Próbuję zrozumieć ten temat za każdym razem, gdy się pojawia i zawsze mam z tym problem. Nie znam się zupełnie na tym rynku, albo inaczej - znam się tyle, ile zna się przeciętny klient.
Przede wszystkim nurtują mnie 2 kwestie:
- z czego wynika fakt drukowania cen na książkach? Ale też chyba na płytach CD/DVD (tu pewny nie jestem, bo już dawno poznałem świat elektroniczny). Jest jakiś ogólnoświatowy obowiązek? W innych krajach też przecież jest cena okładkowa podana. Trochę trywializując, ale mój ulubiony jogurt w każdym sklepie kosztuje inaczej i się da z tym żyć.
- o co chodzi z tymi rabatami? Było to nieraz tłumaczone, że to ma być wabik na klienta i że to działa tak mocno, że wydawcy się stosują, mimo że część kosztów zależy od ceny okładkowej. Czyli, że opłaca im się ponieść wyższe koszty, bo wyższa sprzedaż z rabatami im to powinna zrekompensować. Skoro wydawcy tak mówią (i robią), to pewnie tak jest. Chociaż zupełnie to dla mnie jest niezrozumiałe. Też gdzieś jest granica, bo przecież jeszcze nikt nie wydaje komiksów za 1000 zł okładkowej z rabatem 90%. Dlaczego inne rynki tak nie funkcjonują? Parę dni temu zostałem zmuszony do kupna srajfona. I normalnie przerzuciłem internet, zorientowałem się w poziomach cen i sprawdziłem, czy w sklepie za rogiem cena jest zbliżona do tego poziomu. Nigdzie nie widziałem ofert -30%. Bo i od czego?
Ja tam nie zarzucam nikomu złej woli. Nie chce mi się wierzyć, że jedna czy druga partia i jakaś izba handlowa upatrzyła sobie rynek książki i powiedziała, że go zniszczymy. Nawet założenie o jakimś lobby wydaje mi się naciągane. Ten rynek jest aż tyle warty i skutki będą dla tego lobby tak atrakcyjne, żeby prowadzić taką wieloletnią krucjatę?
Bardziej przypomina mi to działanie bez dokładniejszego określenia celu, diagnozy problemów, analizy potencjalnych skutków. Takie działanie dla działania, jak to było np. z likwidacją gimnazjów czy teraz z pracami domowymi. Najpierw należy zdefiniować cel, jaki chce się osiągnąć a później określić narzędzia, które do niego doprowadzą (właśnie jak struktura szkół, podstawa programowa, czy jakieś prace domowe).
Tak samo z książkami - że ma to być wsparcie dla małych księgarni. I super, ale wsparciem byłoby przede wszystkim zwiększenie czytelnictwa i temu powinny służyć działania. Gdyby ludzie szukali książek jak ciepłego pieczywa z rana, to nikogo wspierać by nie trzeba było. Tylko że trzeba by jeszcze nałożyć na to przyzwyczajenia klientów, bo sieć generuje pewnie coraz większą sprzedaż, i ebooki też pewnie będą zwiększać swój udział (mnie tutaj już nikt nie namówi na kupowanie tradycyjnych książek). No i wartościowa byłaby analiza rynku, która by pokazała, czy dochodzi do nadużywania pozycji przez jakieś podmioty.
A ta jednolita cena książek z mojej perspektywy, to jeśli podniesie ceny, to zmniejszy moje zakupy, jeśli nie zmieni cen, to też nie zmieni poziomu zakupów. Na pewno nie będę się czaił rok, żeby coś kupić. Jak wpadnie taka przeceniona oferta, to być może skorzystam. Zresztą, teraz też zdarzają się jakieś wyprzedaże i z nich nie korzystam (kupuję tylko to, co mnie naprawdę interesuje, a nie to co jest tanie).