a to nie powinno być za darmo?), a rynek funkcjonował poprawnie - czyli średnia sprzedaż na poziomie pięciu-dziesięciu tysięcy egzemplarzy, to wszystko, o co zabiegasz, zapewne działałoby bez zarzutu. Załamanie dopiero przed nami - po kolejnej podwyżce pensji minimalnej i oskładkowaniu umów zlecenia. Komiks dopiero stanie się dobrem luksusowym i nawet grono najwierniejszych klientów (te 300-500 osób) może tego nie udźwignąć. Jednolita cena książki - jeśli kiedykolwiek zostanie uchwalona - to będzie ostateczny gwóźdź do trumny. Wtedy czytelnicy przeproszą się z hałdami wstydu.