Moim zdaniem trudno jest nie zgodzić się, że posty Bazyliszka bywają uciążliwe, ale często następujące po nich kilkanaście postów mówiących, jaki to Bazyliszek jest be, także są uciążliwe. Jeśli w tych postach o Bazyliszku jest jakaś rzeczowa krytyka, jakieś odwołanie się do faktów czy miarodajna polemika, to mają pewną wartość, bo wskazują okazjonalnym czytelnikom, że jego ryzykowne tezy często nie mają wiele wspólnego z prawdą. Ale jeśli jedynym celem takich postów jest przypomnienie, jakie dziwne rzeczy pisze Bazyliszek, puszczenie paru wycieczek osobistych i robienie sobie beki... to ta śpiewka też robi się stara i nudna.
W temacie o komiksach Disneya napisałem o tym, że ujawniono, że tłumaczem pierwszego wydania "Życia i czasów Sknerusa McKwacza" był Tomasz Kołodziejczak. Specjalnie nie robiłem w tym poście żadnej aluzji do Bazyliszka, bo stwierdziłem, że nie warto. Ale puff! i pojawiły się potem dwa posty analizujące, jaki wpływ ta sytuacja będzie miała na Bazyliszka - zanim w ogóle się pojawił w temacie. Jeżeli niektórzy mają go dość, to po co go przywoływać, gdy sam nie pojawia się w rozmowie?